Dodany: 06.04.2024 00:25|Autor: zdrojek

Książka: Acharnejczycy
Arystofanes (Aristophanes)

1 osoba poleca ten tekst.

Dlaczego klasycy?


Często można się spotkać z kręceniem nosem na samą myśl o czytaniu klasyków antycznych – Homera, Sofoklesa, Ajschylosa. Arystofanes – jakby nie patrzeć – także wchodzi do tego zacnego grona. W obliczu tekstów poważnych, dramatycznych, z mnóstwem nawiązań mitologicznych i wykorzystaniem wielu toposów odległych współczesnemu czytelnikowi, poruszanych i stosowanych w latach zamierzchłych, lektura dzieł ww. twórców zdaje się powodować ból brzucha i konieczność zapoznania się z obfitymi przypisami. Wydaje się jednak, że Arystofanes w tej batalii wygrywa, a jego twórczość się broni. Dlaczego?

Po pierwsze – „Acharnejczycy” to lektura wartościowa i zrozumiała nawet na poziomie najprostszym, najpłytszym – wówczas, gdy nawiązania do postaci historycznych/mitycznych zostają przez czytelnika potraktowane powierzchownie jako anegdoty o nieznanych postaciach. Nawet nieznajomość szczegółów wojny peloponeskiej, podczas której rozgrywa się akcja komedii, pozwala nam zrozumieć mowę obrończą propagatora pokoju, oskarżanego o kolaborację Dikajopolisa, który opisuje przyczyny tej wojny jako błahe i absurdalne: „kiedyś jakieś pijane młodziaki/ dziwkę Simajthę porwały z Megary./ Megarejczycy, wściekli, oburzeni,/ porwali za to dwie dziwki Aspazji./ I to początek był – tak rozgorzała/ w całej Helladzie wojna o trzy kurwy!”[1]. Absurdalność powodów wypowiadania wojny i łatwość w dążeniu do mordobicia zostaje pociągnięta do absurdu i opisana w sposób następujący: „Gdyby Spartanin wypłynął łódeczką,/ zarekwirował szczeniaka z Serifos,/ siedzielibyście w domu? Ależ skądże!/ Toż zaraz byście spuścili na wodę/ trzysta okrętów”[2]. Jednocześnie autor nie poszedł na łatwiznę pacyfistycznej banalności. Daleki jest od pochwalania dążenia do pokoju za wszelką cenę. Dla przykładu – Dikajopolis wyrzuca ze swojego domu człowieka, który płacze z powodu utraty swoich majętności czyniących go ważnym i szanowanym; a więc człowieka traktującego pokój wyłącznie jako narzędzie do załatwiania własnych interesów i spraw oraz odnoszenia korzyści. Dążenie do pokoju tylko dla korzyści materialnych jest nie tyle niemoralne, co stanowi niebezpieczny precedens, gdyż potencjalnie może pojawić się problem – co uczynić w chwili, gdy pokój przestanie być opłacalny? Co wówczas zostanie owemu człowiekowi? Podżeganie do wojny?

Po wtóre – jak dużo wokół wojny interesów, interesików, wzbogaceń, ile okazji do zabłyśnięcia, wyróżnienia się spośród tłumu; ile możliwości skierowania uwagi na siebie samego? Ile – choć brzmi to dziwnie – przyjemności? Przykłady wypadają Arystofanesowi niczym króliki z rękawa magika. Oto posłowie wracają z Persji. Już ledwo żywi, na skutek ciężkiej pracy (rzecz jasna!), gdyż rozkoszowali się jadłem, jakiego nikt w czasie wojny nie znał i trunkami, jakich nikt w owym czasie nie pił. Inni mamią obietnicą złota, aby tylko wydłużyć sprawowanie obowiązków posłańca (dlatego, że to taka ciężka dola – rzecz jasna!). Kolejnych zatrzymało w Tracji przy suto zastawionych stołach i kobietach lekkich obyczajów. Jedyne, co ugrali, to mgliste obietnice pomocy wojennej wątpliwej przydatności. Kolejni – Odomanci, objuczeni niskiej jakości bronią, wyglądają jak biedni najemnicy walczący po stronie płacących więcej, a dodatkowo przymykających oko na plądrowanie okolicznych pól i posiadłości. Nawet czosnkiem nie pogardzą z cudzego spichlerza. Jak widać – wielość motywów, interesów oraz biznesów okołowojennych tworzy bogate środowisko niechęci do tworzenia pokoju, a Arystofanes doskonale brodzi w przedstawianych motywach.

Po trzecie – „business as usual” w czystej postaci. Arystofanes opisuje handel w domu bohatera jakby słuchał współczesnych dysput geopolitycznych. Ile kosztuje Dikajopolisa pokój? Osiem drachm. Niezbyt dużo, skoro usługi wątpliwej jakości oddziału mają kosztować czterokrotnie mniej. Tyle (tzn. osiem drachm) pozwala posmakować napoju zwanego pokojem, z trzech różnych bukłaków. Pięcioletni pokój to zgoda związana z doraźnymi korzyściami ekonomicznymi i gospodarczymi – „cuchnie mi smołą, budową okrętów”[3]. Pokój dziesięcioletni „poselstwami do miast różnych śmierdzi, kwaśny jak zwłoka naszych sprzymierzeńców”[4]. Jest równie niesmaczny jak pierwszy, pełen starań dyplomatycznych i zawodów związanych z relacjami sojuszniczymi. Dopiero trzydziestoletni pokój jest strawny i smaczny. Jest nektarem na dusze i ciała zbolałe wojną. Jest planem o dłuższym terminie, dającym wolność i możliwość świętowania; możliwość powrotu do szczęśliwego, normalnego życia.
Nawet przeciwnicy Dikajopolisa, zarzucający mu różne bezeceństwa, takie jak: zdrada ojczyzny, sprzedajność itp., przychodzą do Niego po pomoc i towar. Dlaczego? Otóż przywykli do rarytasów i pełnego brzucha. Tym, co jako pierwsze kruszy zatwardziałość, upartość i honor jest brak wygód i luksusów codziennej egzystencji. Nawet Lamachos, największy wróg głównego bohatera, wraca niczym syn marnotrawny do jego przybytku, aby zaopatrzyć się w... węgorze.

Po czwarte – komizm we wszelkich postaciach (sytuacyjny czy słowny) jest właściwym Arystofanesowi sposobem obśmiania i wykazania niezgody na zjawiska społeczne. I tak Acharnejczycy miękną, gdy widzą kosz pełen węgla, czyli bogactwa ich rodzinnych stron. Miękną, w totalnej bezradności wołając – „Koniec z nami! Ten kosz z węglem to jest przecież ziomek mój!”[5]. Umiłowanie bogactwa złóż naturalnych ukazane jest jako silniejsze aniżeli umiłowanie współobywateli ginących czy biedujących podczas konfliktu zbrojnego. Lud bardziej interesuje węgiel niż rodak czy sąsiad zza płotu – „bo ja tego kosza z węglem na śmierć wydać nie mam sił”[6]. Znowuż – czy jest to wizja nieznana naszym czasom? Jako kolejny jaskrawy przykład komizmu możemy przedstawić próbę sprzedania trzech córek jako… świń. Komizm przejawia się w kolejnych fazach negocjacji i przekomarzań nt. sprzedaży trzody chlewnej oraz w powracających jak refren pokwikiwaniach. Ostateczną zgodę na transakcję sprzedawca z Megary puentuje – „Hermesie, boże kupców! Gdyby jeszcze żonę tak sprzedać, a i razem z matką”[7].

Nawet elementy scenografii zostają użyte jako elementy komiczne – schody w jednej ze scen powodują, że to nie gość wchodzi do wnętrza pomieszczenia, ale to pomieszczenie wychodzi na spotkanie gościa. Jest to humorystyczne wykorzystanie konwencji panujących w antycznym teatrze, ówczesny inside joke na temat zasad wystawiania dramatów i ówczesnych możliwości scenicznych.

Najbardziej jaskrawy przykład komizmu sytuacyjnego w „Acharnejczykach” spotykamy w scenie finałowej. Poprowadzona niczym we współczesnym kinie – w montażu równoległym – ukazuje przygotowania głównych postaci dramatu (symbolizujących odmienne podejścia do wojny) do dwóch skrajnie różnych wydarzeń – Lamachosa do wyprawy wojennej a Dikajopolisa do świątecznej uczty biesiadnej. „Jakże odmienny wam przypadł los!/ Jeden w wieńcu na głowie będzie pić,/ drugi marznąć i granic strzec”[8]. Arystofanes z klasą i zmysłem sytuacyjnym kreśli kolejne przeciwieństwa, które czytelnika wprost uderzają między oczy – „Chłopcze, weź tarczę i maszeruj za mną./ Śnieg pada. Ciężka ta wojna zimowa (…)/ Bierz jadło. Dobra ta uczta pijacka”[9]. Ten opis równoległych przygotowań zawiera – z jednej strony – sensualne i plastyczne opisy zbliżeń i igraszek cielesnych; z drugiej zaś – oschłe i techniczne opisy przygotowania na wyprawę wojenną. Arystofanes nawet najprostszymi sposobami, dalekimi od wyniosłych idei i teorii, chce nam uzmysłowić, że korzystniejszym wyjściem jest brak wojny aniżeli jej prowadzenie. „O ja nieszczęsny! Co za straszny ból!/ Ginę trafiony oszczepem przez wroga!(...)/ Co za jabłuszka, twardziutkie, krąglutkie!/ Całuj mnie, całuj słodko, moje złotko!”[10]. „Trzymajcie mnie, trzymajcie za nogę(…)/ A mnie za kuśkę trzymajcie obydwie(…)/ Jakiż zawrót mam w głowie rozbitej/ i mrok przed oczami! (…)/ Jakąż chęć mam do łóżka z dziewczyną/ i w mroku się ściskać”[11].

W dramacie sporo jest także nawiązań do ówczesnych sporów, także tych artystycznych. I tak pośród wielu wyśmianych i użytych przedmiotowo postaci odnajdujemy chociażby Eurypidesa. Spotkanie z klasykiem greckiego dramatu staje się dla Arystofanesa okazją do zrecenzowania jego dzieł, których bohaterowie zostają kolejno obśmiani. Komediopisarz nie oszczędza też swoich rodaków – Ateńczyków. W jednej z pieśni chóru nie omieszka powbijać kilku szpil kolejno: donosicielom, pederastom, właścicielowi wytwórni lampek oliwnych, politykom, poetom oraz malarzom – całej śmietance towarzyskiej. Część z nich pozostaje dziś nieznana, pokryta mgłą niepamięci. W zasadzie winni są Arystofanesowi wdzięczność, gdyż przeniósł ich nieznane imiona w wieczne zbiory skarbca kultury.

Chór, jako obiektywny obserwator wydarzeń, dostrzega umiłowanie pokoju i roztropność głównego bohatera, które przeciwstawia zatwardziałości, nienawiści oraz chęci odwetu; ale też oportunistycznemu strachowi wychylenia się ze szwadronu swoich dzielnych kolegów – wojowników. Główny spór komedii rozsławia rozsądek Dikajopolisa jako gospodarza dbającego o własny mir domowy i przeciwstawia to metaforycznemu obrazowi, w którym spersonifikowana wojna zostaje przyjęta do domu i dokonuje spustoszenia, bowiem „wpadła, dobra wyrzuciła, rozwaliła cały dom (…)/ Połamała winne szczepy, w ogień je wrzuciła, w żar,/ odepchnęła mnie, pobiła i wylała wino z gron”[12].

Czyż powyższe rozważania nie opisują uniwersalnych spostrzeżeń, wspólnych ludziom różnych kultur, ras, czasów i języków? Czy Arystofanes jest w swoich obserwacjach archaiczny, trudny i nieczytelny?

[1] Arystofanes, „Acharnejczycy”, [w:] Komedie. Tom I, tłum. Ławińska-Tyszkowska Janina, Prószyński i S-ka, Warszawa 2001, s. 54.
[2] Tamże, s. 54.
[3] Tamże, s. 39.
[4] Tamże, s. 39.
[5] Tamże, s. 45.
[6] Tamże, s. 45.
[7] Tamże, s. 68.
[8] Tamże, s. 88.
[9] Tamże, s. 87.
[10] Tamże, s. 89.
[11] Tamże, s. 90.
[12] Tamże, s. 78.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 185
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: