Dodany: 19.06.2022 21:39|Autor: Marioosh

Mizerny koniec trylogii, ale nie serii


Ściśle tajne akta dotyczące Jasona Bourne'a wyciekają z podziemi kwatery głównej CIA i w efekcie Iljicz Ramirez Sanchez dowiaduje się, że jego największy wróg żyje; Dawid Webb postanawia więc ukryć swoją żonę i dwoje dzieci u jej brata w pensjonacie na wyspie Montserrat, a sam staje do walki z Carlosem. Bourne orientuje się, że wielu byłych członków Meduz,y czyli tajnej organizacji najemników w Wietnamie, teraz robi podejrzane interesy w biznesie i rządzie; jego plan zakłada zastraszenie ujawnieniem ich kontaktów, by mogli wynająć Carlosa do zlikwidowania Bourne'a, co spowoduje wyjście zabójcy z ukrycia. Bourne kontaktuje się z członkami organizacji i szybko dochodzi do przekonania, że powstała Nowa Meduza, która chce usunąć ze swoich szeregów tworzących ją żołnierzy i przejąć władzę nad światowymi firmami. Tymczasem na Montserrat przybywa wynajęty przez Carlosa morderca mający zabić żonę i dzieci Bourne'a, by w ten sposób wciągnąć go w zasadzkę; Bourne domyśla się wszystkiego i sam zastawia pułapkę, z której Carlos ucieka. Wkrótce okazuje się, że Nowa Meduza ma ścisłe powiązania ze strukturami nowojorskiej mafii, która deklaruje się zlikwidować Bourne'a za pięć milionów dolarów. Tymczasem w Brukseli zostaje zamordowany naczelny dowódca NATO – winą za to zostaje obarczony Bourne, który podąża za Carlosem do Paryża; tam lokalizuje jego kryjówkę w klasztorze, ale zabójca znów mu ucieka. Sprzymierzeńcem Bourne'a staje się KGB, które chce zlikwidować Carlosa za jego niesubordynację i w tym celu stara się ściągnąć go do Moskwy; do ZSRR udaje się też jednak szef Nowej Meduzy.

I tak się ta książka toczy – Carlos ucieka, Jason Bourne go goni, po drodze mamy trupy, strzelaniny, wybuchy... Tym razem akcja nie dotyczy ratowania świata przed psychopatami czy dyktatorami, ale ostatecznego zakończenia prywatnej wojny ciągnącej się od trzynastu lat. Ta pogoń wlecze się przez 760 stron – i powiedzmy sobie wprost: to jest po prostu mordęga; to, co można by ścisnąć na co najwyżej 400 stronach, Ludlum rozciągnął do ciężko strawnych rozmiarów. Książka jest niesamowicie jałowa, nie ma tu jakiejś intrygującej zagadki, jakichś spektakularnych zwrotów akcji, króluje nijakość utopiona w ględzeniu – rozmowy potrafią się tu ciągnąć przez kilkanaście stron. Sceny są tandetne i momentami naiwne – moim „faworytem” jest bezpośrednie spotkanie głównych bohaterów w kościele na wyspie Montserrat: Bourne'owi kończy się amunicja, a Carlos z bliskiej odległości strzela do niego w charakterystyczny dla niego sposób, czyli w gardło, kula, rzecz jasna, przechodzi na wylot i większej krzywdy nie wyrządza. Jest przewidywalnie, nudno, a momentami wręcz banalnie i książka sprawia wrażenie napisanej bardzo na siłę. Pierwszy tom „Trylogii Bourne'a” był nowatorski, łamiący schematy i trzymający w napięciu; drugi był już odcinaniem kuponów, ale broniły go malownicze opisy Hongkongu – trzeciego tomu nie jest w stanie obronić nic. I zastanawiam się, czy Robert Ludlum sam nie dostrzegł, że zabrnął w ślepą uliczkę, bo jego następną książką będzie „Droga do Omaha” czyli swoisty autopastisz. Szkoda więc, że autor nie poprzestał na „Tożsamości Bourne'a” i nie pozostawił czytelników z pewnym niedopowiedzeniem, tylko łopatologicznie doprowadził do łatwo przewidywalnego finału. Ale popkultura nie znosi próżni i najwyraźniej lubi takie wykładanie kawy na ławę – na 26 lipca zapowiadana jest premiera siedemnastego tomu przygód Bourne'a, w Polsce, póki co, dojechano do trzynastego.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 309
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: