Dodany: 26.03.2022 17:15|Autor: Marioosh

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Byłem doradcą Gierka
Rurarz Zdzisław

1 osoba poleca ten tekst.

Solidna i merytoryczna krytyka towarzysza Edwarda


Od września 1971 roku do grudnia 1972 roku Zdzisław Rurarz był doradcą ekonomicznym Edwarda Gierka. Gdy złożono mu propozycję objęcia tego stanowiska, przebywał wraz z rodziną w Genewie na stanowisku przedstawiciela PRL przy Układzie Ogólnym w sprawie Taryf Celnych i Handlu; już wtedy był rozczarowany socjalizmem i przyznawał się żonie, że myśli o azylu politycznym na zachodzie. Objęcie stanowiska pierwszego sekretarza przez Gierka Rurarz przyjął z mieszanymi uczuciami, gdyż pamiętał jego reakcję choćby na wydarzenia z marca 1968 roku, kiedy podobno kazał rozpędzać demonstracje studentów w Katowicach przy pomocy milicyjnych wilczurów, a i jego żona omal nie oberwała pałkami od ORMO.

Po objęciu stanowiska Rurarz, mający tytuł doktora nauk ekonomicznych, szybko zorientował się, że nad gospodarką nie panowano, a wynikało to przede wszystkim z tego, że opracowany jeszcze za Gomułki plan pięcioletni został unieważniony; w 1971 roku „było jakieś prowizorium, które życie korygowało z dnia na dzień, gospodarka szła jak chciała i rzadko szła wytyczonymi ścieżkami” [1]. Autor podkreśla jednak, że po objęciu władzy przez Gierka sytuacja płatnicza PRL była dobra i były nawet rezerwy dewizowe; poza tym słynne Gierkowe „Pomożecie?” i jego przekupywanie narodu obudziło w ludziach pewne nadzieje, a przez to zmieniał się stosunek do pracy i niemalże samoczynnie zwiększało się tempo rozwoju. Rozwojowi sprzyjała też koniunktura światowa, która jednak szybko się skończyła – już w 1972 roku pojawiły się pierwsze dzwonki alarmowe. Rurarz podaje dużo konkretów, głównie rzuca liczbami i procentami, ale zaznacza, że budzący euforię wzrost produkcji nie wynikał z żadnej strategii, bo takowej nigdy nie było. Gwoździem do trumny były inwestycje - które same w sobie nie były złe, bo dynamizowały rozwój - ale zachwiano proporcje do inwestycji modernizacyjnych i w efekcie „zatrata kontroli nad inwestycjami było podcinaniem gałęzi, na której zasadzał się ów dynamizowany rozwój” [2].

Rurarz ostro krytykuje ignorancję władzy, która bezkrytycznie przypisywała sobie zasługi w rozwoju i nie dostrzegała paradoksu istnienia nieprzewidzianej koniunktury w gospodarce centralnie planowanej – pojawia się tu kilka nazwisk, których dziś już naprawdę nikt nie pamięta. Autor pisze, że przedstawił Gierkowi projekt reformy, który był mieszaniną modelu jugosłowiańsko-węgierskiego, kładącego nacisk na prywatne rolnictwo i rzemiosło, ale Pierwszy dał mu delikatnie do zrozumienia, że Moskwa się na to nie zgodzi – i wtedy Rurarz poważnie zaczął myśleć o podaniu się do dymisji. Najbardziej mierziło go zetknięcie kapitalistycznej, nastawionej na zysk, ekonomii z socjalistyczną gospodarką centralnie planowaną, gdzie podstawą funkcjonowania były rozmaite wskaźniki – w jednym fragmencie Rurarz opisuje rozmowy z rozmaitymi warszawskimi dyrektorami, którzy mówili mu wprost, że gdyby dano im ich zakłady na własność, to przynajmniej podwoiliby wydajność. Autor pisze, że kto wie, jak potoczyłyby się losy Polski i samego Gierka, gdyby posłuchał jego rad odnośnie cen żywności – według niego należało podnosić je średnio o 10 procent rocznie; Pierwszy uważał, że nie ruszy cen przez pięć lat i w efekcie w 1976 roku już je musiał ruszyć, czego skutki znamy. W ogóle Rurarz dość ostro ocenia ekonomiczną ignorancję Gierka, ale pisze też o nim z pewnym sentymentem, że nie można mu odmówić obudzenia w ludziach zapału i nadziei po siermiężnych rządach Gomułki; coś takiego było wtedy w Polsce potrzebne i Gierek do roli takiego barda czy kaznodziei był potrzebny – jego rolą było zapalenie lontu, a potem wybuch był pewny, bo on już nad tym lontem nie panował. Odchodząc ze stanowiska Rurarz miał dziwne uczucie – z jednej strony „czułem, że opuszczam go w chwili, może decydującej dla Polski; z drugiej czułem się zupełnie mu niepotrzebny. Odnosiłem wrażenie, że ani mu żaden doradca nie był potrzebny, ani tym bardziej taki jak ja” [3] – efektem tego uczucia była konkluzja, „że był on w sumie uczciwy, ale strasznie ograniczony” [4].

Tę książkę powinien przeczytać każdy, kto uważa dziś Edwarda Gierka za męża stanu. Nie pamiętam już, jakie echo wywołała ona w chwili polskiego wydania, czyli w 1990 roku ale obawiam się, że żadne – chwilę wcześniej na rynku wydawniczym pojawiła się słynna „Przerwana dekada”, w której pierwszy sekretarz mocno się wybiela; zresztą dziesięć lat jego rządów do dziś wielu wspomina z sentymentem. A tego, że były to rządy dyletanckie i niekompetentne, już się nie zauważa – a może po prostu następne dziesięciolecie, kiedy na murach pojawiało się hasło: „Wracaj, Gierek, do koryta, lepszy złodziej niż bandyta”, przyćmiło jego ignorancję? Zdzisław Rurarz przedstawia Gierka dość obiektywnie i refleksje pozostawia czytelnikom. Swoją drogą, warto napisać dwa słowa o jego dalszych losach: otóż w 1981 roku został ambasadorem PRL w Japonii i po wprowadzeniu stanu wojennego poprosił o azyl polityczny, za co wydano na niego wyrok śmierci. Symbolicznej egzekucji dokonała Anna Kłodzińska w kryminale „W pogardzie prawa”, gdzie jednego z przestępców nazwała Urarz – ta pisarka zresztą objechała też innych polityków z epoki Gierka w „Grzęzawisku”. Na pewno warto sięgnąć po tę książkę; szkoda tylko, że chyba brakuje jej poważnej redakcji i korekty – trochę drażnią błędy stylistyczne i chwilami forma strumienia świadomości; jest to więc typowy produkt przełomu lat 80. i 90. Jej wartość merytoryczna jest jednak dość istotna dla zrozumienia powodów upadku towarzysza Edwarda, ale też fenomenu pamięci o nim i niesłabnącego sentymentu.

[1] Zdzisław Rurarz, „Byłem doradcą Gierka”, wyd. Andy Grafik Ltd., 1990, str. 61.
[2] Tamże, str. 64.
[3] Tamże, str. 165.
[4] Tamże, str. 166.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 782
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: