Dodany: 29.06.2004 09:00|Autor: Mroz

Puść to jeszcze raz, Rob


Moje pierwsze spotkanie z prozą Nicka Hornby’ego mogło chyba wypaść lepiej – przecież film „Był sobie chłopiec”, będący adaptacją jego powieści, bardzo mi się podobał. „Wierność w stereo” to rzeczywiście - jak zachęcają entuzjastyczne notki na okładce – pełna humoru opowieść o Robie, którego życie koncentruje się na kobietach, seksie i muzyce. Niestety okazuje się, że aby w pełni docenić tę postać, musiałbym dużo lepiej orientować się w muzyce rozrywkowej. Bo dla Roba, będącego właścicielem małego sklepiku płytowego, wyznacznikiem tego, kim jest dana osoba i czy warto się z nią zadawać, jest słuchana przez nią muzyka, a ściślej - posiadana przez delikwenta kolekcja nagrań... Rob zobaczywszy moja eklektyczną zbieraninę kompaktów z pewności zdobyłby się najwyżej na pełen politowania uśmieszek, natomiast ja nie potrafiłem docenić i w pełni zrozumieć wielu wypowiedzi bohaterów, gdyż po prostu nie słyszałem utworów, o których oni rozmawiają. W końcu jedną z ulubionych rozrywek Roba i jego współpracowników ze sklepu jest układanie różnych zwariowanych list - na przykład pięciu najlepszych pierwszych utworów z pierwszej strony płyty – a niby jakim cudem miałbym je znać, skoro ja nawet nie wiem, kim jest Marvin Gaye... Ale też nie dziwi mnie, że powieść ta stała się podstawą scenariusza komedii romantycznej, która odniosła spory sukces – po prostu w filmie można było usłyszeć te piosenki i widzowie w znacznie mniejszym stopniu musieli znać się na muzyce...

Pomijając kwestię mojego „analfabetyzmu muzycznego”, to początkowo Rob budził we mnie antypatię głównie z powodu swojego dość instrumentalnego podejścia do kobiet. Dopiero wraz z rozwojem akcji doszedłem do wniosku, że celem autora nie było przedstawienie zadufanego w sobie macho, lecz chyba raczej ukazanie sposobu racjonalizowania swoich zachowań przez faceta, którego porzuciła ukochana kobieta. Najdziwniejsze jest to, że mimo mojej początkowej niechęci do głównego bohatera w miarę lektury byłem coraz bardziej zainteresowany tym, co się wydarzy i zaczynałem wręcz „kibicować” Robowi, żeby stał się odpowiedzialnym mężczyzną, ale jednocześnie zachował swoją swobodę ducha.

Uważam, że Nick Hornby naprawdę potrafi świetnie pisać i mimo wszystko warto było sięgnąć po tę książkę, ale polecam ją szczególnie osobom, które lubią słuchać muzyki i się na niej znają.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6818
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: agni5 28.12.2005 11:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Moje pierwsze spotkanie z... | Mroz
Tak naprawdę to nie jest istotne żeby tę muzykę znać czy jej nie znać - celem tego rzucania tytułami i wykonawcami jest pokazanie swoistego 'hopla' bohatera i jego z lekka dziecinnych kryteriów oceniania ludzi.
Użytkownik: tilia8 30.03.2011 16:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Moje pierwsze spotkanie z... | Mroz
A mnie bohater książki i jego perypetie pozostawiły obojętną... a wręcz niechętną, i ta niechęć do bohatera wcale nie przeszła wraz z czytaniem.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: