Dodany: 17.04.2005 22:12|Autor: pinkwart

Truflowy rycerz


O niektórych pisarzach powiada się, że całe życie piszą jedną książkę. Jedni po prostu specjalizują się w określonej tematyce, inni są etykietowani przez własny sukces, jeszcze inni mają ciasne horyzonty i nie potrafią „wyjść z siebie”. Peter Mayle zapewne należy do tej drugiej kategorii: niewiele o nim było wiadomo, póki nie porzucił intratnej posady copywrightera w jednej z londyńskich agencji reklamowych i jak wielu jego rodaków, mając dość angielskiej pogody i angielskiej mgły – nie osiadł w słonecznej i pięknie pachnącej lawendą Prowansji. Publikował książki już wcześniej (1973, "Where I come from"), ale w 1989 r. napisał "Rok w Prowansji" i ta książka przyniosła mu popularność, jednocześnie ugruntowując sławę najpiękniejszego regionu Francji. I od tamtej pory Peter Mayle wciąż tworzy kolejne sequele tego właśnie dzieła ("Jeszcze raz Prowansja", "Zawsze Prowansja", "Lekcje francuskiego", "Psi żywot", także "Hotel Pastis", "Pogoń za Cezanne’em", "Kosztowne nawyki" – ale tych jeszcze nie czytałem...). Wszystko to czyta się przyjemnie, a nawet, powiedziałbym – smacznie. Kiedyś o "Klubie Pickwicka" Dickensa mawiano, że to najskuteczniejszy sposób na apetyt: kulinarne opisy są tam tak przekonujące, że czytelnikom cały czas leci ślinka. W prowansalskich dziełach Mayle’a jest to jeszcze doskonalsze... No i zdecydowanie smaczniejsze.

Ostatnio w „Biblioteczce konesera” wydawnictwa „Prószyński i Spółka” ukazała się kolejna powieść angielskiego autora – "Wszystko, tylko nie...", także opiewająca Prowansję, tym razem jednak mająca za bohatera nie samego autora i jego rodzinę, w tym psy i sąsiadów, ale wymyślonego uroczego obiboka (Anglika jak autor, mieszkającego w Prowansji od lat jak autor, byłego pracownika agencji reklamowej jak autor), bawidamka i konesera prowansalskiej kuchni, który szukając niemęczącego zajęcia daje do prasy ogłoszenie i wplątuje się w okropne tarapaty. Ich źródłem jest wojna gangsterów o... recepturę hodowli trufli.

Napisane jest to rewelacyjnie, czyta się gładko i sympatycznie, a i pouczające jest nadzwyczajnie. Wspaniała galeria typów – prowansalskie już znamy z poprzednich książek – wzbogacona została o kapitalnie opisanego włoskiego mafiosa, który usiłuje mówić kolokwialnym angielskim, robiąc w idiomach prześmieszne błędy, genialnie wprost przetłumaczone przez Małgorzatę Dobrowolską, o komiksowego wręcz czy wyjętego z filmów o Bondzie „złego” milionera i jego japońskiego lokaja–zabójcę, o rewelacyjnych pseudo-mnichów z zakonu świętego Dionizosa czy francuskich niezbyt świętych policjantów. Galerię uzupełniają kapitalne typy kobiece – od wścibskiej, ale po swojemu honorowej prowansalskiej gospodyni angielskiego bon-vivanta, po rewelacyjnie opisaną amerykańską Żydówkę, wyszkoloną w armii izraelskiej do walki i zabijania, dorabiająca jako modelka (piękny tekst: "Założę się, że jestem jedyną kobietą w Nicei, która potrafi prowadzić czołg"...). W ogóle jest to gotowy scenariusz filmowy, recepta na przebój. Hugh Grant w roli głównej, Angelina Jolie w roli panny Hersch, a wszystko we wspaniałej scenerii Prowansji, między Awinionem, Aix-en-Provence, Marsylią, Niceą, St.Tropez, Monte Carlo, Luberonem i St. Martin.

A na razie – świetna lektura na rozpoczynające się lato i na czas tworzenia planów wakacyjnych.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3657
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: rijeka 27.09.2005 13:43 napisał(a):
Odpowiedź na: O niektórych pisarzach po... | pinkwart
a czym się zajmuje copywriGHter??? to chyba jakiś kolejny stopień awansu tradycyjnego copywritera?:)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: