Dodany: 11.10.2021 14:11|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Rosyjskie baby kontra PTSD i szajka łajdaków


Systematycznie próbując wyprowadzić na prostą swoją znajomość życiowych i zawodowych perypetii Nastii Kamieńskiej w porządku chronologicznym, dotarłam – z pominięciem tomu 16, który dotąd nie został przełożony na polski – do tomu 18, następującego bezpośrednio po „Męskich grach”, które tak mocno zaburzyły dobrostan psychiczny bohaterki. Tamta sprawa rozwiązała się bez wątpliwości, Losza już wrócił ze Stanów, więc teoretycznie Nastia powinna się czuć komfortowo, a tymczasem… stroni od ludzi, nawet od własnego męża, którego obecność w domu – choć jest „najlepszy, najmądrzejszy, najcierpliwszy, najtroskliwszy i najbardziej wspaniałomyślny”– zaczyna jej przeszkadzać, bo „będzie musiała z nim rozmawiać. Opowiadać o czymś, słuchać go, odpowiadać na pytania”[1], a ona chce tylko i wyłącznie „pobyć sama. Z nikim nie rozmawiać i nikomu niczego nie tłumaczyć. Nie odpowiadać na żadne pytania. Nikogo nie widzieć. Zamknąć oczy, spojrzeć w głąb siebie i się zastanowić”[2]. A praca nie czeka, aż Nastia spojrzy w głąb siebie i zrozumie, że to, co przeżywa, to czysta postać PTSD. W innym kraju od razu po tamtej sytuacji zostałaby wysłana na rozmowę z psychologiem zatrudnionym specjalnie po to, by czuwał nad zdrowiem psychicznym stróżów prawa, być może na psychoterapię, na urlop zdrowotny – ale nie zapominajmy, że to nie Wielka Brytania ani nie Skandynawia, to Rosja z końca lat 90 minionego wieku, gdzie nawet najlepszy pod słońcem szef, jakim jest „Pączek”, może tylko powiedzieć: „poczuwam się do winy (…). Moja wina polega na tym, że temu nie zapobiegłem i cię nie ochroniłem. Nie mogę jednak dłużej chodzić koło ciebie na palcach. Bierz się w garść i do roboty”[3], więc musi sobie poradzić sama albo prawie sama. Bo ostatecznie psychoterapeuta pokaże się na horyzoncie, a ona skorzysta przy okazji…

Ale zacznijmy od początku, gdy nieznany nam jeszcze człowiek (potem okaże się, że to niejaki Aleksander Ułanow, prezenter popularnego programu telewizyjnego „Twarz bez makijażu”) oznajmia: „Śmierć nadeszła wczoraj. Przedwczoraj jeszcze żyłem, byłem taki jak przedtem, jak przez całe życie. A od wczoraj nie żyję”[4]. Ki diabeł, mówi sobie czytelnik, po kim jak po kim, ale po byłej rosyjskiej milicjantce nie spodziewałem się metafizyki! Na szczęście jednak nie musi zmieniać zdania w kwestii rozsądku swojej ulubionej autorki, bo po chwili ów – wciąż jeszcze anonimowy, ale nie na długo – narrator precyzuje: „umarłem. Wydarzyło się bowiem coś, dzięki czemu jasno zrozumiałem: zostało mi niewiele czasu, wielka szkoda, że nie wiem, ile dokładnie. Dwie godziny, parę dni, miesiąc? W każdej chwili wszystko może się skończyć”[5], dzięki czemu wiemy już, że ta jego wczorajsza śmierć była tylko metaforyczna: on dopiero na śmierć czeka, pewien, że czyha na niego płatny morderca, wynajęty przez… ukochaną żonę. Za to dwoje jego kolegów, dziennikarka-researcherka i reżyser programu, poniosło śmierć kilka dni wcześniej, gdy pod ich samochód podłożono ładunek wybuchowy. Ułanow nie widzi związku między tymi dwoma faktami i w rozmowie z prowadzącą dochodzenie major Kamieńską przemilcza swoje podejrzenia co do małżonki. A Nastia, choć zauważyła jego podenerwowanie, nie zagłębia się bardziej w temat, bo oto ekipa z Pietrowki ma do rozwiązania kolejną pilną sprawę: zabito żonę znanego psychoanalityka, deputowaną do Dumy, „która wciąż domagała się wzmocnienia dyscypliny podatkowej”[6], w zaledwie kilka dni po tym, jak do ich mieszkania włamali się nieznani sprawcy; choć niczego nie zabrali, doktor Boris Gotowczyc przez cały czas był rozkojarzony i przestraszony, nie chcąc żonie zdradzić powodu tego stanu. I nadal sprawia wrażenie, że nęka go coś innego, niż śmierć Julii…

W tym czasie śledcza Tatiana Obrazcowa (pod tym nazwiskiem znana tylko współpracownikom i najbliższym znajomym, zaś dla całej Rosji będąca popularną autorką kryminałów, Tatianą Tomiliną), która niebawem uda się na urlop macierzyński, próbuje domknąć pozaczynane postępowania – w tym sprawę zabójstwa młodej wróżbitki, Inny Paszkowej. I odkrywa, wątłe, bo wątłe, ale jednak powiązanie między jedną z klientek denatki a Ułanowem, o którym słyszała od Nastii… a zaraz potem między samą Paszkową a mężem zamordowanej deputowanej. Oczywiście, jedno i drugie może być przypadkiem, ale czy nie za dużo tych przypadków?
Czytelnik w tym momencie już trochę przypuszcza, co się święci, bo od czasu do czasu relację zwyczajowego narratora zewnętrznego, relacjonującego wydarzenia z perspektywy Nastii, Tatiany i paru innych postaci, oraz narratora pierwszoosobowego – Ułanowa, przerywają tajemnicze partie dialogowe, pozbawione komentarza narracyjnego, z których jasno wynika, że rozmawiający prowadzą zbrodnicze knowania przeciw co najmniej dwóm osobom. I choć nie mamy żadnej wskazówki co do tożsamości rozmawiających, to już w chwili, gdy załamany Ułanow otrzymuje zagadkową propozycję pomocy (czy raczej… „pomocy”), możemy mieć uzasadnione podejrzenia. Ale oczywiście kulisy całej sprawy, w tym motyw, który skłonił przestępców do działań na tak dużą skalę, zostaną objaśnione dopiero w finale.

A wcześniej znów się trochę przyjrzymy Rosji z ostatniej dekady minionego wieku (Nastia kończy 37 lat, a więc jest dokładnie rok 1997): posłuchamy, jak się w nowej rzeczywistości tworzy filmy („Teraz, gdy raczkuje u nas kapitalizm, czapkuję sponsorom, zabiegam o ich względy i przekonuję, że film, który chcę zrobić, zapowiada się bardzo ciekawie i zainwestowane pieniądze na pewno się zwrócą” [7]) i programy telewizyjne, poanalizujemy mechanizmy prasowej nagonki na pechowców („każdy kolejny artykuł będzie jeszcze brutalniejszy i zuchwalszy, bo wszystko jest obliczone na psychologię tłumu. Pierwsze uderzenie może być lekkie, nawet niezauważalne, ale jeśli człowiek je zlekceważy i w milczeniu się wycofa, nie odpłacając pięknym za nadobne, nastąpi kolejne uderzenie, potem następne i znowu następne, aż do bicia włączą się wszyscy obecni, kierując się potężnym stadnym instynktem, żeby dobić ofiarę. Nikt już nie pamięta, na czym polega twoja wina i czy jest duża, wszyscy myślą tylko o przyjemności wymierzania ciosów i rozkoszują się widokiem twojego bólu i upokorzenia”[8]) i pożałujemy milicjantów, którzy wciąż jeszcze należą do gorzej opłacanych grup zawodowych, ale wymagania w stosunku do nich stale rosną ("Wszyscy wciąż krzyczą, że milicja nie łapie przestępców, pewnie są zdania, że milicjanci to cyborgi bez serca, nerwów, problemów rodzinnych i chorób. Panuje powszechna opinia, że powinniśmy myśleć wyłącznie o poszukiwaniu przestępców i ujawnianiu zbrodniczych tajemnic, i chyba jest w tym racja. Rzeczywiście tak powinno być. Ale natura sprawiła, że nie jesteśmy cyborgami, tylko żywymi ludźmi, więc nie zawsze potrafimy skupić się na sprawie, bo nasze myśli krążą wokół różnych problemów, bo jesteśmy tacy jak wszyscy, chorujemy, cierpimy, denerwujemy się, kochamy, zawieramy małżeństwa i się rozwodzimy, grzebiemy bliskich i przyjaciół, liczymy kopiejki do dnia wypłaty, którą nie wiadomo kiedy dostaniemy, i wysłuchujemy sprawiedliwych zarzutów współmałżonków, że dziecko znosiło ubrania i potrzebuje nowych butów, tymczasem na nic nie ma pieniędzy. Jesteśmy tacy sami jak wszyscy, nikt nie zwolnił nas z obowiązków dnia codziennego, dlatego często popełniamy błędy, nie potrafimy wpaść na oczywiste rozwiązanie, nie nadążamy robić tego, co powinniśmy. Czy należy nas za to potępiać? Czy można nam wybaczyć?”[9]).

A oprócz tego jest to chyba jeden z lepszych tomów pod względem portretów psychologicznych bohaterów: świetnie ukazane są dylematy Nastii, która na skutek wydarzeń sprzed paru miesięcy nie jest pewna niczego, włącznie z własnymi uczuciami, wcale nie gorzej – przeżycia zaszczutego Ułanowa i zastraszonego Gotowczyca, a najlepiej chyba wypada Tatiana, demonstrująca, że choćby się na nią uwzięto i próbowano jej zrobić wodę z mózgu, ona będzie „twardą rosyjską babą”[10] i zamiast się poddawać, zacznie na chłodno analizować fakty i obmyślać sposób zastawienia pułapki na łajdaków.

Do przekładów Aleksandry Stronki generalnie się nie przyczepiam, uważając je za wyjątkowo udane, ale w tym tomie zdarzyły się tłumaczce dwa drobne potknięcia. Pewnie bym ich nie zauważyła, gdybym nie przywiązywała wagi do szczegółów takich, jak wiek i wygląd zewnętrzny bohaterów. Toteż przeczytawszy, że „przez trzydzieści sześć lat małżeństwa Julia Gotowczyc nie robiła takich rzeczy”[11], parę stron później zdębiałam, przeczytawszy, że jej mąż „był (…) lekko po czterdziestce”[12] – no bo co, brała ślub z uczniem szkoły podstawowej? Zanim doczytałam do miejsca, w którym potwierdziło się, że to jednak istotnie „trzydziestosześcioletnia kobieta”[13], tak mnie to zaczęło dręczyć, że wyszukałam w sieci oryginał, z którego bez trudu dowiedziałam się, że Julia nie robiła wspomnianych rzeczy „за тридцать шесть прожитых лет” [14], czyli przez trzydzieści sześć lat swego życia. Druga wpadka dotyczy powierzchowności jej męża, który w chwili wizyty policjantów „miał gęste, dobrze przystrzyżone włosy i grube rysy twarzy. Zdenerwowanie sprawiało jednak, że wydawał się mały i rozkojarzony. W dodatku Nastia musiała usilnie się starać, by nie widzieć, że jest łysy”[15]. Tu również pomógł oryginał: „чтобы не видеть его плешивым” [16]; po rosyjsku, tak samo, jak po polsku, istnieje różnica między „widzieć, że ktoś jest taki-a-taki”, a „widzieć kogoś takim-a-takim”, więc jasne, że Nastia po prostu musiała się zmuszać, by do obrazu małego, rozkojarzonego człowieczka nie dokładać jeszcze i (wyobrażonej) łysiny.

A skoro już wszystko było jasne, mogłam bez przeszkód uznać „Śmierć nadeszła wczoraj” za lekturę więcej, niż dobrą.

[1] Aleksandra Marinina, „Śmierć nadeszła wczoraj”, przeł. Aleksandra Stronka, wyd. Czwarta Strona, 2019, s. 39.
[2] Tamże, s. 43.
[3] Tamże, s. 63.
[4] Tamże, s. 7.
[5] Tamże, s. 7.
[6] Tamże, s. 27.
[7] Tamże, s. 91.
[8] Tamże, s. 292.
[9] Tamże, s. 276.
[10] Tamże, s. 364.
[11] Tamże, s. 27.
[12] Tamże, s. 35.
[13] Tamże, s. 260.
[14] https://www.litres.ru/aleksandra-marinina/ya-umer-vchera/chitat-onlayn/page-2/
[15] Aleksandra Marinina, op.cit., s. 35.
[16] https://www.litres.ru/aleksandra-marinina/ya-umer-vchera/chitat-onlayn/page-2/

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 274
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: