Dodany: 02.08.2023 10:26|Autor: Alos

Bez tchu - bez sensu


Dean Koontz to podobno bardzo popularny autor, ale mam wrażenie, że u nas jest mocno w cieniu Kinga i Mastertona. Z jego twórczością dotychczas zetknąłem się trzy razy. Za pierwszym byłem zachwycony, za drugim wciąż było nieźle, "Bez tchu" z kolei jest zdecydowanie poniżej oczekiwań.

Grady Adams żyje prawie jak pustelnik. Mieszka praktycznie w lesie, nie ma telewizji, ogranicza kontakt z innymi ludźmi do minimum, a jego jedynymi przyjaciółmi są lokalna weterynarz i pies Merlin, którego od niej dostał. Zarobkowo zajmuje się produkcją mebli na zamówienie. Pewnego dnia podczas spaceru napotyka dwie dziwne istoty. Śnieżnobiała sierść, swobodne zachowanie, roztaczające specyficzną aurę. Szybko jednak uciekły, gdy zorientowały się, że ktoś je obserwuje. W międzyczasie weterynarz z miasteczka jest świadkiem dwóch dziwnych sytuacji, w których badane zwierzęta wpadają w trans i zachowują się, jakby czegoś nasłuchiwały. Tymczasem na farmę swojego bliźniaka Jimmy’ego przyjeżdża Henry. Wiedząc o chaosie, który ma niedługo ogarnąć kraj, postanowił zabić brata, przejąć jego tożsamość i poddać się swoim zwyrodniałym pragnieniom.

Nie rozumiem kompletnie, czemu ta książka jest klasyfikowana jako horror. Nie ma tu w ogóle elementów grozy. Nie chodzi mi nawet o to, że autorowi nie wyszły, niedostatecznie się postarał, żeby było strasznie czy coś podobnego. Tu po prostu ich nie ma i chyba z założenia nie miało być. Biorąc pod uwagę dwa główne wątki to najbliżej tej książce do thrillera sci-fi z tym, że to bardziej takie fiction niż science z wszystkimi sztampowymi elementami, jak zła rządowa organizacja chcąca złapać kosmitów, którym pomagają dobroduszni lokalsi.

Akcja prezentowana jest z perspektywy kilku osób. Głównym bohaterem jest oczywiście Adams i jego mali przyjaciele, drugie skrzypce gra Henry ze swoimi chorymi pomysłami. Jest też profesor zajmujący się teorią chaosu, miejscowa weterynarz, bezdomny z autodestrukcyjnymi skłonnościami i seryjny morderca.

Książka jest wielowątkowa, a wszystkie motywy zbiegają się w wielkim finale, który pokazuje, jak duży wpływ na świat ma pojawienie się tajemniczych, białowłosych istot. Niestety przeplatanie się historii jest zrobione dość absurdalnie i właściwie niepotrzebnie, bo poszczególne części radziłyby sobie całkiem dobrze jako samodzielne twory. Segment Henry’ego łączą z wątkiem Grady’ego dwa dialogi, a fragmenty o profesorze, bezdomnym czy mordercy to już w ogóle powiazania trzeciego stopnia. Niektóre motywy, jak chociażby nachodzący w Ameryce chaos, w ogóle nie wnoszą nic konkretnego i nie zostają rozwiązane.

Wydaje mi się, że gdyby "Bez tchu" zamiast klasycznej, powieściowej formy, przyjęło postać zbioru kilku opowiadań luźno powiązanych ze sobą tajemniczymi istotkami, wyszłoby to książce na plus. Historie są raczej samodzielne, a próby ich połączenia wymuszone i bez pomysłu. Całość jest również niespójna gatunkowo, co łatwo można by było wytłumaczyć w przypadku opowiadań, ale nie przy jednolitej formie.

Z zalet to przede wszystkim styl autora. Czyta się całkiem lekko i szybko, pozycja na dwa posiedzenia. Z historii najciekawsza jest ta o Henrym. Morderstwo, zwyrodniałe marzenia, trochę tajemnicy, a w tle nadchodząca katastrofa na skale całego państwa. Trochę szkoda, że tak nieprzemyślanie zakończony.

"Bez tchu" to rozczarowanie na wielu poziomach. Nietrafiona klasyfikacja gatunkowa już na wstępie źle ukierunkowuje wymagania, niespójność, sporo sztampy, okropne łączenie jednych i nierozwijanie innych wątków to tylko kilka wad. Mam nadzieję, że następnym razem trafię trochę lepiej, bo lubię styl Koontza.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 256
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: