Dodany: 10.07.2005 18:17|Autor: Vilya

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Pustelnicy i demony
Przybylski Ryszard

Ostatnie kuszenie?...


"Dawniejsi ludzie byli wysocy i piękni (teraz są tylko dziećmi i karłami), ale ten fakt jest jednym z wielu świadczących o nieszczęściu świata, który się starzeje. Młodość nie pragnie już wiedzy, nauka upada, cały świat staje na głowie, ślepcy prowadzą ślepców i rzucają ich w przepaści, ptaki podrywają się z gniazd, zanim zaczną fruwać, osioł gra na lirze, woły tańcują. Maria nie miłuje już życia kontemplacyjnego, a Marta życia czynnego, Lea jest bezpłodna, Rachel ma spojrzenie pożądliwe, Katon uczęszcza do lupanarów, Lukrecjusz staje się kobietą. Wszystko zeszło ze swojej drogi"*. Takie słowa wkłada Umberto Eco w usta benedyktyńskiego mnicha, któremu przychodzi opisywać rzeczywistość XIV wieku. Ja zaś pozwalam sobie na ten przydługi być może cytat, gdyż mam wrażenie, że Ryszard Przybylski mógłby się pod nim podpisać obiema rękami; bynajmniej nie z tego tylko powodu, że podziela w odniesieniu do współczesności owo uczucie rozpadu świata, jego określonego porządku, o którym mówi Adso. Poza tym katastrofizmem łączy ich co najmniej jeszcze jedno - jedyna prawdziwa i godna uwagi rzeczywistość to ta, która głęboko zakorzeniona jest w kulturze. Kulturze, co dodać koniecznie należy, przede wszystkim chrześcijańskiej, chociaż nierozerwalnie splecionej z dziedzictwem śródziemnomorskim. Oczywiście, analogia ta, tak użyteczna w ukazaniu pewnych zbieżności, rozbija się szybko, gdy chcemy konfrontować ze sobą szczegóły. Być może nawet z pewną nutką cynizmu jesteśmy w stanie spojrzeć na zwierzenia Adso, może gdzieś w głębi duszy dochodzimy nawet do wniosku, że tak naprawdę prawo do rozczarowania światem - chociaż tendencje takie dochodziły do głosu z zadziwiającą regularnością w różnych epokach - ma przede wszystkim człowiek współczesny. Nie benedyktyński mnich więc, lecz Umberto Eco lub jego czytelnik. Nie anachoreci, o których opowiadać będzie zajmująco Przybylski, lecz sam eseista, którego udziałem - jak i tylu milionów innych - stały się doświadczenia XX wieku.

Napisał Przybylski esej przejmujący, gdyż w świecie kultury, która w odczuciu samego autora ulega degeneracji i wyjałowieniu przez odmowę uczestnictwa, broni ciągłości tejże. Doświadczenie zwątpienia, kryzysu, niewiary ma swoje odpowiedniki. Tym wybranym i analizowanym będzie rzeczywistość pierwszych wieków chrześcijaństwa, gdy to ucieczka od cywilizacji, w pustkę, na pustynię, miała stać się początkiem poszukiwania Boga. W innych swoich książkach reinterpretuje pojęcie klasycyzmu, pokazując, jak daleko mu do uproszczeń i naiwności. W tej z taką samą, zaiste diabelską, sprawnością zmaga się z problemem pokusy, dwoistości natury człowieka i z walką z demonami, która stanowić ma nieodłączny element kondycji ludzkiej. Niezależny od upływu czasu. Do Ojców Pustyni może nam być o tyle blisko, że także żyli w czasach niedobrych. Tragicznych w tym sensie, że coś musiało odejść w zapomnienie, aby narodzić mógł się nowy świat. Nietrudno w takim momencie o pogardę wobec rzeczywistości. Niekoniecznie jednak musi ona w efekcie rodzić dojrzały ruch sprzeciwu, niekoniecznie musi zyskiwać określony kształt intelektualny w przemyślanych rozważaniach. Zapisach zmagań. Wodzenia na pokuszenia. I walki z tą pokusą. Przybylski oferuje fascynujące odczytanie tych tekstów - głęboką i zaangażowaną lekturę, docierającą do ważkich sensów. Interpretację jednak bardzo mocno powiązaną z tu i teraz, ani na moment niepozwalającą zapomnieć, kto jest autorem każdego napisanego słowa. Czytamy dziś Ojców Pustyni mając na uwadze i w pamięci wszystko to, co stało się później; także i to, w jak prostacki lub wprost przeciwnie, nad wyraz subtelny sposób kuszono zarówno grupy, jak i jednostki - każdego człowieka z osobna. To pozwala nam na krytyczny stosunek wobec tekstu, czasami nawet na przelotny uśmiech wyższości. Czerpiąc doświadczenie, nie pozostajemy na poziomie całkowitej akceptacji - w każdym razie nie może i nie powinien tak odbierać tego eseju czytelnik niejako projektowany w tekście. To kultura jest tym, co splata moje doświadcznie z przeżyciem kogoś, kto żył kilkaset lat przede mną. Interesujące same w sobie rozważania o tym, jak pojmowano relacje między cielesnością a duchowością, jak śmiertelnego wroga widziano w materii czy jak obawiano się demonów nabierają jednak głębszego sensu dopiero wtedy, gdy uzupełnione są podążaniem szlakiem refleksji autora, która każe nam zastanowić się nad tym, jak my te same sprawy widzimy dziś. Mimo że, być może, środki wyrazu mamy całkowicie inne.

Czytam Przybylskiego nie tylko ze względu na jakość jego eseistyki. Także, w nie mniejszym stopniu, ze względu na język, jakim się posługuje. Z każdym kolejnym tekstem coraz bardziej zadziwia mnie jego sprawność, barwność, sugestywność, zdolność tworzenia karkołomnych konstrukcji i porównań, na których jednak jeszcze nigdy się nie poślizgnął. To zawsze eseje - a co ciekawsze, także i teksty naukowe, które teoretycznie przynajmniej w sposób bardziej rygorystyczny ograniczają swobodę pisania - w których indywidualność autora jest na pierwszym planie, nie ma w niej jednak nic z nachalności. Przefiltrowanie poglądów przez osobowość. Mówię to ja, Ryszard Przybylski, mówię w pierwszej osobie. Nie ma potrzeby ukrywania gdzieś po kątach fascynacji czy wręcz obsesyjnie wracających tematów. Esej, z tkwiącym u jego podstaw założeniem o silnie zaznaczonej obecności autora w tekście, wydaje się być formą optymalną.

Jeżeli więc całą twórczość Przybylskiego uznać za pokusę (a w moim wypadku jest nią faktycznie), to zaprawdę nie będę się zbytnio opierać takiemu kuszeniu. I na pewno nie będzie ono ostatnim...

---
* Umberto Eco, Imię róży, przeł. Adam Szymanowski, Warszawa 1987, s. 20.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4217
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: