Dodany: 29.09.2021 13:13|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Ćwiczenia z brytfanną dla niefachowców


Od czasu, gdy w młodości zdołałam, korzystając z przepisu znalezionego w pożyczonej broszurce z przepisami czytelniczek jakiegoś niekoniecznie ambitnego tygodnika, upiec sernik, którym można było wybić okno, nie darzyłam zaufaniem literatury kulinarnej wychodzącej spod pióra ludzi niezwiązanych zawodowo z gotowaniem. Nieufność tę przełamałam dopiero niedawno, przekonując się kilkakrotnie, że dyplomowani i nagradzani mistrzowie rondla mają często dziwaczne skrzywienia smaku – jeden do wszystkiego leje hektolitry soku z cytryny lub limonki, który moim zdaniem nadaje się jedynie do deserów i napojów chłodzących, inny gotów nawet do zalewajki wrzucić pół pęczka kolendry – gdy tymczasem amatorzy-pasjonaci wcale nierzadko bywają twórcami przepisów niezawierających nadmiernych udziwnień, spójnych, precyzyjnych, dzięki czemu i człowiek nieutalentowany kulinarnie jest w stanie coś nowego wprowadzić do swojego jadłospisu. Toteż dziś już nie odstrasza mnie na wejściu adnotacja, że autorka „dawniej była prawniczką, obecnie zajmuje się stylizacją potraw i pisaniem o kulinariach” [1], za to potrafią mnie zwabić zapewnienia, że na przygotowanie proponowanych przez nią potraw zejdzie „zaledwie kilkanaście minut, resztę pracy wykona (…) piekarnik!”, ze sprzętu potrzebne są jedynie: „naczynie żaroodporne, deska do krojenia, nóż”, a w dodatku „przepisy są porażkoodporne – tych dań po prostu nie da się zepsuć!” [2]. Z tym ostatnim stwierdzeniem nie do końca można by się zgadzać, bo każdy chyba czytał w jakiejś autobiografii lub powieści, jak zaabsorbowany czymś autor/bohater przypomniał sobie o daniu znajdującym się w piekarniku dopiero wtedy, gdy dobiegł doń zapach spalenizny, innemu znów się pomyliły słoiczki z przyprawami – sądzę jednak, że dotyczy ono potraw przygotowanych ściśle według wskazówek i wyjętych o właściwej porze.

Wspólną cechą prezentowanych w książce dań jest – jak można domyślić się na podstawie tytułu – pieczenie ich w piekarniku. Zostały one pogrupowane na kilka kategorii, i tak w pierwszych 4 rozdziałach głównymi składnikami są ryby, drób, inne mięsa i warzywa, w dwóch kolejnych – ryż i makaron oraz ziarna zbóż (tu można spotkać zarówno potrawy jarskie, jak mięsne i rybne), w dwóch ostatnich omówiono desery owocowe oraz ciasta i batoniki. Przepisy przedstawione są w ujednolicony sposób: najpierw krótki odautorski komentarz, potem informacja o liczbie porcji (najczęściej 4, ale są też dania na 2 i na 8 osób), czasie przygotowania i czasie pieczenia, dalej lista składników i instrukcja wykonania krok po kroku. Każdemu (bodaj z dwoma czy trzema wyjątkami) towarzyszy całostronicowe zdjęcie, na którym danie przedstawia się niezmiernie apetycznie; czytelnikowi pewnie nie wyjdzie aż tak, w końcu hobby autorki to stylizacja potraw, ale ważniejsze, żeby było jadalne. Opisy wykonania są rzeczywiście proste: poporcjować (w daniach z wykorzystaniem ryżu, kasz i makaronu wchodzi w grę dodatkowo ugotowanie ich, ale nie zawsze – są i takie, gdzie do blachy wsypuje się suchy produkt i zalewa np. bulionem), ułożyć w blaszce/formie, przyprawić, wstawić do piekarnika (każdorazowo autorka podaje, jak należy nastawić piekarnik w zależności od jego rodzaju); w niektórych przypadkach należy po określonym czasie wyjąć naczynie, dodać jeszcze jeden składnik i zmienić temperaturę pieczenia, co też jest dokładnie sprecyzowane.

Większość zarówno składników głównych, jak i przypraw nie należy do gatunku takich, za którymi trzeba się nabiegać po sklepach z egzotyczną żywnością i kupić stumililitrowy słoik, by zużyć jedną łyżeczkę; dwa wyjątki, których, mimo posiadania sporej kolekcji książek kucharskich i systematycznego myszkowania po blogach kulinarnych, nie potrafiłam z niczym skojarzyć, to przyprawa ras el hanout (swoją drogą, sprawdziwszy jej możliwy skład w źródłach internetowych, chyba się na jej nabycie nie zdecyduję – nie chciałabym trafić na wersję, zawierającą obok ziół i korzeni także… muchę hiszpańską) i tzw. złoty syrop (w Wielkiej Brytanii powszechnie dostępny w sklepach w sporej liczbie marek i rozmaitych wielkościach opakowań, u nas raczej albo do własnoręcznego zrobienia, albo do zastąpienia np. syropem klonowym).

Bardzo pomysłową rzeczą jest zamieszczony na początku każdego rozdziału schemat graficzny, wedle którego autorka proponuje „stworzyć dowolną liczbę własnych receptur”[3]: wystarczy zamienić jeden z kilku podstawowych składników lub dodać taki, jakiego w wyjściowym przepisie nie ma, albo połączyć przyprawy w innej konfiguracji. Towarzyszy mu, przydatna zwłaszcza dla początkujących, tabelka z czasem pieczenia poszczególnych produktów. Brakuje jedynie wartości kalorycznej potraw, natomiast widać, że sporo z nich jest niskotłuszczowych (2-3 łyżki oliwy lub oleju roślinnego na 4 porcje).
Mimo, że pieczenie generalnie trwa dłużej niż smażenie, nie mówiąc już o odgrzewaniu w mikrofalówce, są takie dania, których cały czas przyrządzania zmieści się w 25-30 minutach; autorka w każdym z rozdziałów zamieściła je na początku, przechodząc stopniowo do najdłużej się piekących, zatem łatwo znaleźć coś, co będzie nam pasowało w zależności od rozkładu dnia.

Podsumowując, jeżeli nawet slogan reklamujący książkę („Gdyby na świecie miała istnieć tylko jedna książka kucharska, byłaby nią właśnie ta!”[4]) jest nieco przesadzony – bo na przykład mnie nie wystarczyłaby taka, w której nie ma ani zup, ani surówek, ani, no, cóż, pierogów, placków i naleśników – nie ulega wątpliwości, że przedstawiona w niej kuchnia to świetna propozycja dla początkujących, a także dla tych, którzy nie lubią za długo stać przy piecu – mogąca zadowolić zarówno jedzących mięso, jak i wegetarian – czerpiąca inspirację z różnych kuchni etnicznych, ale niezdominowana egzotycznymi ingrediencjami i wymyślnymi kombinacjami smaków (co na przykład dla mnie ma duże znaczenie, bo nie lubię łączenia mięsa i ryb z owocami, a takich zestawień nie ma tu wiele) – i wykorzystująca mnóstwo zdrowych, smacznych składników, jednak bez znamion hiperpoprawności dietetycznej. Więc jak tu nie spróbować czegoś upiec?

[1] Rukmini Iyer, „Upiecz to!”, przeł. Maria Borzobohata-Sawicka, wyd. Znak Literanova, 2021, s. 239.
[2] Tamże, z okładki.
[3] Tamże, s. 9.
[4] Tamże, z okładki.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 332
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: