Dodany: 03.03.2024 15:44|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Piątka dla autorki i bohaterki, dwója dla wydawnictwa


Stęskniona za inspektor Verą Stanhope, a raczej może nie tylko za nią samą, ale i za świetnym klimatem i odpowiadającym mi stylem powieściowego cyklu z nią w roli głównej, wyciągnęłam zakupioną jakiś czas temu „Pułapkę na ćmy”.

Tytułowy przedmiot jest elementem hobby dwóch mężczyzn – jednego młodego, drugiego w średnim wieku – których tego samego dnia znaleziono martwych w uroczej northumbryjskiej wiosce. Patrick Randle, ekolog, był tu obcym, przyjechał do sezonowej pracy, jaką miało być pilnowanie posiadłości pewnego ziemiańskiego małżeństwa. Martin Benton, były nauczyciel, pracował w fundacji charytatywnej zajmującej się aktywizacją zawodową i społeczną ludzi po odbytej karze więzienia. Nikt nie słyszał o tym, by się znali – a jednak musieli, skoro zwłoki jednego znaleziono w pokoju drugiego. Zanim Vera, Holly i Joe wpadną na właściwy trop, ginie trzecia ofiara, osoba, która znała tylko jednego z nich, a z entomologią nie miała nic wspólnego. Śledztwo się gmatwa, tym bardziej, że mieszkańcy pobliskich zabudowań, żartobliwie określający się jako „klub emerytowanych hedonistów” [1], nie wykazują szczególnego zapału do współpracy z policją, może dlatego, że wszyscy mają własne kłopoty. Jednak dociekliwość, żeby nie powiedzieć: namolność Very w końcu przyniesie pożądany skutek, ujawniając ponury sekret ukrywany przez kogoś, kto zupełnie nie wydaje się podejrzany…
Sposób pisania Cleeves odpowiada mi niezmiennie, od konstrukcji zagadek kryminalnych i kreacji postaci, poprzez mnóstwo detali ukazujących scenerię, aż po sam styl; do Very czuję sympatię zarówno z powodu jej przenikliwego umysłu, jak i oczywistej niedoskonałości (bo nie należy ona do tych bohaterek, które oprócz walorów zawodowych mają urodę i figurę modelki; dużo trudniej docenić czyjś intelekt, gdy pierwsze określenia, jakie przychodzą na myśl na widok danej osoby, to „wielka, gruba, źle ubrana baba”, ale kiedy się już doceni, to na mur).

A jednak coś mi zepsuło przyjemność z czytania, mianowicie fatalna korekta. Brakujących przecinków i spacji oraz pospolitych literówek (jak „schaliśmy się”[2]) nie liczyłam, ale nawet większym ich zagęszczeniem może bym się aż tak nie irytowała; jednak jeśli oprócz nich pojawiają się błędy/niekonsekwencje w personaliach bohaterów („Holy”[3], „Stanhone”[4], „Patryka”[5]) i w nazwach geograficznych („Middlands”[6]), a ponadto ortograficzne („wgłąb” [7], „w śród nich” [8]), gramatyczne („nie mogła namówić kolegów i koleżanki [nie chodzi o pewną liczbę kolegów i jedną koleżankę, lecz o cały zbiór kolegów i koleżanek – przyp. rec.], żeby…”[9]) i kombinowane („w ciągukilka sekund”[10]), to już przekracza moją wytrzymałość. Właściwie powinno się w takiej sytuacji wystawić ocenę osobno za samą powieść – bo dlaczego krzywdzić autorkę, która przecież tych błędów nie popełniła? – a osobno za niedbalstwo polskiego wydawcy, ale takiej możliwości nie ma. Więc obniżam o pół oczka, mając świadomość, że to niesprawiedliwe względem Cleeves i jej bohaterki, zaś zbyt łagodne dla tych, co te byki wyprodukowali i puścili…

[1] Ann Cleeves, „Pułapka na ćmy”, przeł. Tomasz Klonowski, wyd. Amber, 2023, s.77.
[2] Tamże, s. 118.
[3] Tamże, s. 48.
[4] Tamże, s. 82 i 83.
[5] Tamże, s. 101.
[6] Tamże, s. 101.
[7] Tamże, s. 23.
[8] Tamże, s. 325.
[9] Tamże, s. 152.
[10] Tamże, s. 245.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 124
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: