Dodany: 10.09.2022 23:57|Autor: Marioosh

Rzetelność zabita przez naiwność


Gertruda Sławek to - co było łatwe do przewidzenia - pseudonim autorskiego duetu: Jerzy Bojarski i Roman Jarosiński. Moje internetowe śledztwo nie pozwoliło na znalezienie żadnych danych dotyczących tych panów, przypuszczam jednak, że byli to dziennikarze, bo „W matni” to książka napisana dość rzetelnym, potoczystym językiem.

Intryga jest prosta: Ewa Piątecka, która właśnie dostała się na studia prawnicze w Warszawie i dzięki temu wyrwała się z wojewódzkiego ale dla niej prowincjonalnego Płocka, zostaje znaleziona zgwałcona, zamordowana i wrzucona do studni w ogródku działkowym. Prowadzący dochodzenie porucznik Edward Rajewski dowiaduje się, że dziewczyna spotykała się z pewnym ciemnowłosym chłopakiem, a na miejsce zbrodni przywieziona została datsunem, skradzionym ginekologowi Zdzisławowi Majewskiemu. Wkrótce ktoś włamuje się do mieszkania doktora, a pracująca u niego dziewczyna z dnia na dzień wymawia pracę i wraca do rodziców do Pacanowa. Tymczasem Służba Bezpieczeństwa dowiaduje się, że w Austrii znaleziono zwłoki polskiego budowlańca, który na czas wyjazdu wynajął mieszkanie swojemu dalekiemu kuzynowi pracującemu jako informatyk w firmie produkującej specjalny rodzaj szkieł optycznych. Wkrótce informatyk zostaje znaleziony martwy w wynajmowanym mieszkaniu; okazuje się, że zarówno on jak i budowlaniec zostali otruci toksycznym jadem pochodzącym od małży.

I wszystkie te elementy autorom udało się spleść w jedno i to nawet dość zgrabnie i do pewnego stopnia wiarygodnie. Cały jednak efekt psuje dziecinna, wręcz infantylna naiwność: autorzy chcą, na przykład, żebyśmy uwierzyli, że informatyk pracujący nad sprzętem budzącym zainteresowanie wojska może ot, tak sobie zniknąć z pracy i nikogo w tej firmie to nie dziwi ani nie interesuje. Irytuje też scena w której porucznik Rajewski, chcąc przesłuchać koleżanki zaginionej Ewy Piąteckiej jeździ za nimi po całej Polsce od Szczytna do Zielonej Góry, a potem w Karkonosze – czyżby w tych miastach nie było posterunków, na które można by te koleżanki ściągnąć i porozmawiać z nimi przez telefon? Jednak prawdziwym mistrzostwem naiwności jest ostatni rozdział, kiedy bezradnym i bezsilnym milicjantom przychodzi z pomocą... wysłany do nich list, w którym główny podejrzany zza grobu zdradza swojego mocodawcę. Ręce mi opadły, co jest tym bardziej przykre, że do pewnego momentu ta książka nawet nie jest zła: metodyczne śledztwo, wyraziste postacie, mało milicyjnej drętwoty, rzetelnie poprowadzona akcja – wszystko jednak poszło jak krew w piach przy tych rozpaczliwie naiwnych rozwiązaniach. Mówiąc krótko – mogło być dobrze, a wyszło...

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 142
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: