Dodany: 05.06.2022 20:07|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Nie da się zmierzyć w decybelach... ale czy to znaczy, że nie szkodzi?


Recenzja oficjalna PWN

Recenzent: dot59

Człowiek w sumie bardzo mało zna siebie. Na lekcjach biologii może się nauczyć twardych faktów: że ma tyle a tyle kości, że za trawienie składnika X w jego układzie pokarmowym odpowiada enzym Y, a za prawidłowe funkcjonowanie narządu Z witamina Q – ale w zasadzie w całym ciągu edukacji do poziomu matury niewiele dowiaduje się na temat, jak funkcjonuje jego mózg: dlaczego w dwóch pozornie podobnych sytuacjach odczuwa dwie zupełnie różne emocje, czym są uwarunkowane jego uzdolnienia i słabe strony, czy też, co sprawia, że potrafi kogoś polubić albo znielubić od pierwszego wejrzenia. Jeśli chce wejrzeć w zawiłości tych zagadnień, niezbędna mu będzie literatura popularnonaukowa z dziedziny psychologii. Wychodząc z tego założenia, chętnie po taką sięgam, nawet ryzykując, że w pewnym momencie utknę na nazbyt fachowej terminologii. Każdy chciałby uniknąć podejmowania nietrafionych decyzji, zwłaszcza, gdy już nieraz się przekonał, jakie skutki mogą ze sobą nieść, trudno więc się dziwić, że „Szum, czyli skąd się biorą błędy w naszych decyzjach” wzbudził moje zainteresowanie.

Przyznam, że spodziewałam się, iż w tego rodzaju publikacji będzie mowa o tzw. szumie informacyjnym, czyli nadmiarze wiedzy (albo… pseudo-wiedzy) serwowanej przez różnego rodzaju media, bez wątpienia utrudniającym dokonywanie wielu mniej lub bardziej istotnych wyborów - czego najbanalniejszym przykładem mogą być dostępne w sieci recenzje, „dzięki” którym niejednokrotnie na naszej półce zamiast literackiego cacka ląduje grafomański gniot. Kiepskiej książki zawsze możemy się pozbyć… ale znacznie gorsze skutki ma błąd decyzyjny przy wyborze zawodu, partnera życiowego czy miejsca zamieszkania. Okazało się jednak, że szum w ujęciu autorów książki przedstawia się nieco inaczej: są nim „niepożądane rozbieżności w osądach, wynikające z zawodności instrumentu pomiarowego, który przykładamy do rzeczywistości”[1], innymi słowy, sytuacje, gdy różne osoby (albo nawet ta sama osoba po upływie pewnego czasu) z takiego samego zbioru faktów wyciągają odmienne wnioski, a na podstawie tych wniosków podejmują odmienne decyzje. I odnosi się to raczej do decyzji podejmowanych nie w naszym życiu prywatnym, lecz raczej na poziomie instytucjonalnym: w wymiarze sprawiedliwości, gdy jedna osoba za takie samo wykroczenie/przestępstwo otrzyma inną karę, niż druga; w medycynie, gdy jeden lekarz w oparciu o te same wyniki badań postawi inne rozpoznanie – i w konsekwencji zleci pacjentowi inne leczenie – niż drugi; w działach kadr, gdy kandydat lepiej wykwalifikowany może przegrać z mniej wykwalifikowanym walkę o etat, bo w nieoficjalnej części rozmowy ten drugi ujawnił, że ma takie samo hobby, jak osoba rekrutująca; w finansach, ubezpieczeniach, opiece społecznej… i jeszcze długo by można w ślad za autorami wyliczać.

Szum jest więc obecny prawie wszędzie, i, co więcej, nie jest zjawiskiem jednorodnym: w zależności od tego, jaki mechanizm przyczynia się do rozbieżności osądów, można mówić o szumie poziomowym, prawidłowościowym czy też sytuacyjnym. Zwłaszcza to ostatnie pojęcie robi szczególne wrażenie, uświadamiając nam, na jaką skalę na osąd w danej sprawie – i tym samym na podjętą decyzję – mogą wpływać czynniki niemające nic wspólnego z kwalifikacjami osoby decyzyjnej i danymi, jakie ma ona do dyspozycji. Czy ktoś by przypuszczał, że „sędziowie rozpatrujący wnioski azylowe są o 19% mniej skłonni udzielić komuś azylu, jeśli również dwa poprzednie przypadki zostały rozpatrzone pozytywnie”[2]? Że „w bardziej pochmurne dni osoby w uniwersyteckich komisjach rekrutacyjnych zwracają większą uwagę na aspekty akademickie profilu kandydatów, a w dni bardziej słoneczne – na pozaakademickie”?[3]. I zwłaszcza – co szczególnie przeraża – iż „prawdopodobieństwo, że lekarz skieruje pacjenta czy pacjentkę na badanie przesiewowe pod kątem nowotworu, jest znacząco wyższe wcześnie rano, niż przed południem”[4]? Z jednej strony takie banały: tkwiąca gdzieś głęboko obawa, żeby się nie wydać zbyt łagodnym, a przez to działającym na szkodę państwa; nastrój wywołany pogodą; zmęczenie i przeciążenie odpowiedzialnością – a z drugiej strony… jakość czyjegoś życia przez całe lata albo nawet i to życie samo w sobie…

Najbardziej przemawiają do wyobraźni te wszystkie zagadnienia, gdy – tak, jak wspomniane powyżej – omawiane są na przykładach z życia wziętych (choć oczywiście nie wszystkie z nich równo trafią do wszystkich czytelników: kto się trzyma z dala od obszarów finansowo-biznesowych, może się trochę znudzić przy omawianiu kwestii szumu w ocenie ryzyka ubezpieczeniowego lub inwestycyjnego; tego, kto przez całe życie pracuje jako jednoosobowa firma, nie wciągną pewnie rozdziały, w których porusza się problemy rekrutacji i okresowej oceny pracowników). Kiedy autorzy przechodzą do teorii, momentami narracja staje się nieco przyciężka i trzeba trochę determinacji, by przegryźć się przez trudniejsze fragmenty, docierając w końcu do pytań zasadniczych: czy da się szum wyeliminować albo choć ograniczyć? Czy koszty rozpoznania tego zjawiska i przeprowadzenia odpowiednich zmian w instytucji są warte zachodu? Czy zmiana strategii oceniania nie spowoduje zastąpienia szumu tendencyjnością? Jak mogliśmy od początku przypuszczać, odpowiedzi nie są ani kategoryczne, ani uniwersalne. „Szum” nie jest wszak poradnikiem, lecz próbą eksploracji i analizy mało poznanego dotąd zjawiska, która ma czytelnikowi uświadomić jego wagę i skłonić do myślenia. Im bardziej wolnego od szumu, tym lepiej.

Trzeba jednak zauważyć, że w osąd prowadzący do oceny „Szumu” jako lektury jak najbardziej może wkraść się szum sytuacyjny, wynikający z poirytowania zastosowaną przez autorów szczególną metodyką sporządzania przypisów: w tekście nie ma bowiem żadnych odnośników, na skutek czego, by się dowiedzieć, czy opatrzono przypisem jakieś informacje na danej stronie (a jeśli tak, to które), trzeba bezustannie zaglądać na koniec, odnajdując w skorowidzu numer strony i początek zdania, w którym skomentowany fakt się znajduje. Jest to wprawdzie dość wymowna ilustracja opisanego w książce zjawiska, ale bez niej przyjemność czytania byłaby chyba nieco większa…

[1] Daniel Kahneman, Olivier Sibony, Cass R. Sunstein, „Szum, czyli skąd się biorą błędy w naszych decyzjach”, przeł. Piotr Szymczak, wyd. Media Rodzina, 2022, s. 426.
[2] Tamże, s. 110.
[3] Tamże, s. 110.
[4] Tamże, s. 329.

Ocena recenzenta: 4/6

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 342
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: