Dodany: 11.03.2022 00:33|Autor: ilia

Czytatnik: Life is brutal and full of zasadzkas ...

1 osoba poleca ten tekst.

Finalistka - Anna Janko - fragmenty


Ostatnią książką jaką przeczytała moja zmarła tydzień temu przyjaciółka Ala, była "Finalistka". Mąż Ali podarował mi ją mówiąc, iż Ona by tego chciała. Ala powiedziała, że gdyby miała czas napisać książkę, byłaby pod względem formy i treści taka jaką jest "Finalistka".

Fragmenty:

A w ogóle czy status quo w zakresie samopoczucia należy nieustannie werbalizować, weryfikować i aktualizować dzień za dniem? Czy ja muszę ogłaszać światu na przykład, że właśnie się w kimś zadurzyłam na moment, bo jest on w moim typie, charakterologicznie i wizualnie? A z powodu wczorajszej kłótni z mężem mam akurat w sercu dziurkę, do której ten ktoś idealnie pasuje? I kogo to w ogóle obchodzi, skoro ja sama za chwilę już nie wierzę w to co czułam? Lepsze kłamstwo, którym się co dobrego sprawi, niż prawda, którą się co zepsuje. Tak pisał Sadi z Szirazu w XIII wieku. I ja w wieku XXI myślę dokładnie tak samo. Dlaczego wychowuje się nas w kulcie bezwzględnej prawdy? Przecież bywa ona bardziej destrukcyjna od kłamstwa. Prawda może uszkodzić fundamenty życia, a jeśli daje ulgę głupiemu prawdomówcy, to tylko tyle znaczy, że rachunki przyjdą później. (str. 20-21)

Mała wierność. Taką kategorię stworzyłam na własny użytek. Dotyczy moich relacji pozamałżeńskich. Niekoniecznie erotycznych. W ciągu życia spotykamy bardzo wielu ludzi, z którymi na jakiś czas nawiązujemy nić porozumienia. Czasami ulegamy fascynacji, czasem jesteśmy jej obiektem, zyskujemy zaufanie, dajemy nadzieję. Nie może tak być, że związek podstawowy, czyli ten umówiony i usankcjonowany, odetnie nas od głębszych relacji z pozostałą ludzkością! Człowiek jest jak kryształ wieloboczny, obraca się i odbija światło pod różnym kątem; w różnych okresach życia znaczy wiele dla wielu. I otrzymuje dary oraz pouczenia z różnych stron. Nie wyobrażam sobie dozgonnego zamknięcia w układzie podwójnym! Za to Mat jak najbardziej. On zawsze marzył o totalnej symbiozie. (str. 23-24)

Tak, wiem, wszyscy umierają. I nie ma na całym świecie nikogo, kto mógłby nie umrzeć! Jakiś czas temu, dziś, jutro, za pięć albo sto lat. Wszyscy. Ale ja też? Jakże ja mam umrzeć? Taka do siebie przywiązana? Do swojej duszy, ciała, do domu, do ubrań? I jak ja swoje dzieci zostawię, przecież one, nawet dorosłe, muszą mieć kogoś, kto zawsze i bez względu na okoliczności pomoże, wesprze, utuli.
Tak, wiem. Trudno uwierzyć we własne odejście, bo wiadomo (Epikur): gdy my jesteśmy, nie ma śmierci, a gdy śmierć jest, nie ma nas. Więc się z nią jakimś cudem mijamy. Ale przecież czujemy jej zapach (a czasem odór...) i poznajemy ją po śladach, które zostawia wszędzie wkoło!
Jest piąta po południu, moja piąta po południu. Słońce jeszcze sporo ponad horyzontem, ale zmierzch się przybliża. (str. 31-32)

Starość jest zaraźliwa; od moich już bardzo starych rodziców zawsze wracam chora. (...) To straszne! Taka będę! Jak oni! Stanie mi się to samo! Już niedługo! Będę tak wyglądać i tak będę się czuć. I tak samo nie będzie mnie widać spod tej starości, jak spod kupy chrustu przykrytej plandeką.
Gdzie oni się podziali, mój ojciec, moja matka, dawny on, dawna ona, mocni, sprężyści, uparci, władczy, piękni, przystojni, twórczy, lekceważący, krzyczący, wydający wyroki na świat i ludzi...? Dziś spod płaszcza skóry, spod tego chwiejnego cielesnego rusztowania prawie nic już nie widać. Tylko ich oczy jeszcze świecą, choć innym już światłem, jakby nie z tego świata. Na dnie spojrzenia tli się jakiś powszechny wyrzut, żal o coś nieokreślonego, ale ważnego, na stałe ten żal tam jest, zamiast tęczówki, która spłowiała. Nie chcę być kimś takim, nie chcę być tam gdzie oni, uciekam jak najdalej, szybko do domu, do domu, do domu, do domu... (str. 59)

Jest taki francuski dowcip. Mówi mąż do żony: "Gdy kiedyś jedno z nas umrze, to się przeprowadzę do naszego domku nad morzem". Kiedy to usłyszałam pierwszy raz, przez sekundę się umysłowo zatrzymałam (myśl dotarła, szuka mózgu), po czym wybuchnęłam śmiechem serdecznym, czystym i niewinnym. Subtelność wyrażenia wielozłożonej prawdy o śmierci w tym jednym zdaniu jest cudem werbalnym. Ach, jaka szkoda, że nie jestem Francuzką! Oni mają takich bon motów na kopy... Powtórzyłam ten dowcip Matowi, on jednak nie zaskoczył, zupełnie jakby był Niemcem, który nie ma receptorów do odbioru aż takiej finezji... (str. 65)

Szpital to jest zagranica. Wszystko: ludzie, język, warunki, przygody. Otrzymujemy status podrzędny, zabierają nam imię, ubrania, nasze talenty i umiejętności, nic się tu w tym kraju nie przyda, poza samym ciałem i poza piżamą... Poznajemy nowe gatunki czekania: na zastrzyk, na zabieg, na to, żeby nie bolało, żeby "już było po operacji". I nowe gatunki wstydu poznajemy, i upokorzenia, i degradacji. "Tamten" świat oglądamy zza szyby: jedzie tramwaj, tęsknimy za nim; ludzie idą chodnikiem, szczęściarze! Słońce tam świeci, wiatr tam wieje. Świat jest przykładem i pouczeniem, aż trafiamy na coś specjalnie dla nas... (str. 100)

Jeśli ktoś się na mnie obraża - wymazuję go z pamięci. Jeśli się wykazuje małostkowością, brakiem serca, egoizmem - żegnam się z nim bez słowa. Wychodzę z relacji niewygodnych lub toksycznych bez żałoby. Myślałam, że się tej sztuki nigdy nie nauczę. Dawniej zawsze bolały mnie wszelkie nieprawidłowości w międzyludzkich kontaktach. Żeby tego bólu nie czuć, biegłam natychmiast wszystko naprawiać. Pragnęłam z całej siły, aby inni mieli właściwy obraz mojej osoby, aby znali prawdę o mnie, dobrą prawdę. Dziś myślę: obrażasz się na mnie? O jakieś głupstwo? Pod miliardami nieznanych gwiazd i w obliczu nieuchronnej śmierci? Po tysiącach krwawych wojen w historii świata i wobec nieodgadnionej zagadki istnienia? Proszę cię bardzo, twój wybór. Żegnaj.
Jestem silna, dam radę.
"Jeśli chcesz, aby wszyscy cię lubili, zacznij sprzedawać lody" (Piotr C.) (str. 112)

Po prostu - nie! Nie skacz przez kałużę, bo się zdziwisz. Kolana się ugną, a stopy nie wybiją się z podłoża według powziętego zamiaru i będzie śmiesznie, zachlapiesz sobie spodnie. Nie, nie wyskakuj z wanny, bo pięta pojedzie po kaflach i będzie żałośnie, złamiesz sobie rękę... Nie, nie goń autobusu, bo i tak nie dopadniesz drzwi i będzie głupio, tętno się nie wyrówna do samego wieczora. Nie próbuj robić tego co kiedyś tak samo jak kiedyś.
Po prostu - nie. Nie ufaj mu, ono, ciało, przeszło na drugą stronę i działa przeciwko tobie, sypiasz z wrogiem... (str. 160)

Jestem już całkiem po młodości. Za to jestestwo mam już nieźle przećwiczone. Naiwność przeobraziła się w doświadczenie, wszelkie kompleksy mam z głowy, a moja nieśmiałość jest w ostatecznym zaniku. "Wiem, że nic nie wiem" najpierw przeszło fazę "wiem, że wiem", po czym znów okrzepło w skromną sokratejską formułę. (str. 168)

Powinnam puścić czas przodem, niech leci na złamanie karku, będę stara, i co z tego?! Już jestem. Obejrzałam dziś profil lewy i prawy w ostrym świetle i się zdziwiłam, co się ze mną stało, z szyją, z owalem twarzy. Jedną częścią rozumu wiem, że to normalne i nie ma się czym przejmować, ale drugą, tą, nad którą nie panuję, wizualizuję sobie rozpad i koniec. Najgorsza jest nieodwracalność. Że czasu się nie da zwrócić, zwymiotować, biegnie w jedną stronę, będę starsza i starsza, a on będzie mnie trawił, soki wysysał, macerował, aż zostanę wydalona z tego świata. To potworne, gdy się nad tym zastanowić. Jesteśmy w potrzasku. Wszyscy. (str. 195)

Tymczasem jestem zapracowana i upodróżowana doszczętnie. Dziś jadę na południe, niedawno wróciłam z północy, niebawem wyjeżdżam na zachód. Ach! Lubię to. Stanowczo wolę wieczne podróżowanie niż wieczne odpoczywanie... Lubię napięcie przed podróżą, które jest u mnie zawsze mieszaniną zapału i paniki. Każda podróż to przecież jazda w nieznane, a i powrót nigdy nie jest zagwarantowany. Gdy się udaje wrócić, stajesz w progu i przez chwilę twój stary dom jest całkiem nowy. (str. 197-198)

Są rzeczy cenne tylko dla nas samych, a dla innych pozostaną na zawsze szyfrem albo śmieciem... (str. 199)

Leżałam w kompletnej ciszy i w czarnej ciemności, jakby nie było świata. A jeśli patrzył na mnie Bóg, to widział moje serce, które filowało jak naftowa lampa. Myślałam o miłości. Że może jeszcze wróci, że się położy obok mnie, znów ją poczuję w sobie, jej szept w moim uchu nada sens życiu, które wymaga ode mnie coraz więcej wysiłku. Bo cokolwiek robimy, dokądkolwiek pędzimy, czymkolwiek się odurzamy, nasze życie i tak zawsze jest czekaniem na miłość. Bo miłość "to jedyne przelotne spojrzenie w wieczność, jakie jest nam dane" (Thornton Wilder). (str. 205-206)

- Czy ty, Hanusiu, jesteś na mnie zła? - pyta Mat swoim delikatnym, cichym głosem. A ja milczę, krzycząc w myślach: wynocha na Marsa! Ta różnica mózgów jest nie do zniesienia.
Zła, zła, zła. Czuję beznadziejność tej sytuacji. Bezwyjściowość. A chciałabym jeszcze uciec, wybiec dokądś. Odetchnąć w swoim świecie, pod własnym słońcem. Mózg kobiecy, mózg męski. To się nie daje uzgodnić! Szukają uczeni jakichś naukowych usprawiedliwień, że mężczyzna co innego widzi, co innego słyszy, inaczej rozumuje, bo kieruje się mózgiem, a kobieta emocjami. Za to on kocha z głębi jąder i w oparach testosteronu. Nie pamięta, na czym jej zależy, nie umie uczuć wyrażać, ale to nie jego wina, taka jest biologia, nawet w depresję mężczyzna wpaść potrafi tak, że sam o tym nie wie. Mat akurat umie wyrażać uczucia, werbalnie idzie mu świetnie, tu jest nietypowy, jego anima znajduje najpiękniejsze wyrazy. Tego właśnie byłam spragniona w związku z Pawiem i dlatego sobie od niego poszłam. A tu się po latach okazuje, że jestem nienasycona i chcę więcej i więcej od mężczyzny mojego życia: żebym nie była strofowana, układana, żeby mnie mój mężczyzna zapytał, czego chcę, a czego sobie nie życzę. Bo ja na przykład wolę róże niż stokrotkę z łąki. (...)
Ale przecież nie odejdę od męża z powodu tego, że on wyrzuca moje rzeczy! I że mi kasztany z parku przynosi. To ze wszech miar niepoważne. No bo przed nami starość, choroby i nie ma co do tego dokładać samotności, prawda? Chyba prawda. Na samotność nie miałabym siły. Już teraz wymuszam na życiu kolejne entuzjazmy, nowe prace (teraz się mówi: projekty), kolejne plany, prężę tę witalną muskulaturę, ale coraz trudniej mi znaleźć sens, bo w imię czego, po pięćdziesiątce? (str. 260-261)

Ze śmiercią nie ma się co umawiać, ona nie szanuje naszego czasu. Przybiega przedwcześnie, bez zapowiedzi, gdy nic nie jest gotowe, albo przeciwnie, długo po imprezie życia się zjawia, gdy czekanie już się do imentu przeczekało, świece pogasły, a przy stole same krzesła siedzą. I ten biedny stary człowiek, co już zmysły postradał, ziemi pod nogami nie czuje, nieba nie widzi, tkwi jak zamotany w pajęczynie suchy wiór, podmieciony do samej krawędzi. A ludzie mówią: "Pan Bóg o nim zapomniał", "Myślałem, że on dawno umarł", i to jest dopiero okrutne, być resztką, pokruszonym gniazdem, z którego wyleciały ptaki. (str. 268)

Mam lęk niskości. Dobrze mówię, to nie jakaś nieudolność werbalna. Ludzie cierpią zwykle na lęk wysokości, wiem. Mam na myśli to konkretnie, że ja się panicznie boję zakopania w ziemi. Moje koszmary, zresztą w horrorach wyeksploatowane do imentu, dotyczą tego, że się budzę z letargu i jestem pod ziemią, w trumnie! I dopiero od tej chwili zaczynam umierać, sekunda za sekundą w oszalałym strachu. (str. 272-273)

Czasem jeszcze się zakochuję. Tak jak dawniej - z byle powodu, przeważnie na kwadrans i nikogo o tym nie informuję. A najmniej Mata, bo mu ta wiedza do szczęścia niepotrzebna (jego szczęście jest zabezpieczone). Taka moja uroda, zawsze tak było, widzę ci ja IQ trochę powyżej stanów średnich i już tracę głowę, mowę, zarazem czując nie tyle motylki (w brzuchu), ile wybrzmiewające rozkoszne akapity, a nawet większe całości narracyjne, jakie można by wymienić z danym osobnikiem płci przeciwnej. Niestety wcale niekoniecznie mój afekt (z ducha werbalny) przekłada się na relację międzyludzką, międzypłciową. Ponieważ mężczyzna, który mi to włączył w głowie (bo chyba nie w sercu), albo nie jest zainteresowany moim IQ, albo woli mnie organoleptycznie, na przykład położyć mi dłoń swą męską na kolanie, gdy siedzimy przy stole obok siebie. No i tyle, dalej nic. Bo ja się w takiej sytuacji wściekam wsobnie i z uśmiechem na twarzy nie kontynuuję. Jeśli jednak ze mną łaskawie pogada, na przykład o kwarkach lub o kulturze staroegipskiej, może być nawet o zasadzie działania aut autonomicznych, ponieważ w istocie imponuje mi wszystko, to może mnie potem dotknąć i złapać za kolano.
Jestem typowa do szpiku kości, można o mnie przeczytać w poradnikach psychologicznych... (str. 284-285)

Zawsze tylko teraz. TERAZ jest napięte, nie ma granic, nie ma dna, niczym lustro kosmiczne, które odbija nazbyt wszystko. Jak ono to robi, owo Teraz, że jest, nie znika, a zarazem wysypuje z siebie całą treść, rytmicznie, na wielu poziomach czasu, symultanicznie, w sekundach, minutach, godzinach, w powietrzu nad nami i w ziemi, i w środku domu, i w środku serca. I zanim przeminie ta godzina, już się tęsknota rozpoczyna... (str. 299)

Ci, których kochamy, przychodzą do naszego życia i odchodzą, czasami zostają dłużej, ale nigdy na zawsze. I mimo to bywamy szczęśliwi, radośni, pełni wiary. Zgoda na taki stan rzeczy to prawdopodobnie wzór na życie, który jednak każdy musi sam wynaleźć. Świadomość tego mam od zawsze, tylko z tą zgodą bywało różnie. (str. 313)

Najkorzystniejszy stan istnienia - szukamy tego przez pół życia, a potem trafiamy głową do wiadra rozpaczy... (str. 327)

Ktoś jak ja. Był szczęśliwy, kochany, ładny. A potem nieszczęśliwy, niekochany, nieładny. Był żywy. A potem nie. Ktoś miał pieprzyk nad wargą, zakręcone rzęsy, złościł się, czekając na kelnera, lubił czarne jagody, zasypiał przy świetle. Dawał innym radość albo sprawiał ból. Nie może nie być pieprzyka, rzęs, jagód, szczęścia, złości, strachu i bólu! Co raz istniało, nie może przestać istnieć, twierdzą filozofowie Wschodu. A gdzie się podziało? W zaświatach? Gdzieś w Kwantowej Krainie, gdzie wszystko zarazem jest i nie jest?
Nie ma odpowiedzi, cud, że są pytania... (str. 342-343)


Finalistka (Janko Anna), Wydawnictwo Literackie, 2021

o Ali - Pożegnanie

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 641
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: