Dodany: 06.10.2021 21:41|Autor: Asienkas

Dziś prawdziwych Wikingów już nie ma...


„Dziś prawdziwych Wikingów już nie ma...” podśpiewywałam sobie sięgając po powieść „Technowiking: Ostatni wyznawcy Thora” – i od razu sprostuję "śmieszkowe "skojarzenia: nie jest to książka o brodaczach na technoparty. A może jednak? Może potomkowie tych dzielnych wojowników dalej sieją postrach?

Stanisław Szwast zaprasza nas do świata, w którym chrześcijaństwo upadło już za czasów Cesarstwa Rzymskiego. Inni bogowie mieli okazję zawładnąć umysłami ludzi i odbierać od nich hołdy. Tu się chyba w tym temacie zatrzymam, bo nie jest książka ani w typie historii alternatywnej, ani o potyczkach bóstw. Króluje tu akcja, a rozgrywa się ona w futurystycznym klimacie, chociaż przebijają się w nim nordyckie i słowiańskie wierzenia.

Główny bohater ma na imię Świrad. Jest studentem i to wybijającym się na tle kolegów pod względem wiedzy. Szybko orientujemy się, że nie jest on taki zwykły. Poznajemy jego niezgodne z obowiązującym prawem fascynacje. Pojawiają się osoby, które interesują się jego osobą i składają mu tzw. propozycję nie do odrzucenia, by podjął się intratnej misji.

Autor oferuje czytelnikom wartką akcję – nie wiem, czy nie aż za bardzo, bo chyba ucierpiało na niej odrobinę uniwersum książki (albo ja zmieniam się w malkontenta). Pole do popisu miał duże, bo postawił na świat, gdzie bioinżynieria osiągnęła wysokie stadium rozwoju. Wyobraźcie sobie, jakie daje to możliwości bohaterom, ale też zastanówcie się, jakie zagrożenia niesie taki postęp technologiczny.

W takim razie, na co narzekam? Moje wyobrażenie Wikinga jako postaci jest tak konkretne, że nie mogłam przekonać się do wizji autora. To musi być muskularny, zarośnięty facet z toporkiem. Ja mam problem nawet z hollywoodzkim obrazem Thora – Chris Hemsworth daje radę w tej roli, ale jakiś taki za ładny ma ten uśmieszek. W powieści „Technowiking” wychodzi mi jakiś silny i inteligentny, ale blady chudzielec. Do tego te wszystkie ulepszenia nie składają mi się na krew, pot i łzy, a potem biesiadowanie ze świniakiem i pucharami wina. Niestety, Stanisław Szwast nie przełamał mojego konserwatyzmu.

Mnie autor nie przekonał, ale wszystkich, którzy szukają biopunkowych powieści akcji zachęcam do zainteresowania się tą książką. „Jedna jaskółka wiosny nie czyni”, jedna średnio zadowolona czytelniczka nie oznacza, że powieść jest zła. Na pewno przydałoby się bardziej rozbudować, dopieścić jej świat. Jednak jeżeli zależy wam głównie na tempie i przygodach, to tu je znajdziecie.

[Recenzja była publikowana na blogu oraz innych portalach czytelniczych]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 159
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: