Dodany: 13.03.2022 09:53|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Strach się bać
Bralczyk Jerzy

1 osoba poleca ten tekst.

Czy czytanie o rzeczach strasznych może być przyjemne? Tak!


Recenzja oficjalna PWN

Recenzent: dot59

Profesor Jerzy Bralczyk należy do najbardziej rozpoznawalnych (oczywiście w naszym kraju, którego język jest dlań materią dociekań i rozważań) i najbardziej cenionych polskich językoznawców. Z biegiem czasu trochę odszedł od udzielania praktycznych porad językowych, skupiając się na demonstrowaniu czytelnikom bogactwa słów i zawartych w nich treści w formie czy to dyskusji z kolegami po fachu i przedstawicielami innych zawodów („Kiełbasa i sznurek” – z Michałem Ogórkiem, „Wszystko zależy od przyimka” – z prof. Janem Miodkiem, prof. Andrzejem Markowskim i Jerzym Sosnowskim czy „Pokochawszy: o miłości w języku” z dr Lucyną Kirwil, prywatnie własną żoną, i Karoliną Oponowicz), czy to autorskich leksykonów, mieszczących analizy charakterystycznych zdań/fraz (np. „500 zdań polskich”) albo pewnej szczególnej grupy wyrazów, dobranych tematycznie (np. „Jeść!”, „Zwierzyniec”). Do tej ostatniej kategorii należy jego najnowsze dzieło, „Strach się bać”.

Już sam rzut oka na nie może wzbudzić w czytelniku pewnego rodzaju obawę. Jednakowoż nie z powodu okładkowej ilustracji, przedstawiającej upiorny taniec, w którym suną sznureczkiem szkielety na przemian z postaciami w średniowiecznych lub wczesnorenesansowych szatach: wiemy, że to tylko sztuka, i to o wymowie już cokolwiek przebrzmiałej. Wystraszyć się natomiast możemy gabarytów księgi. W formacie pomiędzy B5 a A4, w grubej twardej oprawie mieszczącej w środku dobrze ponad 300 stron półkredowego papieru, waży tyle, że nawet, mając w pełni sprawny nadgarstek, trudno ją utrzymać w jednej ręce. Odpada zatem czytanie w łóżku czy też na stojąco w dowolnym środku komunikacji (do którego trzeba by ją zresztą donieść w solidnej teczce lub plecaku, bo damska torebka, nawet z tych większych, gotowa ciężaru nie wytrzymać). Ale dla czytelnika, który pragnie się przedzierać przez meandry słów, takie przeszkody niestraszne; rozłoży sobie wolumin na stole albo na podkładce pod laptop i może się brać do lektury.

Lektury, jak sam tytuł wskazuje, poświęconej pojęciom wywołującym u człowieka lęk, przerażenie, strach czy jeszcze któreś inne z kilkunastu synonimicznie nazywanych odczuć. Nazwy tych rzeczy i zjawisk należą do przeróżnych kategorii.
Są między nimi zwierzęta, od takich, które nastraszyć potrafią tylko lękliwą niewiastę (mysz) lub człowieka zabobonnego (kruk), poprzez takie, wśród których są zarówno stworzenia kompletnie niegroźne, jak i śmiertelnie niebezpieczne, a przez fizyczne podobieństwo tych pierwszych do tych drugich przerażają wszystkie (pająk, nietoperz, wąż), aż po te rzeczywiście stwarzające dla człowieka zagrożenie, zwłaszcza, gdy są głodne lub rozdrażnione (wilk, niedźwiedź. Tego ostatniego tak się w dawnych wiekach bano, że wymyślano dlań najróżniejsze „pseudonimy”, od których pochodzą współczesne nazwy niedźwiedzia w wielu językach).
Są rozmaite dziwotwory, rozsławione w baśniach i ludowych powiastkach (Baba Jaga, bies/diabeł, demon, duch, mara, potwór, straszydło, strzyga, kostucha, kościotrup, upiór, wampir, widmo/widziadło, wilkołak, zmora) i mechanizmy (przesąd, zabobon) sprawiające, że wierzymy w podobnie irracjonalne istoty lub innego rodzaju złe moce (czary, urok, piekło).
Są choroby i urazy, czy to konkretne (cholera, nowotwór, obłęd, fobia) czy takie, w których liczy się głównie zasięg i sposób rozprzestrzeniania (epidemia, mór, zaraza), ich objawy (ból, cierpienie, rana, krew) lub czynniki przyczynowe (jad, wirus, wypadek, trucizna), a także i to, co się powinno przyczyniać do ich likwidacji (dentysta, operacja).
Jest wojna i cała gama pojęć z nią związanych (atak, bomba, bitwa, klęska, nalot, wróg), a także mnóstwo innych działań człowieka przeciw człowiekowi, prowadzących do naruszenia jego dobrostanu fizycznego i psychicznego lub śmierci (cios, gwałt, masakra, mord, napad, niewola, rzeź, terror, tortury, zabójstwo). Są oczywiście i czyny szkodliwe mniejszego kalibru (hazard, krzywda, kłamstwo, niesprawiedliwość, oszustwo, plotka, podłość, podsłuch, szyderstwo, włamanie, zdrada, zemsta), a także skutki ich popełniania (grzech, hańba, kara, wstyd, wyrok).
Są elementy środowiska naturalnego (ciemność/mrok, noc, piorun; głąb, dno, przepaść). Są zjawiska, których przyczyną może być zarówno działanie sił natury, jak i człowieka (bieda/ubóstwo, chaos, głód, katastrofa, kryzys, niebezpieczeństwo/zagrożenie, koniec świata).
Jest, rzecz jasna, śmierć i wszystko, co się z nią wiąże (cmentarz, grób/mogiła, nieboszczyk/trup/zwłoki, szkielet, pogrzeb).
A także… zjawiska i pojęcia, których w zasadzie nie powinniśmy się bać, jeśli jesteśmy w porządku wobec siebie i innych (egzamin, odpowiedzialność, prawda, prawo, sumienie), oraz takie, o których w ogóle nie wiadomo, czy będą dla nas dobre, czy złe (los, nieskończoność).

To oczywiście nie wszystko, ale trzeba przecież dla innych czytelników pozostawić trochę nieodkrytych kart.
Jak to w leksykonie, hasła ułożone są alfabetycznie. Każdemu z nich poświęca autor kilkanaście zdań, mieszczących się na jednej lub dwu stronach, wyjaśniając, co pod danym pojęciem należy rozumieć (w większości też omawia jego pochodzenie – dla mnie to właśnie jest najciekawsze, bo uwielbiam śledzić wędrówki słów pomiędzy różnymi językami), jak zmieniało się jego znaczenie na przestrzeni wieków (czasem bardzo!) i w jakich związkach frazeologicznych możemy je napotkać. Każde też uzupełnione jest przynajmniej jedną reprodukcją dzieła sztuki, dobranego do niego tematycznie, a jeśli nie udało się takowego znaleźć, to utrzymanego w zbliżonym klimacie; np. hasło „Nieskończoność” zilustrowane jest mrocznym, niepokojącym pejzażem norweskiego artysty-romantyka, J.C.C. Dahla, „Chaosowi” towarzyszy siedemnastowieczna rycina „Katolicy oddający się obżarstwu i żądzy” (autor oryginału, Romeyn de Hooghe, był najpewniej członkiem Holenderskiego Kościoła Reformowanego; o kopiście, Williamie Logganie, trudno znaleźć konkretne informacje, ale pewnie także katolikiem nie był), a „Fobii”, „Horrorowi”, „Kłamstwu”, „Trwodze” i paru innym – wymowne obrazy Zdzisława Beksińskiego, wszystkie na tyle przerażające, że można by je pozamieniać miejscami albo umieścić przy zupełnie innych pozycjach, i też by pasowały).

Jak wszystkie podobne publikacje autora, i tę czyta się świetnie – można jednym ciągiem, można i na raty, po parę hasełek dziennie – i jeśli nawet część zdobytej w ten sposób wiedzy językowej wyleci nam z głowy, to i tak coś przecież zostanie. Nie mówiąc o wrażeniach pozostających po kontakcie z tak dużą porcją sztuk plastycznych, zastępującym (zwłaszcza w czasie pandemii, której nadal się boimy) wizytę w muzeum.

Ocena recenzenta: 5/6

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 305
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: