Dodany: 14.06.2023 18:37|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Kroniki kota podróżnika
Arikawa Hiro

1 osoba poleca ten tekst.

Podróż, w którą trzeba wyruszyć


Literaturę Dalekiego Wschodu staram się systematycznie dorzucać do bibliotecznego schowka i w miarę dostępności ją eksplorować. O kotach zawsze czytam chętnie. Wobec czego przy przeszukiwaniu rzeczonego schowka za lektury pierwszego wyboru uznałam dwa tytuły autorstwa japońskich pisarzy: „Jestem kotem” Sosekiego Natsume i „Kroniki kota podróżnika” Hiro Arikawy. Ta pierwsza, już klasyczna, miała właściwie tylko jeden minus: objętość, prawie dwa razy większą, niż ta druga, a biorąc pod uwagę liczbę książek, które w stosunkowo krótkim czasie powinnam podokańczać, rozsądne wydawało się raczej wypożyczenie czegoś cieńszego. I tak poznałam kota podróżnika, który dopiero miał się stać podróżnikiem.

Bo kiedy się pojawia na scenie, jest samotnym, bezdomnym stworzeniem, jednym z tych wielu kotów przemykających chyłkiem po ulicach miasta w poszukiwaniu jakiejkolwiek żywności, jakiegokolwiek schronienia, w wiecznej ucieczce przed przeciwnościami losu: deszczem, zimnem, agresywnymi współplemieńcami, bezmyślnymi lub okrutnymi ludźmi, niebezpiecznymi pojazdami… I nagle trafia na człowieka, który, zauważywszy, że kot lubi się wygrzewać na masce jego auta, zaczyna mu przynosić jedzenie. A potem, gdy potrącony przez samochód zwierzak rozpaczliwie miauczy pod oknami, ratuje mu życie. W wynajętym mieszkaniu nie można trzymać czworonogów, więc Satoru decyduje się na przeprowadzkę. Swojemu nowemu współlokatorowi nadaje imię, z którego ten jest nieszczególnie zadowolony – bo jak można, będąc kotem płci męskiej, nazywać się Nana, czyli Siódemka? – ale nagrodą za znoszenie tej niedogodności jest ciepły, bezpieczny dom z troskliwym opiekunem. Niestety, tylko przez pięć lat. Z powodu „pewnej sytuacji”[1] – jakiej, dowiemy się dopiero pod koniec powieści, choć po pewnych sygnałach można się tego wcześniej domyślać – Satoru musi poszukać dla Nany nowego domu. Pakują się obaj do srebrnego vana i zaczynają objazd. Kosuke, przyjaciel z podstawówki. Yoshimine, przyjaciel z gimnazjum. Sugi i Chikako, para przyjaciół z liceum. I na końcu Noriko, ciotka, która go wychowywała po tragicznej śmierci rodziców. Każde spotkanie to wspomnienia i emocje, to rzut oka na sytuacje, które spowodowały, że osoby uczestniczące w danym epizodzie są takie, a nie inne. A potem finał, przez który trudno przebrnąć bez ściskania w gardle i pocenia się oczu…

Fabularnie taka historia bierze mnie bez zastrzeżeń. Na piątkę z dużym plusem. Fragmenty pisane z punktu widzenia Nany są świetne, doskonale obrazujące różnice w postrzeganiu i rozumowaniu człowieka i zwierzęcia (oczywiście, czy koty myślą tak, a nie inaczej, na razie nauka nie wie, więc pisarz – a my za nim – może to sobie właśnie tak wyobrazić). Pozostałe – różnie. Samej psychologii, której jest tam niemało, bo praktycznie każda postać ma jakieś swoje zadry w sercu, jakieś wyrzuty sumienia czy żale do innych, nie mam nic do zarzucenia, natomiast trochę – technice narracji.

Rozdział, gdzie po raz pierwszy pojawia się na scenie kto inny, niż Satoru i Nana, rozpoczyna się od monologu Kosukego, który bez żadnej przerwy przechodzi w narrację zewnętrzną w czasie przeszłym; później na przemian z kotem przemawia już tylko narrator, ale zdarza się, że w jego opowieść wplatane są, znów bez żadnego wyodrębnienia, myśli bohaterów („Najtańsza bibuła kosztowała trzysta jenów, więc gdy przeliczył, ile mu zostanie, aż się wzdrygnął, ale… Satoru musiał wyjechać, a ja jestem jego najbliższym przyjacielem, nie mogę go zawieść. (…) Nikt nie zna go tak dobrze, jak ja.
Jako chłopiec nie miał zielonego pojęcia…”[2]),
a czas przeszły ni stąd, ni zowąd w obrębie tej samej sceny zmienia się w teraźniejszy:
(„Yoshimine o mało nie wybuchnął śmiechem. (…)
W tym momencie wzrok wszystkich zebranych przechodzi z jednego chłopca na drugiego (…). Miyawaki próbuje się wtrącić, ale przyjaciel przerywa mu. (…)
Nauczyciele zamilkli i stali z nietęgimi minami” [3]). Przy tym stylowi narracji kociej nie mam nic do zarzucenia, za to styl narracji ludzkiej bywa trochę czytankowy, z pospiesznym streszczaniem wydarzeń i uczuć bohaterów, oraz z dużym mankamentem w postaci nadużywania podmiotów zastępczych. Wygląda to tak: od dłuższej chwili mowa o dwóch postaciach, czytelnikowi już dobrze znanych, i nagle zgrzyt, jakby ktoś przejechał styropianem po szybie: „Noriko przypomina sobie dzień… (…). Kobieta pojechała do Tokio (…). Mężczyzna zrezygnował z pracy w Tokio (…). Kobieta pracowała jako sędzia (…)”[4]. Za te braki muszę trochę ująć, bo pokrzywdziłabym inne książki, równie dobre fabularnie, w których takich niedoskonałości nie ma…

[1] Hiro Arikawa, „Kroniki kota podróżnika”, przeł. Anna Horikoshi, wyd. Prószyński i S-ka, 2018, s. 18.
[2] Tamże, s. 46.
[3] Tamże, s. 101-102.
[4] Tamże, s. 190-191.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 287
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: