Dodany: 05.06.2023 11:38|Autor: Alos

Samochód z piekła rodem


Stephen King jest autorem niezwykle płodnym. Na swoim koncie ma wiele tytułów zaliczanych do klasyki literatury grozy i właśnie jednym z nich jest "Christine" – historia demonicznego samochodu. Czy słusznie? Sam nie wiem.

Z książkami Kinga mam ten problem, że im więcej go czytam i bardziej nie po kolei, tym mniej doceniam te ważniejsze tytuły, jeśli któryś trafi w moje ręce. Tak jest właśnie w przypadku "Christine". To kolejna w dorobku autora historia o gnębionym, zaszczutym przez otoczenie człowieku, którego spotyka coś nadnaturalnego. Było to już między innymi w debiutanckiej "Carrie", w "To" (nawet podwójnie, bo i dzieci, i dorośli swoje oberwali) czy chociażby "Rose Madder".

Arnie Cunningham to do bólu stereotypowa licealna ofiara. Pryszczaty, zakompleksiony, stłamszony przez rodziców, uczniów ze swojej szkoły i w ogóle wszystkich. Grzeczny i cichy. Oczywiście kujon i członek kółka szachowego, którego jest najlepszym zawodnikiem. Jego jedynym i najlepszym kumplem jest, dla kontrastu, zawodnik szkolnej drużyny futbolowej – Dennis. Wracając pewnego dnia z wakacyjnej pracy, Arnie zauważa pewien samochód, który, jak się okazuje, jest na sprzedaż: czerwono-biały Plymouth Fury z 1958 roku. Ruina do generalnego remontu, a najlepiej od razu do zezłomowania. Do tego sprzedawana przez odpychającego dziwaka. Po zakupie w życiu Arniego zaczyna dochodzić do małej rewolucji, zapoczątkowanej olbrzymią awanturą z rodzicami. Krótko potem ginie poprzedni właściciel samochodu, a chłopak przechodzi niekoniecznie pozytywną metamorfozę.

"Christine" do najkrótszych nie należy, ale robi trochę niekonkretne wrażenie. Główny rdzeń opowieści to wyświechtana historia o ofierze, nad którą znęca się całe otoczenie. Już u samego Kinga było to kilka razy. Tym razem jednak potraktowano to po łebkach. Motyw zemsty rozpoczęty w naprawdę fajny sposób, zakończony jakby od niechcenia, bo skoro czytelnik zna schemat, to po co się starać. Jeżeli jednak miałbym wskazać jeden element, który naprawdę mocno wpływa na ocenę, to jest to przemiana Cunninghama. Pomysł był całkiem ciekawy, trochę lovecraftowski. Niestety, jego wyjaśnienie to jeden krótki akapit. Samo zachowanie Arniego zmienia się tak szybko i tak drastycznie, że w pewnym momencie przestała mnie ta postać interesować, bo wiadomo, że będzie się zachowywał jak ostatni buc. Tym bardziej, że opowieść sama sugeruje jak ważna to postać.

Czy pomimo tych kilku wad "Christine" to dobra pozycja? Oczywiście. Książka broni się świetnym stylem, którym od zawsze legitymuje się autor. Historia, chociaż ma do bólu oklepane podstawy, prowadzona jest poprawnie, a im głębiej w las tym mniej przeszkadza jej sztampowy początek. Grozy jest tutaj niewiele, ale to przede wszystkim ze względu na charakter głównego antagonisty. Christine jako przeciwnikowi bliżej do jakiegoś opętanego żądzą krwi, morderczego zwierzęcia, a książce do opowieści z nurtu animal attack niż klasycznego horroru.

Opowieść o demonicznym aucie na pewno warto znać, ale osobiście doradzałbym wziąć ją na początku swojej przygody z twórczością Stephena Kinga, bo trochę traci, gdy zna się więcej jego tytułów.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 190
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: