Dodany: 17.09.2023 20:17|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Próbujmy czytać, choć nie znamy


Recenzja oficjalna PWN

Recenzent: dot59

Jeśli chodzi o nasze lektury poetyckie, jakże często ich wyboru dokonujemy w myśl sparafrazowanej zasady inżyniera Mamonia: czytamy to, co już znamy, więc na okrągło sięgamy po któreś z niezliczonych wydań wierszy tego czy owego klasyka, może jeszcze jednego czy dwojga poetów współczesnych, ale też już raczej takich, którzy zaczęli tworzyć na tyle wcześnie, byśmy mogli natrafić na jakiś ich utwór w okresie formowania się naszych upodobań literackich i potem systematycznie trzymać się powstałej wówczas sympatii. Trudno w takich warunkach zainteresować się nowym nazwiskiem, bo z twórczością wielu poetów zwyczajnie nie mamy szans się zetknąć: pojedyncze wiersze publikują w czasopismach, których akurat my nie czytujemy, a tomiki w niszowych regionalnych wydawnictwach, które nawet nie próbują się przebijać ze swoją ofertą do dużych sieci księgarń. Kto chce poznać coś nowego, musi się narozglądać. I zaryzykować, bo jeśli połakomi się w ciemno na wyszperany gdzieś tomik nieznanego twórcy, nawet nagrodzony tym czy owym laurem, nikt przecież nie zagwarantuje, że gust jury jest identyczny z gustem czytelnika.

Taką niewiadomą była dla mnie „Plama na świecie” Małgorzaty Osowieckiej, poetki ledwie nieco ponadtrzydziestoletniej, ale już mogącej się poszczycić utworami opublikowanymi w kilkunastu periodykach literackich i laurami kilkunastu konkursów/turniejów poetyckich. Wydanie tego tomiku było również nagrodą w konkursie, w którym (ex aequo z inną poetką) pokonała ponad 300 (!) współzawodników. A ponieważ jury podkreślało, że konkurs „debiutJana”, odbywający się pod patronatem Muzeum Jana Kochanowskiego w Czarnolesie, ogłoszono między innymi po to, by promować poezję trudną i ambitną, można się było obawiać, czy nie będzie ona przypadkiem za trudna i za ambitna dla przeciętnego zjadacza chleba.

Jest. Przynajmniej dla mnie. Przy czym jest w dość dziwny sposób. Nieczęsto mi się zdarza, żebym potrafiła poczuć aurę wiersza, w żaden sposób nie umiejąc rozgryźć prawie żadnej z zastosowanych w nim metafor i nie rozumiejąc sensu przynajmniej części fraz. A jeśli chodzi o ten tomik, taka sytuacja ma miejsce w odniesieniu do większości utworów. Co za tym idzie, mam problem ze zdefiniowaniem, o czym każdy z nich jest (tak, wiem, że „o czym” to wyrażenie zgoła laickie, ale też ja w obliczu tej poezji czuję się wyjątkowym laikiem, nie mając takiego wrażenia w przypadku wielu innych autorów – nie tylko klasyków, nie tylko noblistów, nie tylko poetów piosenki, ale także twórców reprezentujących ten sam nurt poetycki i z grubsza ten sam, a w każdym razie nie „seniorski”, przedział wiekowy, jak Justyna Tomska, Eryk Ostrowski czy trochę tylko starsza Chorwatka Dorta Jagić). Nieliczne wyjątki to:

- „Mój dom stoi na plutonie” - przypomnienie i zarazem ostrzeżenie przed nierozwagą człowieka, wykorzystującego energię jądrową w niewłaściwy sposób,

- „Nie dasz im zbyt wiele” - napomknienie o, ogólnie mówiąc, nieprzydatności przedstawiciela cywilizacji europejskiej w tropikach,

- „Dark tourist” - gorzkie i brutalne przemyślenia na temat „atrakcji”, zakosztowywanych podczas egzotycznych podróży:
„(…) Kambodżanie pożerają żywe
z głodu, ty to zrób dla zabawy. Skorzystaj ze słonia i ujeżdżaj delfina.
Zjedz kota i spójrz jego oczami. Eat them all. Kill them all.
(…)
Po wszystkim będziesz ochrzczony i czysty. Zlikwidujesz
pobliskie zoo, zaadoptujesz futro fretki, sfinansujesz Anakondę i Uszakowo, a gdy podadzą ci świnię lub tofu wyjdziesz głodny jak nigdy”[1],

- „Osa w podróży” - ironiczne podsumowanie podróżowania w celach turystycznych:
„ (...)Odkryj siebie na wyjeździe, zjedz sobie dobrze,
(…) wejdź
na punkt widokowy na Jezusie w Almadzie,
wejdź do środka Jezusa i sprawdź, co tam jest, płyń
do Alcatraz, ale pozwól sobie wrócić,
pozuj na grobie JFK,
pozuj nad przepaścią,
pozuj z zielskiem w gębie,
pozuj z małpą na głowie (…)”[2])

- i „Niedźwiedź Rorschacha” - lapidarne oskarżenie pod adresem miłośników ozdób ze skór zwierzęcych:
„Pierz, susz, noś dłużej.
Zadbaj o jej lepsze jutro.
Skorzystaj z technologii nastawionej na efekt.
Wytrzep i przywróć na drugą stronę, aby wyglądała godnie.
Otwórz proszek Pandory.

To skóra niedźwiedzia czy krwawa plama?”[3].

Tu chyba prawidłowo połączyłam tytułowe nawiązanie do testu psychologicznego, polegającego na interpretacji pokazywanych przez badającego różnokształtnych plam, z obrazem dręczonej przez własną podświadomość morderczyni. Właściciel niedźwiedziej skóry może niekoniecznie dokonał mordu – jak lady Makbet – własnoręcznie, ale czy powinien czuć się niewinny?.

Pięć wierszy na trzydzieści kilka to niewiele, jednak nie jest to powód, dla którego zniechęcałabym pozostałych czytelników do lektury „Plamy na świecie”. Bo na kimś drugim porównywalne wrażenie może zrobić też pięć, ale nie tych samych, na kolejnym – jeszcze inne cztery i tak dalej. Poezja rządzi się własnymi prawami. Więc warto próbować, bez presji, że musimy wszystko zrozumieć i umieć zinterpretować. Warto próbować, żeby wiedzieć, że jest i taka poezja. Spróbujemy, poznamy, a czy polubimy, czas pokaże.

[1] Małgorzata Osowiecka, „Plama na świecie”, wyd. Muzeum Jana Kochanowskiego w Czarnolesie, 2023, s. 27.
[2] Tamże, s. 33.
[3] Tamże, s. 36.

Ocena recenzenta: 3.5/6

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 401
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: