Dodany: 11.06.2022 05:47|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

2 osoby polecają ten tekst.

Książkowy wehikuł czasu - wyprawa dziesiąta


Odczuwszy ponowne zapotrzebowanie na krótką podróż lekturowym wehikułem czasu, wypożyczyłam z biblioteki książkę, którą w wieku nastoletnim jakoś ominęłam (nie wiem, dlaczego, bo ukazała się praktycznie w tym samym czasie, co moja ukochana „Tabliczka marzenia”, a raczej trudno przypuszczać, żeby była jakimś wyjątkiem, który nie trafił do bibliotek): Wielka gra (Bieńkowska Danuta)

Akcja rozgrywa się gdzieś między rokiem 1962 (kiedy rozpoczęto nadawanie tego teleturnieju) a 1966 (gdy ukazało się pierwsze wydanie powieści). Główna bohaterka, Ilka (chyba to zdrobnienie od Ilony, choć pewności nie mam, bo nigdzie nie pada jej pełne imię) ma siedemnaście lat i jest w ostatniej klasie szkoły jedenastoletniej (dopiero od roku 1961 uczniowie rozpoczynający naukę mieli przed sobą ośmioklasową szkołę podstawową, a po niej kilka rodzajów szkół ponadpodstawowych, m.in. czteroletnie liceum). Zbliżająca się matura to temat powracający jak refren w rozmowach uczniów między sobą i z dorosłymi, determinujący wiele wyborów, które w innej sytuacji mogłyby wyglądać zupełnie inaczej. Bo mimo powszechności edukacji matura wciąż znaczy wiele, będąc przepustką nie tylko na studia (które jednak w tym czasie wciąż nie tak wielu młodych ludzi podejmuje), ale i do bardziej prestiżowej, choć niekoniecznie lepiej płatnej, pracy za urzędniczym biurkiem. Ilka chciałaby studiować biologię, jednak wydatki starszego o kilka lat Marka, studenta politechniki, pochłaniają praktycznie wszystko to, co po zaspokojeniu podstawowych potrzeb zostaje ze skromnych alimentów od ojca i równie skromnych dochodów matki z chałupniczego szycia. I nawet, kiedy brat postanawia sobie zrobić przerwę w studiach i podjąć pracę w warsztacie samochodowym, domowy budżet ani trochę nie wzrasta. Matka liczy więc na to, że Ilka zrezygnuje ze studiowania, by dołożyć się do utrzymania rodziny. Oglądając u koleżanki telewizję, dziewczyna wpada na pomysł zdobycia funduszy w nieszablonowy sposób: ma zamiar zawalczyć o główną nagrodę w „Wielkiej Grze”. Dwadzieścia pięć tysięcy złotych to suma na owe czasy spora (jak spora, można wnioskować pośrednio z faktu, że w pierwszej wersji jednej z najsłynniejszych piosenek Agnieszki Osieckiej domniemany zarobek tytułowych „Okularników” oceniony został przez autorkę na tysiąc dwieście złotych Zanim utwór dopuszczono do wykonania na festiwalu opolskim w roku 1963, cenzura nakazała zmienić tysiąc dwieście na dwa tysiące, bo jak by to wyglądało, że władza ludowa oferuje powszechne wykształcenie, a potem tak mało płaci? Tak, jakby ludzie tego nie wiedzieli… Zresztą i w powieściowej rzeczywistości znajdzie się osoba, która wzgardzi pracą za takie wynagrodzenie), która rozwiązałaby problemy finansowe rodziny przynajmniej na rok. Jednak i matka, i ojciec – do którego Ilka zwraca się z prośbą o towarzyszenie jej w konkursie – i grono pedagogiczne są do tego projektu nastawieni co najmniej niechętnie. Wspiera ją jedynie jej chłopak Piotr i pewien stary lekarz, który, trafnie odgadłszy prawdziwą naturę jej problemów zdrowotnych, aplikuje dziewczynie amatorską, niemniej jednak skuteczną, psychoterapię. Co nie znaczy, że droga do wygranej będzie taka prosta…

Powieść jako całość okazała się nie aż tak świetna, jak moje ulubione młodzieżowe lektury z czasów PRL, ale trochę walorów ma.

Najlepiej wypadły dwa elementy: tło społeczno-obyczajowe i kreacje postaci. Oprócz odwiecznego konfliktu pokoleń – w ramach którego rodzice mają żal do dzieci, że te nie doceniają wysiłków włożonych w ich wychowanie i wykształcenie, za mało się uczą, za mało pomagają w domu, a za wiele pieniędzy trwonią na głupstwa, zaś dzieci mają za złe rodzicom, że ci nie traktują poważnie ich marzeń, ich uczuć, ich potrzeby wpasowania się w środowisko rówieśników, a jedyna recepta na wszystkie kłopoty według nich brzmi „nie zajmuj się byle czym, tylko się ucz” – i niezmiennie aktualnych problemów moralnych (czy w imię środowiskowej solidarności należy kryć kogoś, kto postąpił ewidentnie źle? Czy realizując marzenia, trzeba się oglądać na innych, nawet, jeśli tym samym ryzykuje się niepowodzenie swoich planów? Jak daleko można zajechać na niewinnych kłamstewkach i czy na pewno są one niewinne?), autorka wplotła w fabułę także parę zjawisk charakterystycznych dla tamtego okresu historycznego (pokazowe aresztowanie człowieka, wybranego na kozła ofiarnego afery łapówkarskiej w handlu uspołecznionym; pęd młodzieży do kariery filmowej lub estradowej, zapoczątkowany paroma spektakularnymi sukcesami samorodnych talentów).

Wracając do postaci, bardzo realistycznie ukazana jest główna bohaterka, w której młodzieńczy egoizm walczy (i na ogół przegrywa) z poczuciem obowiązku wobec rodziny, za to obawa przed zrobieniem złego wrażenia na innych i przed konsekwencjami nieprzemyślanych odruchów często wygrywa ze szczerością i uczciwością. Ten sam egoizm jeszcze mocniej wyrażony jest u jej brata, sprawiając, że Marek wielokrotnie zachowuje się wobec matki paskudnie i bezdusznie, więc nawet, gdy wraca zawstydzony na łono rodziny, nie wszyscy wierzą, że doznane rozczarowanie go zmieniło. Trzecią wariacją na ten temat jest postać Leny, córki tramwajarza, przeświadczonej, że „oszczędnością i pracą ludzie zdrowie tracą”[154], na co ma dowód w postaci ojca, który „jak był konduktorem w tramwajach, tak i został”[164]; ona zaś jego wierność ideałom lekceważy, chcąc łatwo i szybko zrobić karierę. Scena, w której stary Trzmiel wyraża rozczarowanie postawą córki, jest jedną z najbardziej wymownych i autentycznych w całej powieści. Dobrze wypadła też kreacja ojca Ilki; świetnie widać, jak ten człowiek – sztywny i oschły (może z powodu wojennych przeżyć i krzywd, jakie spotkały jego rodzinę – „wielu zmarło, inni rozsypali się po świecie, o niektórych całkiem zapomniano”[158]?), rozczarowany małżeństwem, a konkretnie niedającą się pokonać różnicą poglądów w kwestii zarządzania domowymi finansami i wychowywania dzieci – zaczyna nawiązywać więź emocjonalną z córką, wciąż jednak obawiając się wyjścia ze swojej bezpiecznej skorupy.

Trochę słabiej wypadła strona techniczna powieści; część wypowiedzi, zwłaszcza dorosłych, wydaje się zbyt mało potoczna; niektórym partiom brakuje dynamiki, na przykład tym, w których Ilka bierze udział w „Wielkiej Grze”, w inne zbyt dużo włożyła autorka poglądowego dydaktyzmu, w jednolicie czarnych barwach malując zwłaszcza środowisko, z którego wywodzi się Ludka, dziewczyna, a potem żona Marka („Ludzie ci, twardzi, bezwzględni, rubaszni, bez żadnych intelektualnych zainteresowań, chcieli się szybko wzbogacić, zdobyć jak najwięcej wszelakiego dobra i, o dziwo, udawało się im to wspaniale. Jedni handlowali na bazarze Różyckiego, inni mieli swoich agentów przed bankiem na Mazowieckiej, jeszcze inni obracali towarami, które, być może, pochodziły z kradzieży”[171]) i w niewiele lepszych – dom Maćka, jednego z kolegów Ilki (którego rodziców nie dość, że stać na częste wyjazdy za granicę i na to, by „wśród antycznych mebli, pięknych obrazów i kwiatów w ogromnych wazonach” [151] kręciła się „pokojówka w białym fartuszku”[152], to jeszcze mają najwyraźniej potężne znajomości, skoro – jak przekonuje Ilkę Lena – są w stanie załatwić i przyjęcie na studia, i rolę w filmie czy widowisku). W jednym z pobocznych wątków Bieńkowska zawarła też ostrzeżenie przed „zejściem na złą drogę”: Jula, która na skutek problemów rodzinnych zostaje praktycznie bez pieniędzy i rezygnuje z nauki, kilka miesięcy później wygląda i zachowuje się tak, że nie ma wątpliwości, jakąż to profesję uprawia, zarabiając „więcej niż lekarz po dyplomie”[129], Ilka zaś wstydzi się za nią, widząc ją na ulicy, i sądzi, „że sama ponosi część winy za to, co stało się z jej dawną przyjaciółką. Gdyby potrafiła ją niegdyś nakłonić do pozostania w szkole…”[168].

Generalnie jednak i tak czyta się to lepiej, niż wiele współczesnych powieści; ludzie, którzy brali się za pisanie pół wieku temu, mieli na ogół bardzo porządny warsztat językowy…

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 315
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: fugare 12.06.2022 07:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Odczuwszy ponowne zapotrz... | dot59Opiekun BiblioNETki
Nasunęło mi się skojarzenie z jednym z odcinków serialu "Droga" - "Ostatnich gryzą psy" i analogicznie do pisarzy, mam wrażenie, że i twórcy seriali, oczywiście na tyle, na ile pozwalały im warunki opowiadali całkiem niezłe, mimo że pedagogizujace historie.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 12.06.2022 07:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Nasunęło mi się skojarzen... | fugare
Ach, seriale generalnie były dobrze robione, do większości tych, które oglądałam, nie miałam zastrzeżeń ani fabularnych, ani technicznych. Wystarczy porównać poziom gry aktorskiej (statystycznie, bo wiadomo, że wielki talent zagra dobrze nawet w kiepskiej produkcji - ale sęk w tym, że wówczas oprócz wielkich talentów było bardzo dużo solidnych fachowców, którzy czasem grali jakiś zupełny ogon, trzy zdania w odcinku, a robili to tak, nie gorzej, niż odtwórcy głównych ról).
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: