Dodany: 23.03.2022 12:06|Autor: Asienkas

Artyści - kochani, podziwiani, odrzucani


Powieść „Most pomiędzy nami” to reprezentantka typu New Adult. Nie sięgam często po takie książki, bo problemy dwudziestolatków to nie są klimaty, w których szczególnie się odnajduję. Jednak ta książka zainteresowała mnie z dwóch powodów. Spodobała mi się okładka – jej minimalizm ma w sobie coś intrygującego. Dlatego zerknęłam w opis. Tam pojawia się magiczne słowo „utopia”. Skoro Claudia Moonever chce stworzyć miasto idealne, to jestem bardzo ciekawa jej pomysłu.

Zapraszam do Salemo. Miejsca, gdzie poziom bezrobocia i przestępczości wynosi zero, gdzie ludzie łatwo znajdują idealnego partnera, pracownika, przyjaciela, gdzie czują się zaopiekowani i szczęśliwi. Wszystko dzięki Zasadzie Szesnastki, precyzyjnie określającej charakter i predyspozycje każdego obywatela. Piętą Achillesową Salemo są artyści. Jednostki wyjątkowo wrażliwe, emocjonalnie niestabilne, przez co często borykają się z problemami psychicznymi.

June Brooks to młoda, świetnie zapowiadająca się dziennikarka. Wierzy w słuszność Zasady Szesnastki. Wątpliwości pojawiają się kiedy poznaje Alexa – piosenkarza i niedoszłego samobójcę. Pełna empatii June postanawia go wspierać. Relacja pomiędzy dziewczyną i chłopakiem stopniowo się zacieśnia.

„Most pomiędzy nami” to bardzo ciekawa powieść napisana w okrutnie drętwy sposób. Zacznę od tego, że kompletnie nie rozumiem, dlaczego Claudia Moonever uparła się na tworzenie utopijnego miasta. Sama koncepcja niewiele wnosi w relacje między bohaterami – może pomaga pokazać June jako idealistkę, ale to można było osiągnąć innymi środkami – za to stawia przed autorką wielkie wyzwanie. W kreacji fikcyjnego świata trzeba zadbać o każdy detal i przekonać czytelnika do jego założeń. Opis Salemo został potraktowany po macoszemu, a ja kompletnie nie poczułam, że Zasada Szesnastki jest gwarantem szczęścia – nawet teoretycznie.

Można by spróbować bronić książki mówiąc, że tu chodzi o emocje, a nie o futurystyczne wizje. Tak, zgadzam się, że to one miały grać tu pierwsze skrzypce. Miały, bo „szału nie ma”. Postacie i dialogi są tak papierowe jak kartki, na których wydrukowano powieść. W ogóle nie czuję tzw. głębi między nimi. Chyba winna jest temu sztywność głównej bohaterki. O tym, że jest to idealistka, już wspominałam. To dwudziestojednolatka, a nie ma za grosz luzu w jej wypowiedziach. Mam wrażenie, że cały czas jest napięta jak struna. Nawet kiedy w jej głowie pojawia się uczucie – pominę sztywny dialog, który to poprzedza – zostaje ono skomentowane słowami: „Do mojej głowy powracają myśli na temat jego typu osobowości. Bratnia dusza, dual, psychiczny odpowiednik. Może mogłabym pogłębić naszą relację (…)”[1]. Ja mam więcej energii, kiedy robię poranną kawę. I jeszcze jedna sprawa. Nie rozumiem, dlaczego autorka za wszelką cenę próbowała zrobić z June półinteligentkę. Czy drobne wpadki miały zatuszować drętwotę? U mnie raczej pojawiło się pytanie, na jakim poziomie jest dziennikarstwo w Salemo, skoro ta dziewczyna ma być jego objawieniem. Nie twierdzę, że nie można zapomnieć słowa czy być słabo skoncentrowanym. Uważam raczej, że skoro nie wnosi to nic do fabuły, nie ujmujmy inteligencji bohaterom, szczególnie, kiedy kreujemy ich na wyjątkowe jednostki.

Dużo lepiej wypada Alex. Widzę go jako punkowego chłopaka z potarganymi włosami i papierosem, którego problemy spychają na dno. On nie jest idealny. Jest wrażliwy, trochę porąbany, nie może sobie poradzić z traumą, ale dzięki temu jest naturalny. Generalnie podoba mi się postrzeganie artystów w Salemo. Za każdym razem, kiedy pada w tekście słowo „artysta” słyszałam w głowie gong, który obwieszcza, że zbliża się coś demonicznego.

W biogramie autorki możemy przeczytać, że inspirowała się własnymi doświadczeniami. To bardzo mi się podoba i chyba to sprawia, że nie pogrążyła tej książki – wiedziała, o czym chce napisać i była w tym szczera. Claudia Moonever jest studentką psychologii, więc na miejscu jest, kiedy taka osoba pisze o depresji – bo to ona przewija się w powieści. Jeżeli jeszcze sugeruje, że sama miała z nią styczność to, dodając dwa do dwóch, mogę przypuszczać, że nie napisała głupot.

Jak ostatecznie oceniam „Most pomiędzy nami'? Jako książkę średnią. Autorka podejmuje ciekawy temat i próbuje go przedstawić w oryginalnym ujęciu. Wyszła jej powieść lekka i przystępna. Czytelnik dla radę przeczytać ją bez większych zgrzytów, jednak nie są to wyżyny literatury. Na miejscu autorki napisałabym tę książkę od nowa. Wycięła zbędne sceny, a zamiast nich dopracowała powieściowy świat. Poszukała zaangażowanych beta czytelników, którzy nie będą bali się wytknąć błędów i podpowiedzą, jak ożywić ten projekt. Bo ta historia zasługuje na rozgłos.

[1] Claudia Moonever, „Most pomiędzy nami”, wyd. Novae Res, Gdynia 2021, s. 40.

[Recenzja była publikowana na blogu oraz innych portalach czytelniczych]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 161
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: