Dodany: 21.07.2023 19:34|Autor: Marioosh

Mało porywający straszak


W maju 1984 Anna Kłodzińska w książce „Zdrajca” opisała szpiegowską karierę Leszka Chrósta, a cztery miesiące wcześniej podobnie postąpił Henryk Piecuch wobec Bogdana Walewskiego – najwyraźniej wydawnictwo MON wydało jakiś prikaz, by taką tematykę poruszyć, tym bardziej, że już rok wcześniej w serii „Labirynt” pojawiły się dwie książki Józefa Ciskiego, ewidentnie opisujące szpiegowskie historie.

„Portret szpiega” to książka łącząca w sobie kilka gatunków – reportaż, wywiad, biografię, dokument czy klasyczną powieść szpiegowską. Reportaż – bo na początku autor, niczym Krzysztof Kąkolewski, opisuje fazy dotarcia do przebywającego w więzieniu na Rakowieckiej Walewskiego, tutaj przedstawionego jako Zbigniew Walczak. Wywiad – bo Henryk Piecuch przeplata opowieść o swoim bohaterze rozmowami z nim; biografię – bo autor ze szczegółami opowiada o karierze Walewskiego, począwszy od zwerbowania przez CIA podczas pracy w Wietnamie, poprzez pracę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i w ambasadzie w Moskwie, a skończywszy na wpadce. Dokument – bo pojawiają się tutaj konkretne daty, a nazwiska bohaterów i nawet amerykański pseudonim Walczaka są autentyczne; powieść szpiegowską – bo gdy odrzucimy warstwę historyczną książki, dostajemy po prostu zwykłą kryminalną historię.

Zainteresowanych tematem odsyłam do internetu – jest kilka stron, na których poznamy historię Bogdana Walewskiego; dowiemy się tam, że już po wydaniu tej książki na „moście szpiegów” w Berlinie wymieniono go wraz z dwudziestoma czterema szpiegami na Mariana Zacharskiego i trzech innych agentów. Książka jest więc typowym straszakiem, którego celem jest przestroga ewentualnych chętnych do współpracy z obcym wywiadem; idea wydaje mi się słuszna, bo zdrada jest zawsze zdradą; tu dodatkowo – o czym autor, co oczywiste, nie wspomina – Walewski był potrójnym agentem pracującym nie tylko dla CIA, ale też był współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa i KGB. Dziś więc ta książka wydaje się chyba tylko pewnym dokumentem epoki i raczej trudno się nią zachwycać i ją polecać, tym bardziej, że jej język jest dość drętwy i mało porywający – owszem, mamy tu ukazujące się czasem dylematy szpiega, czasem pojawia mu się w gardle osad, którego nie może spłukać nawet alkoholem, ale autor to nie jest Robert Ludlum ani John le Carre i w efekcie wyszło to, co wyszło.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 246
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: