Dodany: 20.03.2022 17:43|Autor: Marioosh

Mocna i krwawa tandeta


W wigilijny wieczór zostaje w Nowym Jorku zastrzelony ceniony generał; wszystko wskazuje na to, że morderstwa dokonał były tajny radziecki agent, a obecnie dyrektor KGB w jednym z rejonów, Wasilij Taleniekow. Wkrótce w ZSRR zostaje zamordowany wraz z synem i przyjaciółmi Dmitrij Jurijewicz, znakomity fizyk jądrowy; głównym podejrzanym jest Amerykanin Brandon Scofield. Niedługo potem umierający generał KGB informuje Taleniekowa, że za morderstwami stoi Rada Matarese'a, korsykańska organizacja, która jednoczy organizacje terrorystyczne w celu rozpętania chaosu w mocarstwach i przejęcia w nich władzy – mówi się, że stoi ona za zabójstwem Stalina, Berii, Trockiego i Roosevelta, a prawdopodobnie też arcyksięcia Ferdynanda; obecnie planuje przejęcie rządów zarówno w USA, jak i w ZSRR w ciągu najbliższych dwóch miesięcy. Przeciwstawić się im mogą tylko Taleniekow i Scofield, co jest o tyle utrudnione, że obaj są śmiertelnymi wrogami – przed laty w Berlinie Scofield zamordował niemiecką dziewczynę Taleniekowa, a w odwecie Rosjanin zabił żonę Amerykanina.

„Testament Matarese'a”, jedenasta książka Roberta Ludluma, to już jest kwintesencja jego twórczości: rozmach, ekspresja, gęsto ścielące się trupy, ogólnoświatowy spisek, miłosne emocje godne harlequina, jarmarczność i tandeta. Książkę czyta się jednak naprawdę dobrze, akcja toczy się potoczyście i lekko, a intryga wciąga niczym lotne piaski – sam jadąc pociągiem nie zauważyłem, kiedy minęły dwie godziny. Tę płynność lekko mąci przesadna egzaltacja – jednego z bohaterów można rozpoznać po tym, że ma głos okrutniejszy niż wiatr, drugi bohater bardzo szybko odkrywa z którą kobietą chciałby się zestarzeć, a rosyjski agent widzi prawdę w oczach rozmówcy. Wszystko jednak blednie przy scenie finałowej, prawdziwym Grande Finale – oczyma wyobraźni widziałem potencjalny film na podstawie tej książki: mieszankę efektownych eksplozji niczym z „Doktora No”, morderczej jatki z „Człowieka z blizną” i sceny tonięcia cyborga z „Terminatora 2”; wyobraziłem też sobie Taleniekowa rozrywającego się niczym Michał Wołodyjowski – a wszystko w stylistyce „Dzikiej bandy” Sama Peckinpaha. Pierwszy raz przeczytałem tę książkę jakieś trzydzieści lat temu i wtedy ta intryga zrobiła na mnie wrażenie; dziś o wiele bardziej cenię tego Ludluma, który opisuje gospodarcze i finansowe spiski, jak choćby w „Trevayne” – ale sam już kiedyś napisałem, że do nich trzeba dorosnąć; „Testament Matarese'a” zadowolić może domorosłych wielbicieli efektownej i, co tu dużo mówić, trochę prymitywnej zadymy. Czyta się dobrze, ale zapomina się jeszcze lepiej, co nie umniejsza faktu, że jest to jednak Ludlumowy klasyk.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 328
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: