Dodany: 10.01.2023 21:15|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Rodzinna firma, nie tylko rodzinne sekrety


Od wydarzeń przedstawionych w „Dniu Matki” minęło półtora roku. W życiu Pii nie zmieniło się wiele; jej drugie małżeństwo z Christophem okazało się strzałem w dziesiątkę i nie zakłóca go nawet świadomość, że gdyby nie rozstała się z Henningiem, byłaby teraz żoną świeżo odkrytej gwiazdy literatury. Tak, tak, profesor Kirchhoff pozazdrościł światowym sławom, które obrazki z własnej pracy przenoszą na papier i napisał powieść, zaludnioną postaciami wręcz bliźniaczo podobnymi do siebie, byłej żony, jej kolegów z pracy oraz świadków i oskarżonych, z jakimi sami mieli do czynienia w najbardziej spektakularnych sprawach A jego dzieło momentalnie wskoczyło na listy bestsellerów, wobec czego niezwłocznie stworzył następne (smaczku dodaje temu wątkowi fakt, że autorka „pożyczyła” Henningowi nawet tytuły swoich pierwszych powieści!). Traf chce, że właśnie w wydawnictwie, którego podopiecznym został, zaczynają się dziać niepokojące rzeczy. Jedna z redaktorek, kobieta, łagodnie mówiąc, o nieco kontrowersyjnej osobowości, zostaje zwolniona z pracy, a przy tej okazji „wsypuje” publicznie swojego najlepszego autora, informując wszem i wobec, że jego najnowsza powieść to plagiat. Po czym znika bez śladu… a raczej ze śladami, sugerującymi, że przepadła na zawsze przy pomocy osób trzecich. Śledztwo jest jeszcze, można powiedzieć, w powijakach, gdy tragiczny los dotyka następnego pracownika wydawnictwa. Winterscheid jest firmą rodzinną z długą tradycją, i praktycznie wszyscy ludzie, którzy się tam liczą, są ze sobą powiązani pokrewieństwem, małżeństwem lub długoletnią przyjaźnią. Praktycznie też wszyscy albo kłamią policjantom w żywe oczy, albo nie mówią im całej prawdy. W końcu pojawia się trop podpowiadający, że klucza do obecnych wydarzeń trzeba szukać w dość odległej przeszłości – gdy ludzie będący dziś filarami wydawnictwa i współpracujących z nim instytucji ledwie wchodzili w dorosłość i spędzali wakacje na francuskiej wysepce.

Przebieg dochodzenia jest jednak bardzo mozolny, zwłaszcza, że Oliver nie jest w stanie w pełni się w nie zaangażować; jego małżeństwo z Karoline przeżywa kryzys… nie, to zbyt łagodnie powiedziane, ten związek jest nie do uratowania i nawet on już to zaczyna dostrzegać. Jego druga żona jest potwornie zazdrosna o pierwszą – z którą mimo, że ich drogi się rozeszły, pozostał w przyjaźni, a która teraz potrzebuje pomocy w naprawdę poważnej sprawie – zaś prawie już pełnoletnia pasierbica Greta wykazuje oznaki poważnych zaburzeń osobowości, godzące, niestety, głównie w Olivera i Sophię, czego Karoline wydaje się nie dostrzegać, a jeśli nawet dostrzega, to świadomie bagatelizuje. Ta cała sytuacja i niepewność, czy będzie w stanie pomóc Cosimie, wykańczają go psychicznie chyba nawet bardziej, niż wydarzenia sprzed kilku lat („W lesie”), gdy się przekonał, że nie może wierzyć nawet ludziom, których znał od dzieciństwa…

Choć objętościowo jest to powieść bardzo sążnista (blisko 600 stron), czyta się ją migiem, tak samo zresztą, jak pozostałe części cyklu. Nie wszyscy lubią aż tak obszerne rozbudowanie tła, ale dla mnie jest to akurat zaletą: lubię i bogate portrety psychologiczne postaci, i opisy skomplikowanych relacji międzyludzkich, i przedstawienie detali pracy czy to samych policjantów, czy osób będących podmiotem ich dochodzenia. Tu zyskujemy całkiem niezły wgląd w funkcjonowanie przemysłu wydawniczego, ukazany z perspektywy jeszcze bardziej krytycznej, niż np. w „Morderstwach w Somerset” Horowitza (dla równowagi są i momenty humorystyczne, np. przekomarzania Henninga z pierwowzorami bohaterów jego powieści czy też natychmiastowe zmiękczenie charakteru ostrej zwykle jak brzytwa radczyni Nicoli Engel, gdy jeden z jej ulubionych pisarzy trafia na komisariat w charakterze podejrzanego…). Intryga do samego końca trzyma w niepewności, do tego stopnia, że w jakimś momencie zaczynamy się zastanawiać, czy został w ogóle jeszcze ktoś, komu można by udowodnić winę. W połączeniu z porządnym dopracowaniem redakcyjnym wersji polskiej jest to dokładnie to, czego od kryminału oczekuję.

Zdecydowanie nie oczekuję natomiast, że po dziewiątym tomie serii, wydawanej dotąd w jednolitej (stonowanej i klimatycznej) szacie, ktoś wpadnie na "genialny inaczej" pomysł całkowitej zmiany koncepcji graficznej, dzięki czemu tom dziesiąty wygląda między pozostałymi jak kukułcze jajo w gołębim gnieździe. Tak mnie to rozeźliło, że o mało nie odjęłam połówki od ostatecznej oceny (ale wtedy pokrzywdziłabym autorkę, a to przecież nie jej pomysł...).

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 358
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: