Dodany: 04.04.2022 22:59|Autor: Marioosh

Dobra rozrywka na dwa wieczory


Perry Mason właśnie zakończył jedną sprawę i już czeka na następną, mówiąc: „Lubię dramatyczne procesy o zabójstwo, kiedy oskarżenie podkłada pode mną bombę i kiedy ja, wirując w powietrzu po eksplozji staram się wykombinować, jak tu wylądować na obie nogi”*. Czekać nie musi długo, gdyż za drzwiami jest Peter Brunold, twierdzący, że ktoś ukradł mu zestaw szklanych oczu i podłożył na ich miejsce tandetne podróbki. Czemu sprawca miałby tego dokonać? Brunold podejrzewa, że ktoś chce dokonać przestępstwa i na jego miejscu podłożyć jedno ze szklanych oczu, by go obciążyć. Mason przyjmuje sprawę i przypuszcza, że będzie musiał dokonać pewnej prowokacji; tymczasem Brunold, opuszczając biuro, natyka się w poczekalni na Berthę McLane i jej brata Harry'ego i na ich widok wpada w panikę. Harry McLane jest w kłopotach – pracując dla Hartleya Basseta, lokalnego lichwiarza, zdefraudował trzy tysiące dolarów i przeznaczył na hazard; Bertha chce zwrócić dług brata, ale ma za mało pieniędzy i prosi Masona, by wynegocjował u Basseta łagodniejsze warunki spłaty długu. Basset się nie zgadza i nawet wstawiennictwo jego żony, Sylwii, nie daje rezultatu; wkrótce jednak zostaje znaleziony zastrzelony we własnym biurze ze szklanym okiem w zaciśniętej dłoni i z samobójczym listem wkręconym z maszynę do pisania. Hazel Fenwick, synowa Basseta, twierdzi, że widziała wychodzącego z biura zamaskowanego mężczyznę z jednym okiem, a Sylwia Basset podkłada broń obok martwego męża, nie wiedząc, że pod ciałem denata znajduje się już drugi, a w kaburze pod pachą trzeci pistolet. Mason zostaje obrońcą Brunolda, a później postanawia bronić Sylwii Basset, która najprawdopodobniej coś ukrywa.

To jeden z pierwszych „Masonów” i miejscami to widać – chwilami akcja sprawia wrażenie lekkiego samograja i przez to wydaje się lekko naciągana. Książkę, jak zwykle, czyta się dobrze, ale efekt psuje dublowanie niektórych scen – na przykład Mason uczestniczy w wydarzeniach w domu Bassetów, a po powrocie do biura przez trzy strony opowiada Delli Street, co tam się stało. Jest tu wszystko, co zawsze: skomplikowana sprawa, świetne dialogi, pomysłowy Perry Mason, zabawne jego przekomarzanki z sierżantem Holcombem, bystra Della Street, wiecznie niewyspany Paul Drake i efektowny triumf adwokata na sali sądowej. Przyznam jednak, że chwilami śmieszą mnie te finałowe rozprawy: oskarżyciele pokazywani są zwykle jako gbury i raptusy, a Mason na ich tle występuje jako oaza spokoju i pewności; ostatecznie niczym Hercules Poirot przedstawia swoje argumenty i w odpowiedzi wszyscy wokół pokornieją i kiwają głowami. Powiem to, co już kiedyś zaznaczyłem: przydałoby się choć jedno złamanie konwencji i schematu, kiedy Masonowi nie udałoby się wykombinować, jak wylądować na obie nogi – a może takie było, tylko ja na nie jeszcze nie trafiłem? Cóż, zostały mi jeszcze 72 okazje do sprawdzenia...

*Erle Stanley Gardner, „Sprawa sztucznego oka”, tłum. Beata Hrycak, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2000, str. 7.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 204
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: