Dodany: 19.06.2022 17:33|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czy początkujący przebrną przez dżunglę słów?


Recenzja oficjalna PWN
Recenzent: dot59

Po dwóch czy trzech ostatnich przeczytanych książkach Beaty Pawlikowskiej, które mnie trochę zirytowały kilkakrotnym powtarzaniem tych samych myśli, przytaczaniem różnych niesprawdzonych i często nienaukowych hipotez jako pewników oraz przemycaniem zbyt dużych, jak na literaturę podróżniczą, porcji własnego światopoglądu autorki, zrobiłam sobie przerwę w poznawaniu jej twórczości. I widząc, że od jednej-dwóch książek rocznie doszła do średnio ośmiu, już nie tylko podróżniczych, ale też np. kucharskich i psychologiczno-poradniczych, coraz bardziej wątpiłam, czy jeszcze do nich wrócę, bo taka produktywność i wszechstronność autora rzadko wychodzi jego dziełom na dobre. Skusiłam się jednak na „Kota dla początkujących”, nie dlatego, żebym mniej więcej nie wiedziała, co to znaczy mieszkać z kotem i jakich zasad należy przestrzegać, by i jemu, i opiekunom mieszkało się dobrze, lecz głównie dlatego, że lubię porównywać doświadczenia różnych osób, żyjących w różnych warunkach z kotami różnych ras i różnych temperamentów, i wyciągać z tego coś dla siebie. A poza tym ujęło mnie okładkowe zdjęcie kiciusia rasy rosyjski niebieski, w skupieniu ogryzającego kawałek żółtego sznurka.

Poradnik został stworzony w oparciu o własne doświadczenia autorki z dwoma kotami (najpierw do młodziutkiego Krzysztofa Kolumba – tego sportretowanego na okładce – dołączyła dorosła kotka Era, jednak koegzystencja obu zwierzaków okazała się dla nich samych zbyt uciążliwa; po odejściu Ery do innego domu towarzystwo dla Krzysia znalazło się w osobie równie młodego dachowca Elvisa Presleya). Obydwu czworonożnych domowników łączą pewne wspólne (w większości instynktowne) kocie zachowania i wspólne dla całego gatunku kocie potrzeby, lecz każdy z nich ma inny charakter i – przynajmniej pod pewnymi względami – inne upodobania. Niekoniecznie pokrywające się z potrzebami i oczekiwaniami człowieka. Dowolnego człowieka, niezależnie od tego, jak bardzo lubi on koty. I to jest najważniejsza myśl, jaką autorka chce czytelnikom przekazać: że „kot nie jest człowiekiem. Kot jest kotem. Patrzy na świat z innej perspektywy”[1] i, jeśli nawet robi coś, co naszym zdaniem jest nieakceptowalne, to wynika to z kociego – a nie ludzkiego – sposobu reagowania na różne sytuacje. Tę elementarną prawdę znajdziemy zresztą w każdej książce poświęconej kotom, nawet i takiej, gdzie bohaterów uczłowieczono, pozwalając się im wypowiadać ludzkim językiem.
Z tą prawdą łączy się druga: jeśli będziemy myśleć tylko o własnych potrzebach i własnej wygodzie, nie stworzymy kotu środowiska, w którym będzie mógł się czuć w pełni kotem, ergo: w którym będzie szczęśliwy. A mieszkanie z nieszczęśliwym kotem nie jest dobre ani dla nas, ani dla niego. Bo kot sfrustrowany to najczęściej kot „agresywny i nieprzewidywalny. Kiedy nie umie sobie poradzić z otaczającą go agresją albo chaosem” – którym jest dla niego także pobyt w miejscu, gdzie nie może realizować instynktownych kocich zachowań, a jeszcze większym sytuacja, gdy opiekun na tę samą rzecz raz reaguje tak, a raz inaczej – „będzie załatwiał się poza kuwetą (…) niszczył tapetę albo okazywał wrogość”[2].
Większości ludzi mających w domu koty nie trzeba takich rzeczy przypominać. Natomiast na pewno warto wspomnieć o nich rzeczywistym początkującym, którzy do tej pory sami się kotami nie opiekowali, co najwyżej pobawili się od czasu do czasu z pupilem babci. Podobnie, jak o różnych drobnych szczegółach, dotyczących miejsca ustawienia kuwety i misek, sposobu podawania jedzenia i lekarstw czy rodzaju kocich zabawek (przyznam, że sama nie wpadłabym na pomysł, by medykament zaaplikować kotu w postaci pasty, którą niby niechcący maże mu się łapę, po czym on, wylizując futro, zażywa lekarstwo; nie pomyślałabym też, że „myszkę” do zabawy można zrobić z jego własnej sierści, zebranej przy czesaniu).

Jest tej przydatnej wiedzy całkiem niemało, do tego jest ona uzupełniona opisami konkretnych doświadczeń i wzbogacona nie nieodzownymi może, ale pełnymi uroku ilustracjami (dwie barwne wklejki z fotografiami obu przedstawionych w książce kotów, utrzymane w tonacji szarości rysunki i zabawne, również rysunkowe szlaczki ze stylizowanymi sylwetkami kotów, umieszczone na dole ostatniej strony każdego rozdziału). Tekst jest ładnie rozmieszczony przestrzennie, ważne myśli podkreślone pogrubioną czcionką. Gdyby oceniać jedynie te walory, publikacja zasłużyłaby bez trudu na ocenę co najmniej dobrą.

