Dodany: 15.12.2021 14:44|Autor: fugare

Czytatnik: Zapisane na marginesach

8 osób poleca ten tekst.

Karakuliambro – zimowo, sentymentalnie i świątecznie


Zaryzykowałabym tezę, że przeciętny, dorosły obywatel naszego kraju, zapytany, kim był tytułowy Karakuliambro ze zdziwieniem odpowiedziałby – Może magikiem? Grekiem? Cyrkowym artystą? Ale gdyby jako podpowiedzi, użyto drugiego pseudonimu tej osoby, to myślę, że już tylko nieliczni błądziliby wzrokiem gdzieś w przestrzeni. Il de Fons jest mniej lub bardziej znany wszystkim, a nawet Ci którzy twierdzą, że go nie znają, słyszeli być może o „Teatrzyku Zielona Gęś”, Hermenegildzie Kociubińskiej, Osiełku Porfirionie, „Zaczarowanej dorożce” czy „Wyspach szczęśliwych”, albo przynajmniej o wróbelku, którego dziewczęta powinny kochać „Do jasnej cholery!”.

Konstanty Ildefons Gałczyński, specjalista od „tkliwej dynamiki” i „angelologii” poeta doceniany, choć dzisiaj pewnie lekko „démodé” przyszedł do mnie właśnie w grudniu, z powodu swoich zimowych i świątecznych wierszy.

Z pierwszym z nich zetknęłam się jeszcze w dzieciństwie, oczywiście bez świadomości, kto jest jego autorem. Z małej gramofonowej płyty, obracającej się z częstotliwością 45 obrotów na minutę, czytał dla mnie ten wiersz, swoim pięknym głosem - głosem, w którym można się zakochać - Wojciech Duryasz. Oczywiście o zakochiwaniu się i wynikających z niego życiowych perturbacjach, nie miałam wówczas pojęcia, bo kochałam wyłącznie Mamę, Tatę i pieska z czarnego futerka, który ich zdaniem był „prawie” jak prawdziwy. Płyta nosiła tytuł „Wiersze o choince i prezentach”, miała na okładce wąsatego Mikołaja z choinką i podejrzewam, że w latach 70. kręciła się w okolicach Świąt Bożego Narodzenia w wielu domach. Napisany w 1948 roku wiersz, nosił tytuł „Kto wymyślił choinki?”, a zaczynał się tak:

„Moje kochane dzieci,
był taki czas na świecie,
ze wcale nie było choinek,
ani jednej, i dzięcioł wyrywał sobie piórka
z rozpaczy, i płakała wiewiórka,
co ma ogonek jak dymiący kominek…”[1]

Nie wiem, czy dzieci w XXI wieku fascynowałaby ta historia, ale mnie podobała się bardzo. Przez wielokrotne powtarzanie nauczyłam się jej na pamięć i do dzisiaj uważam, ze wiewiórki naprawdę mają „dymiące” ogonki (trudno o lepsze porównanie). Kolejne spotkania z twórczością poety, który oprócz pisania pięknych, romantycznych wierszy, potrafił w prosty, celny, błyskotliwy sposób bawić swoimi satyrycznymi utworami (bo były to nie tylko wiersze) miały miejsce już tradycyjnie – w szkole. Właśnie: bawić, nie wyśmiewać, nie ranić, ani niszczyć, co dzisiaj tak często robią przy pomocy słów, nie tylko satyrycy.
Kolejny zimowy wiersz Gałczyńskiego, który w nawiązaniu do obchodzonej niedawno czterdziestej rocznicy pewnego grudniowego wydarzenia, chciałabym przypomnieć to „Wierszyk o wronach”. Poeta napisał go w 1952 r., i nie mógł się spodziewać, że wiele lat później, w czasach stanu wojennego zostanie objęty (na wszelki wypadek) cenzurą, bo jak widać wszędzie, nawet po latach, można dojrzeć niebezpieczne ostrze satyry.

„W powietrzu roziskrzonym
siedzą na drzewie wrony,
trzyma je gałąź gruba;

śnieg właśnie zaczął padać,
wronom się nie chce latać,
śnieżek wrony zasnuwa.

Tuż pole z krętą rzeczką,
w dali widać miasteczko
uprzemysłowione —

a wrony, jak to wrony,
patrzą okiem szalonym,
wrona na wronę.

Gdyby je zmienić w nuty,
dźwięczałyby dopóty,
dopóki strun choć czworo —

a tak, na wronią chwałę,
siedzą czarne, zdrętwiałe
in saecula seaculorum.

Nocne niebo już kwitnie,
Wszystko świeci błękitnie:
Noc, wiatr, wronie ogony;

Zaśnij, strumieniu wąski —
dobrej nocy gałązki,
dobranoc, wrony.” [2]

Zima i grudzień to zbliżające się Boże Narodzenie, a świąteczne przygotowania i towarzysząca im nerwowa atmosfera sprawiają, że czasami przychodzi do człowieczej głowy (czytaj: mojej) zdrożne pragnienie, żeby rzucić wszystko, nic nie robić, nie świętować - zaszyć się gdzieś i przespać ten czas - najlepiej do Nowego Roku. Ale zaraz po tej ekscentrycznej koncepcji, przychodzi następna myśl, przywołująca do porządku, przeprowadzająca dowód na to, że tak po prostu się nie da, choćby nie wiem jak bardzo się chciało. W swoim najpiękniejszym świątecznym wierszu „Przed zapaleniem choinki”, do którego cały czas zmierzam, poeta we „Wstępie” też ma taką propozycję:

„Już się dzień jak tragarz pochyla.
Trzeba wyjść na miasto. Wigilia.
Trzeba się trochę powłóczyć
zamglonymi ulicami Krakowa.
A Kraków jest dama fędesjeklowa
w biżuterii świateł sztucznych…”[3]

Jeszcze nigdy nie włóczyłam się nigdzie w Wigilię, ale taki spacer w tym dniu, ulicami Krakowa, to szczególnie kuszące. Ten wiersz z 1947 r. jest połączeniem absurdalnego humoru, autoironii i jednocześnie dowodem prawdziwego, szczerego wzruszenia poety wywołanego wspomnieniem rodzinnych świąt. Zanim jednak razem dotrzemy do jego domu, to w jednej ze strof poznamy „Anormalnego chiromantę”, dowiemy się o „Strasznych skutkach pijaństwa”, żeby za chwilę posłuchać jak strażacy na pożyczonych trąbach grają powtarzający się refren:

„JESTEM DZIŚ TAKI SENTYMENTALNY,
ŻE MÓGŁBYM SPRZEDAWAĆ ŁZY.
ADRESIK: HOTEL „FENOMENALNY”
POKÓJ NR 303…” [4]

Jeszcze tylko wśród zamieci, w tak samo zatytułowanej części, odwiedzimy Bacha, i usłyszymy, że:

„..Wszystko, coś stracił, wszystko, coś zgubił,
w Bachu, bracie, odnajdziesz…”[5]

I w ostatniej, najbardziej wzruszającej zatytułowanej „Powrót” dotrzemy w końcu, razem z poetą do jego rodzinnego domu:

„Pyta stróż: „Gdzieś pan był tyle lat?”
„Wędrowałem przez głupi świat.”
Więc na górę szybko po schodach.
Wchodzisz. Matka wciąż taka młoda.
Przy niej ojciec z czarnymi wąsami.
I dziadkowie. Wszyscy ci sami.
I brat, co miał okarynę.
Potem umarł na szkarlatynę.
Właśnie ojciec kiwa na matkę,
że już wzeszła Gwiazdka na niebie,
że czas się dzielić opłatkiem,
więc wszyscy podchodzą do siebie
i serca drżą uroczyście,
jak na drzewie przy liściach liście.
Jest cicho. Choinka płonie.
Na szczycie cherubin fruwa.
Na oknach pelargonie
blask świeczek złotem zasnuwa,
a z kąta, z ust brata, płynie
kolęda na okarynie:
LULAJŻE, JEZUNIU
MOJA PEREŁKO,
LULAJŻE, JEZUNIU,
ME PIEŚCIDEŁKO.”[6]

Może trochę przedwcześnie, ale ponieważ i tak zewsząd docierają świąteczne akcenty, postanowiłam przypomnieć o zimowym Gałczyńskim.

[1] „Kto wymyślił choinki?”, Konstanty Ildefons Gałczyński, z pamięci.
[2] „Wierszyk o wronach”, Konstanty Ildefons Gałczyński.
[3] „Przed zapaleniem choinki”, Konstanty Ildefons Gałczyński.
Tekst wierszy: „Wierszyk o wronach” i „Przed zapaleniem choinki” pochodzi z Oficjalnej Witryny Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego https://www.kigalczynski.pl.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1299
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: Losice 25.01.2022 19:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Zaryzykowałabym tezę, że ... | fugare
Ulubionym wierszem mojej żony jest fragment wiersza Gałczyńskiego "Pieśni" (składa się on z X części). Część III jest powszechnie znana - od słów pierwszej strofy (spopularyzowanych przez piosenkę Marka Grechuty):

III

Ile razem dróg przebytych?
Ile ścieżek przedeptanych?
Ile deszczów, ile śniegów
wiszących nad latarniami?

Ile listów, ile rozstań,
ciężkich godzin w miastach wielu?
I znów upór, żeby powstać
i znów iść i dojść do celu.

Ile w trudzie nieustannym
wspólnych zmartwień, wspólnych dążeń?
Ile chlebów rozkrajanych?
Pocałunków? Schodów? Książek?

Ile lat nad strof tworzeniem?
Ile krzyku w poematy?
Ile chwil przy Beethovenie?
Przy Corellim? Przy Scarlattim?

Twe oczy jak piękne świece,
a w sercu źródło promienia.
Więc ja chciałbym twoje serce
ocalić od zapomnienia.

Mnie wiersz ten nie zachwyca aż tak bardzo, ale zatrzymuję się zawsze przy słowach: "Pocałunków? Schodów? Książek?" - a one prowadzą mnie do innego obrazu i skojarzenia - całowanie na schodach dziewczyny, którą kochasz. I wiersza, napisanego już nie przez Gałczyńskiego, a nakreślonego ręką 28 letniej kobiety.

"Rzeka niespiesznie płynie wzdłuż doliny,
Wielookienny dom na wzgórza skraju,
A my żyjemy jak za Katarzyny –
Służąc do mszy, czekamy urodzaju.

A wytrzymawszy dwudniową rozłąkę,
Gość ku nam jedzie poprzez złotą łąkę,
Całuje babcię w dłoń białą jak chusta,
A mnie na stromych schodach w spierzchłe usta.”

Wiersz Gałczyńskiego jest z 1953 roku, a ten drugi z 1917 .....

Użytkownik: janmamut 25.01.2022 21:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Ulubionym wierszem mojej ... | Losice
Achmatowa zawsze piękna! Pozwoliłem sobie dodać oryginał:

Течёт река неспешно по долине,
Многооконный на пригорке дом.
А мы живем, как при Екатерине:
Молебны служим, урожая ждем.
Перенеся двухдневную разлуку,
К нам едет гость вдоль нивы золотой,
Целует бабушке в гостиной руку
И губы мне на лестнице крутой.

I inne tłumaczenie:

Maria Leśniewska

Niespiesznie płynie rzeka wzdłuż doliny.
Wielookienny na pagórku dom.
A my żyjemy jak za Katarzyny,
Oddani modłom, ufający snom...
Rozstania dwudniowego zniósłszy mękę,
Gość do nas po złocistej miedzy mknie.
W salonie babcię ucałuje w rękę,
A na ciemnawych schodach w usta — mnie.

Wiadomo, że coś w tłumaczeniu tracimy, ale w tym przypadku warto wiedzieć, że молебен to nie msza, lecz rodzaj suplikacji.


Użytkownik: fugare 26.01.2022 09:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Achmatowa zawsze piękna! ... | janmamut
Piękna! Jedno i drugie tłumaczenie również, chociaż ze względu na rytm bliżej mi do tłumaczenia Pani Marii Leśniewskiej.
Nie mogę nie dodać wiersza, który zawsze mnie urzeka, krótka forma, a taka treść..

Kocie, nie idź, tam wyszyta
Na poduszce sowa,
Kocie, nie mrucz, dziad cię schwyta,
Boże cię uchowaj.

Nianiu, gaśnie świeca, znowu
Świerszcz za piecem kwili...
Strasznie boję się tej sowy.
Po co ją wyszyli?

1911
tłum. Leonard Podhorski-Okołów

i oryginał, który jest pełen strachu, którego nie jest w stanie oddać polskie tłumaczenie ( oczywiście, moim prywatnym zdaniem):

Мурка, не ходи, там сыч
На подушке вышит,
Мурка серый, не мурлычь,
Дедушка услышит.
Няня, не горит свеча,
И скребутся мыши.
Я боюсь того сыча,
Для чего он вышит?
Użytkownik: Losice 26.01.2022 21:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Piękna! Jedno i drugie tł... | fugare
Nie znałem tego wiersza, a jest niezwykłej urody - wersja oryginalna to prawdziwy klejnot.

Nie przypominam sobie, czy wiersze Achmatowej były objęte programem szkolnym (liceum) - bardzo bym chciał, żeby tam się pojawiły.
Użytkownik: Losice 26.01.2022 21:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Achmatowa zawsze piękna! ... | janmamut
Oryginalne rosyjskie wersje wierszy Achmatowej, mają w sobie niezwykłą harmonię i "muzyczne" piękno (nie znajduję odpowiedniego słowa) - z pewnością dla tłumacza jest to bardzo wielka trudność do pokonania.
Bardzo ciekawa informacja o znaczeniu "молебен" - myślę, że słowo to ma istotne znaczenie dla przekazu myśli Achmatowej :)
Użytkownik: fugare 26.01.2022 10:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Ulubionym wierszem mojej ... | Losice
Skojarzenie rodzi się samo: ukochana żona poety - Natalia - miała gruzińsko-rosyjskie pochodzenie i nazywała się z domu Awałow. Zestawienie tych dwóch wierszy i faktów - ciekawe!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: