Najlepszy z możliwych światów
Zamiarem autora była książka ku pokrzepieniu serc. Rok 2001 był rokiem Leszka Millera - druzgocąca klęska obozu solidarnościowego w wyborach musiała sprowokować pana Marcina do reakcji.
No i mamy "pouczającą" historię, że żyjemy w najlepszym z możliwych światów, kierowanym przez boską opatrzność, a najlepszy ze wszystkiego jest nasz "katoland". Wszyscy Polacy i kilka wyjątków zza granicy (Winston Churchill) to postacie jasne. Reszta to ludzie tym bardziej odrażający fizycznie i psychicznie, im bardziej wrodzy Polsce. Nachalne epitety ukierunkowujące czytelnika na właściwy trop można sobie podarować. Śmieszne to nie jest. Proste jak cep. Dystansu za mało - widać poglądy pana Marcina na historię najnowszą i jego uprzedzenia.
Razić musi tempo. Po prostu równa, niekończąca się seria z karbinu maszynowego wykańcza czytającego. Bohaterowie nie mają nawet chwili refleksji, tylko zmieniają swoje stany umysłowe.
Jedyne, co można wyróżnić, to rekordowa ilość prawdziwych nazwisk użytych w książce, niektórych z wyraźnym ukłonem lizusa...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.