Ale, niestety, są i minusy. Jeden czysto techniczny, w postaci braku przecinków przed połową „jak”, „jakby”, „co”, „jeżeli”, „dlaczego”, „kiedy” itd. Obwiniłabym za to korektę, ale – sprawdzając w stopce zupełnie co innego – zauważyłam powyżej oświadczenie autorki: „…przecinki w tej książce są postawione i zniknięte zgodnie z artystyczną wolnością, wbrew zaleceniom korekty i na moją odpowiedzialność”[3]. Cóż, to jeszcze jeden przykład na to, że człowiekowi, który wyrobił sobie nazwisko, wiele rzeczy przychodzi łatwiej i równie wiele uchodzi takich, jakich komuś innemu by nie darowano: wyobraźmy sobie, że to nie sławna podróżniczka Beata Pawlikowska, tylko, powiedzmy, nauczycielka Beata Nowak z miasteczka X chce się podzielić z czytelnikami swoimi doświadczeniami z zakresu opieki nad kotem. Które duże wydawnictwo zaryzykowałoby wydanie jej przemyśleń na ponad czterystu stronach? A jeśli nawet, czy naraziłoby na szwank swoją renomę, zezwalając autorce na ignorowanie zasad interpunkcji w publikacji, która nie jest eksperymentalną prozą, lecz poradnikiem, z definicji łatwym w czytaniu?

Załóżmy jednak, że nie każdemu czytelnikowi to wadzi. Czy jednak nie przeszkodzi mu fakt, że prawdziwie merytoryczna zawartość zajmuje może jedną trzecią objętości książki? Bo kolejna jedna trzecia to niezliczone „rozpychacze treści” (czyli ozdobniki stylistyczne i zwroty retoryczne w rodzaju „wiesz skąd to wiem? Bo właśnie taka kiedyś byłam”[4], „Wiem to stąd, że sama kiedyś taka byłam”[5], „Bo zobacz”[6], „No i zobacz”[7], „Wyobrażasz sobie?”[8], „Wyobraź sobie”[9], „Naprawdę”[10], „Zdziwisz się”[11], „O nie, błagam”[12], „Powiem tylko tyle”[13], etc. etc.) i obszerne powtórzenia myśli lub opisów, sformułowanych już gdzie indziej nieznacznie tylko odmiennymi słowami, zaś ostatnia – wykłady filozofii życiowej autorki („Nigdy nie przykładam telefonu komórkowego do głowy, żeby chronić mózg przed jego promieniowaniem”[14], „Nigdy i do niczego nie używam kuchenki mikrofalowej, która niszczy wewnętrzną strukturę jedzenia i działa rakotwórczo”[15], „Mleko (…) jest też szkodliwe dla ludzi, chociaż o tym dopiero zaczyna się mówić jeszcze bardzo cicho i nieśmiało. Zbadałam tę sprawę przy okazji pisania serii książek o zdrowiu”[16]), opisy jej przeobrażeń duchowych oraz dyskretna autoreklama („Na ten temat więcej napisałam w książkach z serii »W dżungli podświadomości«”[17], „Więcej napisałam o tym w książkach z serii »W dżungli podświadomości«”[18], „O tym co odkryłam w temacie żywności dla ludzi napisałam w książkach z serii »W dżungli zdrowia«”[19]).

Równie dyskretne „lokowanie produktów”, już nie własnych, znalazło się w rozdziałach o żywieniu (tam autorka zaznacza: „nie mogę podać nazw karm dla kotów, które wyrzuciłam z mojej kuchni raz na zawsze (…). Ich producenci być może chcieliby podać mnie do sądu za to, że przekazuję prawdziwe informacje o tym, z czego są wytwarzane ich produkty”[20], a zaraz potem znajdujemy jednoznacznie zatytułowany rozdział „Najlepsze karmy”, zawierający dwie strony nazw firmowych dań dla kotów) i leczeniu („A zna pani to? – pani doktor sięgnęła po białą tubę. (…) Pasta nazywa się…”[21]; nazwa co prawda podana jest z jedną literówką, ale dość łatwa do rozszyfrowania).

Średnia statystyczna z ocen fragmentów zawierających rzeczywistą wiedzę poradniczą plus przemyślenia na zasadniczy temat (4,5) i elementów zbędnych (2) daje 3,25. Z sympatii do kotów zaokrągliłabym w górę, lecz z antypatii do tekstów napisanych bez poszanowania reguł poprawnej pisowni muszę zaokrąglić w dół.

[1] Beata Pawlikowska, „Kot dla początkujących”, wyd. Edipresse Polska SA, 2016, s. 42-43.
[2] Tamże, s. 315.
[3] Tamże, s. 432.
[4] Tamże, s. 14.
[5] Tamże, s. 16.
[6] Tamże, s. 83.
[7] Tamże, s. 103.
[8] Tamże, s. 103.
[9] Tamże, s. 106.
[10] Tamże, s. 165.
[11] Tamże, s. 183, 197, 202.
[12] Tamże, s. 211.
[13] Tamże, s. 422.
[14] Tamże, s. 111-112.
[15] Tamże, s. 219.
[16] Tamże, s. 254.
[17] Tamże, s. 30.
[18] Tamże, s. 144.
[19] Tamże, s. 175.
[20] Tamże, s. 195.
[21] Tamże, s. 266-270.

Ocena recenzenta: 3/6

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 319
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: