Dodany: 25.02.2022 22:26|Autor: Asienkas

Wyjątkowe Imperium


Ambasador – reprezentant państwa - to dostojna, zaszczytna funkcja. Jednak, kiedy trafi się na obce terytorium, z wyróżnieniem może wiązać się również niebezpieczeństwo. Tak wygląda to w powieści Arkady Martine „Pamięć zwana Imperium”. Stacja Lsel musi „na gwałt” wysłać nowego przedstawiciela do stolicy Imperium Teixcalaanlijskiego, ponieważ poprzedni nie żyje i najprawdopodobniej został zamordowany. Wybór pada na Mahit Dzmare. Kobieta wyrusza do Miasta zrealizować swoją misję. Zderzy się z wysublimowaną kulturą. Będzie brylować między politycznymi intrygami, w których zagrożone może być i jej życie.

„Pamięć zwana Imperium” to wyjątkowy zlepek różnych typów powieści. Ogólnie możemy powiedzieć, że to fantastyka, ale ci, którzy po nią sięgają, na pewno będą chcieli więcej informacji. Określiłabym tę powieść jako kryminał science-fiction o politycznym zabarwieniu z klimatem fantasy. Autorka wykreowała świat inspirowany kulturą Azteków i Imperium Bizantyjskim, położony gdzieś tam w kosmosie i wysoko rozwinięty zarówno technologicznie, jak i kulturowo. Osią fabuły są jednak intrygi, a szczególnie pytanie: „Dlaczego poprzedni ambasador zginął?”. Z jednej strony tworzy to bardzo lekkie, rozrywkowe wrażenie, ale z drugiej śledzenie potyczek na szczytach władzy oraz nazwy, na których można połamać sobie język, mogą stać się dla czytelnika wyzwaniem.

Przyznam, że Imperium jako miejsce mnie zafascynowało. Jego mieszkańcy wydali mi się niczym bogowie. Wyniośli, dostojni, nie okazujący emocji, a przede wszystkim lubujący się w etykiecie. Szczególnie ważną role odgrywa język. Jest to naród – jeżeli można to tak określić – kochający poezję. Można napisać, że słowo ma moc burzyć mury. W tych lingwistycznych niuansach będziemy musieli odnaleźć się razem z główną bohaterką. Wyraz, kontekst, sposób wypowiedzenia – to wszystko ma znaczenie.

Arkady Martine nie zabrakło pomysłu, dodała natomiast do niego zbyt mało dynamiki. Mahit potrzebuje, by ktoś jej objaśnił Imperium i jego obyczaje. Zostaje jej przydzielona przewodniczka kulturowa – asekreta o imieniu Trzy Trawa-Morska. Przy pomocy dialogów autorka stara się opisać świat powieści. Efekt tego jest nieco łopatologiczny, a sama ambasadorka wydaje się ignorantką, wiedząc tak mało o miejscu, do którego przybyła, co też umniejsza jej rangę. Do tego książka została napisana dość statycznie. Nie zaprzeczę, że język jest piękny i fabuła bogata w wydarzenia, ale nie ma w tym energii. Chociażby taka scena zamachu – ludzie giną, gruz lata w powietrzu, a ja z pełnym spokojnie przekładam kartki. Być może opanowanie Teixcalaanlitzlim nadaje całej książce podobny ton. Fakt jest taki, że zaczęłam czytać zachwycona, a mniej więcej w połowie miałam mocny spadek formy.

„Pamięć zwana Imperium” zdobyła w 2020 roku nagrodę Hugo. Czy konkurencja była mocna? Nie wiem. Domyślam się, że nagrodzona została oryginalność, której tutaj nie brakuje. Ja doceniam pomysł i podziwiam kilka rozwiązań wykreowanych przez autorkę. Jednak po powieści o kryminalnym charakterze oczekuję więcej napięcia. Warstwa fantastyczna jest na tak, akcja natomiast potrzebuje ożywienia.

[Recenzja była publikowana na blogu oraz innych portalach czytelniczych]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 348
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: