Dodany: 12.07.2023 00:26|Autor: Marioosh

Intrygująca zapowiedź, wykonanie takie sobie


Pod pseudonimem Stefan Lemar wydał dwa kryminały Marian Leon Bielecki (1920 – 1972), pisarz, reporter i tłumacz; chyba się nie mylę twierdząc, że nazwisko Lemar pochodzi od imion Leon i Marian. Polska Wikipedia nie pisze o nim zbyt wiele; trochę więcej, przede wszystkim bogatszą bibliografię, znajdziemy w Wikipedii niemieckiej; najwięcej można przeczytać w Bibliotece Narodowej – co napisał, co przetłumaczył, kto jego tłumaczył.

Roman Ilecki i jego narzeczona Hanna Mirska wracając z wycieczki za miasto natrafiają na pozostawiony na poboczu samochód z trupem za kierownicą. Przybyły na miejsce porucznik milicji zdecydowanie stwierdza, że śmierć spowodowała nadmierna dawka alkoholu i nagły wstrząs przy słabym sercu; Roman, student medycyny sądowej, twierdzi jednak, że doszło do upozorowania wypadku – kora na uderzonym przez samochód drzewie jest lekko zdarta. Para postanawia przeprowadzić prywatne, niezależne od milicji dochodzenie i odkrywa, że samochód należy do inżyniera Stanisławskiego, który w dniu wypadku uczestniczył razem z denatem w przyjęciu z okazji rocznicy matury. Wkrótce Roman znajduje martwego Stanisławskiego; wszystko wskazuje na samobójcze zażycie cyjanku, ale matka inżyniera sugeruje, że został on zabity. Sprawę prowadzi starszy sierżant Henryk Rożniak, który proponuje parze współpracę; lekko zarozumiały i szyderczy Roman chce jednak sam rozwikłać tę sprawę.

Zapowiadało się to wszystko obiecująco; niestety, wyszło tak sobie. Przede wszystkim książka jest rozkosznie przepaplana przez dwoje głównych bohaterów, którzy szykują się do rychłej żeniaczki i słodziutko się przekomarzają; w efekcie powieść miejscami lekko usypia. Mam takie wrażenie, że ta książka mogła być jedną z inspiracji dla Joanny Chmielewskiej – podobna stylistyka i podobna tematyka amatorskiego śledztwa przeplatanego gadaniną o niczym. Książka jest, moim zdaniem, trochę za długa – 266 stron tekstu to o jakieś 100 za dużo; poza tym powieść wieńczy stanowczo zbyt rozwleczona scena, w której Roman Ilecki na dwudziestu stronach zawile tłumaczy gromadzie milicjantów, w tym sierżantowi Rożniakowi i jego przełożonemu w stopniu pułkownika, jak rozwikłał tę sprawę. Powieść jest trochę zbyt naciągana, niektóre rozwiązania trącą pewną naiwnością i przez to książka traci wiarygodność. Zdaję sobie sprawę z tego, że autor chciał podejść do niej z lekkim przymrużeniem oka, ale chyba zabrakło tu trochę większego luzu. I tak, jak w większości tytułów z serii „Labirynt”, książka przeznaczona jest chyba tylko dla jej wielbicieli, studentów literaturoznawstwa lub filologów. Ale jeden plus ta książka ma niepodważalny: dlaczego Henryk Rożniak jest milicjantem bystrym, inteligentnym i rozgarniętym? Bo jest starszym sierżantem;-)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 157
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: