Dodany: 01.06.2022 08:48|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

1 osoba poleca ten tekst.

Czytatka-remanentka V 22


W tym miesiącu udało mi się napisać recenzje większości lektur, ale jednak zostały trzy, o których zdążyłam tylko krótko coś zanotować:

Świat nie jest taki zły (Kunicka Halina, Drecka Kamila) (4)
Nie można mówić o polskiej piosence z lat 60. i 70., nie wspominając o Halinie Kunickiej. Zaryzykowałabym twierdzenie, że każdy, kto w owym przedziale czasowym miał przynajmniej kilka lat, zna jej nazwisko i co więcej, potrafi wymienić (albo rozpoznać, gdy usłyszy) chociaż jedną jej piosenkę. Od pewnego czasu już nie śpiewa i raczej nie jest obecna w mediach. Ale przypomniałam sobie o niej, gdy autor czytanej właśnie przeze mnie książki, Marcin Kydryński, wspomniał, że w dniu swoich urodzin umówił się z mamą. Z mamą, czyli właśnie Haliną Kunicką. I pod wpływem tego impulsu następnego dnia wypożyczyłam z biblioteki wywiad-rzekę z tą dziś nieco zapomnianą, a kiedyś tak lubianą piosenkarką. Jej odpowiedzi na pytania dziennikarki wskazują, że jest taka, jak myślałam: skromna, taktowna, oszczędna w słowach, powściągliwa w wyznaniach, pozbawiona egocentryzmu i zawiści, nietęskniąca za sławą, nielubiąca zamętu, a tym bardziej aury skandalu wokół siebie (miała szczęście, że jej kariera przypadła na okres o parę dekad wcześniejszy; musiałaby się czuć fatalnie, gdyby jej życie osobiste – a zwłaszcza związek z Lucjanem Kydryńskim, którego początek musiał się wiązać z pewnymi komplikacjami rodzinno-prawnymi, bo oboje byli już czyimiś współmałżonkami – stanowiło pożywkę dla wścibskich mediów…). I do tego – jak miło o tym czytać! – jednym z jej ulubionych autorów jest Sándor Márai, a jedną z lektur, do których lubi wracać, jego dzienniki.

Mort (Pratchett Terry)(powt.; ocena bez zmian)
Po zeszłomiesięcznej powtórce „Muzyki duszy” wróciłam do czytanej już bardzo dawno pierwszej części podcyklu ze Śmiercią w roli głównej. Rzeczony bohater najął sobie czeladnika. Chłopak imieniem Mortimer (zdrobniale Mort, co dodaje sytuacji dodatkowego smaczku) nie nadawał się ewidentnie do żadnego ziemskiego rzemiosła i błądził myślami gdzieś w zaświatach, toteż jego rodzina z ulgą powitała wieść o przyjęciu go do terminu przez przedstawiciela branży cieszącej się stałym popytem na usługi. Poduczywszy go nieco, jego mistrz postanowił powierzyć mu swoje zadania, a sam udał się w wędrówkę po Dysku, by zrozumieć sens ludzkiego życia; tam „wypróbował wędkarstwo, taniec, hazard i pijaństwo, podobno cztery największe rozkosze życia, i nie był przekonany, czy dostrzegł w nich jakiś sens. Jedzenie mu odpowiadało (…). Nie mógł myśleć o innych rozkoszach ciała, a właściwie mógł, ale były one, no… cielesne. Nie wyobrażał sobie, żeby mógł się nimi zająć bez gruntownej rekonstrukcji organizmu, czego nie miał ochoty rozważać. Poza tym istoty ludzkie porzucały je chyba, gdy nadchodziła starość, więc nie mogło to być nic szczególnie atrakcyjnego”[152]. Ostatecznie zaczepił się w jadłodajni Hargi, a teraz, wykorzystując fakt, że (w jego ujęciu) „CZAS NIE JEST ISTOTNY”[166], wyraźnie zwiększa wydajność kuchni swego chlebodawcy, w wolnych chwilach karmiąc uliczne koty. I czuje coś, czego do tej pory nie znał: jest szczęśliwy. Niestety, w międzyczasie jego terminator okazał się… nazbyt ziemski, wskutek czego powstało solidne zamieszanie w dziejach, które wcale niełatwo usunąć. Wystarczy powiedzieć, że i Śmierć musi zakończyć swoją kucharską przygodę, i nawet wierny kamerdyner Albert musi powrócić do swego poprzedniego wcielenia, wprowadzając pewien zamęt na Niewidocznym Uniwersytecie… Przyznam szczerze, że wątek z księżniczką Keli i przy pierwszym czytaniu, i teraz wydał mi się odrobinę rozwleczony, ale poza tym historia jest wyborna. (Oczywiście nie ta historia, o której pisze narrator: „Historia pruje się delikatnie jak stary sweter. Wiele razy była łatana i cerowana, splatana na nowo, by bardziej odpowiadała rozmaitym osobom, wciskana do pudła pod zlewem cenzury, by czekać tam, aż potną ją na ścierki propagandy. (…). Historia ma zwyczaj zmieniać ludzi, którzy myślą, że ją zmieniają. Zawsze trzyma w wystrzępionym rękawie kilka dodatkowych asów”[111] – tej to, niestety, my doświadczamy osobiście…).

O maszyniście Felusiu, który był mędrcem (Piekara Arkadiusz Henryk) (5)
Znalazłam tę książkę w szafie ściennej w piwnicy; najpewniej pozostała po poprzednich lokatorach. Przy okazji kolejnych porządków musiałam ją przemieścić, a skoro już miałam w rękach, czemu nie zajrzeć do środka? Nazwisko autora znałam dzięki najlepszej lekturze popularnonaukowej mojego dzieciństwa, „Księdze wróżb prawdziwych” Bratkowskiego, więc domyślałam się, że pewnie będzie to coś z zakresu nauk ścisłych, ale postanowiłam zaryzykować: skoro dla dzieci, może zrozumiem? I faktycznie, taka króciutka historyjka mądrego maszynisty i jego młodego pomocnika, który od majstra uczy się naukowego myślenia, pewne rzeczy – konkretnie, zasady dynamiki Newtona – wyjaśnia lepiej, niż szkolny podręcznik (przynajmniej niż którykolwiek z tych, za pomocą których usiłowano mi przybliżyć fizykę).



















(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 243
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: