Dodany: 15.12.2022 21:12|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

O człowieku, który podkopał wiarygodność imperium


Nie pamiętam, kiedy dokładnie czytałam „Archipelag GUŁag”, ale mam wrażenie, że w akademiku, gdzieś na samym początku lat 80. Wydanie miało broszurową okładkę i drukowane było na takim papierze, jak studenckie skrypty, więc może był to jakiś nielegalny przedruk edycji paryskiej? W każdym razie pamiętam uczucia towarzyszące lekturze tego dzieła, uświadamiającego czytelnikom z całego świata ogrom tej przerażającej machiny, jaką rozwinięto w – wówczas jeszcze nie-byłym – ZSRR dla rozprawiania się z przeciwnikami systemu czy nawet tylko z tymi, którzy przeciw niemu nie występowali, jednak przez kogoś zostali uznani za nieprawomyślnych. O autorze wiedziałam niewiele, tyle, że udało mu się jakoś przejść przez te wszystkie opresje i że mieszka gdzieś na Zachodzie. Dopiero po zmianach ustrojowych w krajach bloku wschodniego zaczęto o nim pisać w prasie. Ale też nie na pierwszych stronach, bo o tym, co pisał wcześniej, wiedzieli już wszyscy, a jego pomysły na nowe oblicze Rosji nie do końca były takie, by warto temat podkręcać. Żył długo i niespokojnie, odszedł po cichu, a w kilkanaście lat po jego śmierci – chyba nie bez przyczyny właśnie teraz, gdy już-nie-radziecka Rosja znów demonstruje nieakceptowalne w cywilizowanym świecie metody rozprawiania się z przeciwnikami politycznymi – możemy całe to jego życie i posłannictwo prześledzić dzięki Borisowi Sokołowowi, autorowi biografii „Prorok i dysydent”.

Jest to opowieść o Sołżenicynie przede wszystkim jako twórcy i opozycjoniście, w mniejszym stopniu jako człowieku prywatnym, co nie znaczy, że brak tu elementarnych szczegółów z jego życia osobistego, przez pewien czas zresztą równie trudnego i zawikłanego, jak cała reszta jego losów.
Weźmy dzieciństwo, przeżyte w ubóstwie i bez ojca, który przeżył szczęśliwie I wojnę światową, lecz zmarł wskutek wypadku na polowaniu kilka miesięcy przed narodzinami syna.
Weźmy młodzieńczy epizod zauroczenia ideologią marksistowską, uwodzącą młodych ludzi twierdzeniem, „że prawda została odkryta, że oto ona, leży taka dostępna, po co się męczyć i przerabiać tych stu filozofów, poznawać historię myśli”[1] i nadzieją na powszechną sprawiedliwość. Wiara w tę sprawiedliwość rozwiała się zaraz w początkach wojny, gdy młody oficer zauważył, że żołnierzy, którzy dostali się do niewoli, uznaje się za zdrajców, a wszelką krytykę posunięć dowództwa, choćby takich, jak przyzwolenie podwładnym na „gwałt i mord dokonany przez nich na cywilach, włącznie z dziećmi” [2], za szkalowanie ustroju. Weźmy pierwsze małżeństwo, stopniowe oddalanie się żony podczas więziennej odysei Aleksandra, jej związek z innym mężczyzną, potem gwałtowne usiłowanie powrotu – szczególnie gwałtowne wtedy, gdy i on już spotkał inną kobietę.
Weźmy chorobę nowotworową, której, biorąc pod uwagę stan zaawansowania i poziom ówczesnej medycyny, w zasadzie nie powinien był przeżyć – ale przeżył.
To, czego doznawał w więzieniach i obozach, znamy już z „Archipelagu GUŁag” i innych dzieł. Ale co było między odzyskaniem wolności a Noblem, między Noblem a przymusową emigracją, między wyjazdem na Zachód a powrotem do ojczyzny? Tym okresom życia pisarza poświęcona jest najpokaźniejsza część objętości książki – mniej więcej dwie trzecie – stosunkowo krótko natomiast zostało streszczone ostatnie czternaście lat jego życia, spędzonych w nowej Rosji, zarazem jednak na tyle obszernie, by się zorientować, że nie do końca okazała się ona Rosją jego marzeń…

„Prorok i dysydent” to biografia przede wszystkim solidna, skupiona raczej na faktach – wspartych pokaźną ilością tekstów źródłowych – niż na opiniach i domysłach, i raczej na publicznych, niż prywatnych działaniach bohatera. Sokołow, o czym już wspominałam, informacje na temat życia osobistego Sołżenicyna ogranicza do zupełnie niezbędnych; nie dowiemy się z tej opowieści, jakim był mężem i ojcem – jedyna cytowana wypowiedź jego synów ma charakter oficjalny, będąc odpowiedzią na pytanie zadane przez dziennikarzy – za to całkiem nieźle poznamy go jako towarzysza broni, współpracownika, współwięźnia czy też (doskonałego!) nauczyciela. I chyba to ważniejsze, gdy mowa o człowieku, który „swoimi utworami i swoim życiem (…) przeciwstawiał się komunizmowi i miał wielki udział w jego upadku”[3].

[1] Boris Sokołow, „Prorok i dysydent: Aleksander Sołżenicyn”, przeł. Marta Głuszkowska, wyd. Prószyński i S-ka, 2022, s. 29.
[2] Tamże, s. 53.
[3] Tamże, s. 404.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 217
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: