Dodany: 28.02.2024 13:24|Autor: Asienkas

To też jest gwałt


Typ recenzji: oficjalna PWN
Recenzent: Asia Czytasia (Joanna M.)

W publikacji „Rzeczy, o których nie rozmawiałyśmy, kiedy byłyśmy dziewczynami” Jeannie Vanasco dzieli się z czytelnikami swoimi trudnymi doświadczeniami. Autorka została zgwałcona i to przez osobę, której ufała, którą bardzo lubiła – przez najlepszego przyjaciela. Wydarzenie to zniszczyło ich relacje i odcisnęło na autorce wyraźne piętno. Pomimo upływu 14 lat kobieta nie może uporać się z tym, czego doświadczyła. Książka, której napisania się podjęła, jest oryginalnym projektem, bo autorka chce oddać głos również sprawcy. Czy to pomoże jej zrozumieć to, co się wydarzyło? Czy powrót do bolesnych wspomnień i konfrontacja będzie terapią?

Aby opowiedzieć o tej książce, muszę podzielić recenzję na dwie części. Zajmijmy się najpierw przesłaniem. Nie do końca wiem, co chciała osiągnąć autorka, bo ona sama nie umie tego zdefiniować, jednak mogę napisać o tym, co ja dostrzegłam w jej zwierzeniach. Mocno rozdmuchiwane są sprawy brutalnych napaści seksualnych, albo tych dokonanych przez ludzi sławnych, przez co można zapomnieć, że bliska osoba też może przekroczyć granice. O takich sytuacjach pisze Jeannie Vanasco. Czy to będzie kolega, który wykorzystał to, że za dużo wypiłyśmy na imprezie, czy to będzie partner wymuszający zbliżenie – jeżeli nie ma na to naszego przyzwolenia - to jest gwałt. Myślę, że to są sytuacje, które kobiety bagatelizują, których nie rozpatrują w kategoriach przemocy. Łatwiej ocenia się nam z boku. Nie jesteśmy obciążone balastem emocjonalnym, dzięki czemu możemy spojrzeć na pewne zachowania „na zimno” i je nazwać, ocenić. I nie chodzi mi o nakręcanie spirali damsko-męskiej nienawiści, ale o świadomość, że mamy zawsze prawo powiedzieć „stop”, że mamy prawo być oburzone, że mamy prawo oznajmić drugiej osobie, że zachowała się nie w porządku, że nas zraniła.

Spójrzmy na to, jak została napisana publikacja „Rzeczy, o których nie rozmawiałyśmy, kiedy byłyśmy dziewczynami”. Jest to chaotyczny zbiór wspomnień, przeplatany transkrypcjami rozmów autorki z jej byłym przyjacielem. Ów chaos może być dla niektórych czytelników problematyczny, jednak w moim odczuciu dobrze oddaje on stan ducha i emocje, jakie targają Jeannie Vanasco. Inna sprawa, że nie czujemy, do czego ona zmierza, co chce osiągnąć. Podzielić się swoimi doświadczeniami, pokazać perspektywę gwałciciela, a może go zdyskredytować, uzyskać przeprosiny, zrozumieć co się stało – ona sama miota się między kwestiami, jakie mogą wyniknąć z tego projektu. Nawet kiedy stawia sobie jakiś cel, chyba nie do końca go osiąga. Jest pisarką, a użyte środki nie wywołują zamierzonego wrażenia. W pewnym momencie pisze, że zrobiła wszystko, żeby czytelnicy znielubili Marka, czyli gwałciciela, a ja właściwie nie myślałam o tym człowieku, tylko o definicji gwałtu. Emocje względem niego pojawiły się dużo później.

Analiza, analiza, analiza. Jeannie Vanasco wręcz kompulsywnie analizuje. „Wałkuje” niektóry tematy, wraca do nich aż do znudzenia. Wypowiedzi Marka rozkłada na czynniki pierwsze i zastanawia się nad każdym słowem. Szczerze mówiąc, czasami można oszaleć. Czytając słowa jej byłego przyjaciela widzę faceta, który rozumie, że postąpił źle. Chyba nawet zaskakuje autorkę swoją pokorą i chęcią współpracy. Ona natomiast szuka w jego słowach drugiego dna, żeby za wszelką cenę pokazać, że jest... przysłowiową „świnią”, a raczej „knurem”. Zostańmy na chwilę w sferze języka. Czy przeciętny człowiek, mówiąc coś spontanicznie, starannie dobiera słowa niczym oręż do walki? No nie. Wypływają one swobodnie, czasami nacechowane wychowaniem, przekonaniami czy innymi wpływami, i nieuczciwie jest traktować takie wypowiedzi jako wyrachowane. Przy czym Vanasco jawi się jako osoba podatna na wpływy. Chwilami miałam wrażenie, że ostateczny kształt tej książki to nie jej pomysł, a sugestie osób trzecich dosłownie mówiących jej, jak ma myśleć.

„Rzeczy, o których nie rozmawiałyśmy (…)” oceniam na 4+. Dla mnie największym atutem tej książki jest próba redefinicji gwałtu w kobiecych głowach. Powiedzenie tego, że masz prawo czuć się źle z tym, jak zostałaś potraktowana. Sama forma zwierzeń dla mnie jest w porządku, natomiast nie lubię tzw. „dzielenia włosa na czworo”. To raczej nie pomaga, nie przybliża do istoty problemu. Na koniec chciałabym napisać: czytajcie, panie, i panowie też. Myślmy o tym, co robimy i szanujmy się.

Ocena recenzenta: 4,5/6

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 179
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: