Chyba każdy z nas na jakimś etapie swego życia zastanawiał się nad tym, czy istnieje jakaś nadprzyrodzona materia, sprawcza siła świata, zwana dla uproszczenia Bogiem? I czy owa siła jest jedna, o wielu twarzach, czy jest owych istnień kosmicznych więcej? Czy jest ich tak wiele, jak wiele jest różnorakich wierzeń na naszej planecie?

Książka Catharine Clément pt. „Podróż Teo” jest jakby leksykonem największych religii świata zamkniętym w ramach powieści. Prosta fabuła jest tylko pretekstem do tego, by zapoznać czytelnika z największymi wierzeniami istniejącymi na naszej planecie. Czternastoletni chłopiec, u którego francuscy lekarze wykryli białaczkę, wyrusza, wraz ze swoją ekscentryczną ciotką Martą, w podróż dookoła świata, by odkryć największą tajemnicę, jaką jest Bóg. Oczywiście wraz z przemierzonymi krajami, kontynentami uświadamia sobie, że im więcej wie o różnych religiach, o kultach, tym bardziej samo pojęcie Boga wymyka się jakimkolwiek definicjom.

Prócz ciotki Marty, która troszczy się o niego, robiąc co chwila badania kontrolne w różnych szpitalach, Teo poznaje szereg osób, jak się domyślać można, niezwykle sympatycznych, obdarzonych ogromną wiedzą o swoim kraju, a przede wszystkim o religii czy religiach tam wyznawanych. Bratanek Marty jest niezwykle pojętnym uczniem, potrafiącym wysnuwać wnioski i zadawać tylko mądre pytania.

Książka Clément jest doskonałym punktem wyjścia do tego, by zainteresować się religioznawstwem, by głębiej zacząć szperać, odkrywając kolorową mozaikę wierzeń, religii kultywowanych na naszej planecie. Clément doskonale propaguje ideę tolerancji między wyznaniami. Książka kończy się ogólnym piknikiem w Delfach, gdzie była starożytna siedziba wieszczki Pytii. To przecież w starożytnej Grecji nasza cywilizacja, a przez to i religia, ma swe korzenie. Tam to spotykają się wszyscy przewodnicy Teo, przybyli z całego świata, bo nieważne jest, w jakiego boga się wierzy. Najistotniejsze jest to, by nie popaść w fanatyzm, który niszczy wszystko to, co wartościowe i piękne.