Dodany: 13.09.2022 22:21|Autor: Marioosh

Świetna relacja z fascynującej wyprawy


Dawno nie czytałem równie sympatycznej, bezpretensjonalnej i po prostu przyjemnej książki. Bernard Newman, angielski pisarz, historyk i podróżnik, podejrzewany nawet o szpiegostwo, w 1934 roku przejechał Polskę wzdłuż i wszerz, od Gdańska do Lwowa i od Poznania do Wilna i relację z tej wyprawy zamieścił w tej książce. W ogóle mam wrażenie, że Newman miał pewien sentyment do naszego kraju, gdyż poświęcił Polsce kilka książek – niedawno widziałem zapowiedź jego relacji z wyprawy z 1945 roku.

Ta wyprawa opisana jest z typowo angielskim, trochę ironicznym humorem, ale też z niebywałą trzeźwością spostrzeżeń. Rajd po Polsce i okolicach Newman zaczął na rowerze nazwanym George w Gdańsku, mieście „legend, romansów i rzeczywistości” [1] w którym zachwycił się architekturą, ale też przeanalizował słuszność istnienia „polskiego korytarza”; potem wyruszył na Kaszuby, wrócił do Gdyni i stamtąd pojechał do Warszawy, do której dojazd objawił mu się jako obraz nędzy i rozpaczy. Po wizycie w stolicy udał się na południe: Katowice, Kraków i Zakopane, gdzie stwierdził: „Mieszkańcy nie czynią żadnych prób oskubania przybysza” [2], a następnie pociągnął na Lwów i Huculszczyznę, stamtąd przez Puszczę Białowieską dotarł do Wilna, potem do Kłajpedy i Królewca i zakończył wyprawę w Malborku. Nawet dziś, gdy logistycznie można zaplanować każdy centymetr takiego rajdu, robi on wrażenie, tym bardziej, że duża jego część wiodła po autentycznych bezdrożach, zwłaszcza na Kresach Wschodnich. Autor nigdy jednak nie stracił pogody ducha i poczucia humoru, a jednocześnie umiejętności racjonalnych spostrzeżeń; potrafił stwierdzić, że „Polska jest krajem niebywałych możliwości, potencjał rozwoju jest niemal nieograniczony” [3]. Są też, oczywiście, wrażenia kulinarne, w tym, rzecz jasna, kilka dygresji o polskiej wódce, czyli „osobliwym trunku o niewinnym wyglądzie” [4]. Jest też kilka cierpkich, ale trafnych i nawet dziś aktualnych obserwacji: zwiedzając warszawską Cytadelę i wspominając Romualda Traugutta Newman pisze, że „Polacy wolą się karmić cierpieniami niż zwycięstwami, prawdziwie jednoczącym ich węzłem jest wspólne cierpienie” [5]; generalnie jednak wrażenia były pozytywne, zwłaszcza w kwestii czasu: „owo nonszalanckie podejście do życia do mnie przemówiło. Polacy kwestionują zasadę, że mamy jeść posiłki o stałych godzinach. A dlaczego nie wtedy, kiedy jesteśmy głodni?” [6].

I tak jechał sobie Bernard Newman przez nasz kraj i rozmawiał z ludźmi, a czasami sprzeczał się ze swoim rowerem, obserwował przyrodę na bagnach Prypeci, uciekał przed żubrem w Puszczy Białowieskiej, zastępował nawet kontuzjowanego cyrkowca i prowadził obserwacje, a pod koniec wyprawy doszedł do wniosku: „Gdy myślę o Polsce, widzę dwa obrazy: dwadzieścia bosonogich kobiet ustawionych tyralierą, wypiętych w moją stronę szerokimi zadami, gdy pochylają się nad zagonami ziemniaków [7] i parterowa drewniana chata” [8]. Jest też sporo spostrzeżeń historycznych, często trafnych („Nie potrafię sobie wyobrazić, by Rosja kiedykolwiek zrezygnowała z Ukrainy, swojego najzasobniejszego spichrza i głównego zagłębia węglowego” [9]) ale czasami niecelnych („Fala nazizmu może dokonać wiele dobrego, gdy zetknie się z twardą rzeczywistością” [10]) – myślę jednak, że nie można się na Newmana oburzać, tylko potraktować to jako pewne świadectwo epoki i panujących w niej nastrojów; zresztą do dziś niektórzy historycy gdybają, co by było, gdyby II RP zawarła pakt z Hitlerem. Generalnie jednak wyraźnie widać, że autor jest bardzo życzliwy naszemu krajowi; owszem, czasami dostrzega słowiański bałagan i niefrasobliwe zadowolenie z siebie, ale wszystko jest pokazane z dużą sympatią i bez jakiejś zapiekłości. Chwała też należy się tłumaczce, która często musiała objaśniać czytelnikom niektóre obserwacje Newmana, opierające się na wyolbrzymionych legendach; trochę też uwspółcześniła jego opowieści, bo nie chce mi się wierzyć, by w Krakowie w 1934 roku mówił suchary;-). Ogólnie jest to bardzo sympatyczna i przyjemna książka, napisana swobodnym i lekkim językiem, z wielką swadą i potoczystością; czyta się ją naprawdę dobrze, mogąc z niej czerpać inspiracje do własnej podróży.

[1] Bernard Newman, „Rowerem przez II RP”, tłum. Ewa Kochanowska, wyd. Znak, 2022, str. 34.
[2] Tamże, str. 185.
[3] Tamże, str. 65.
[4] Tamże, str. 111.
[5] Tamże, str. 113.
[6] Tamże, str. 130.
[7] Tamże, str. 314.
[8] Tamże, str. 369.
[9] Tamże, str. 239.
[10] Tamże, str. 420.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 592
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: