Dodany: 17.08.2021 10:26|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: W ustach sól
Runcie Charlotte

2 osoby polecają ten tekst.

A może morze jest w nas wszystkich?


Dla sporej części Europejczyków morze to jedynie cel wakacyjnych wojaży, miejsce kąpieli, nurkowania, surfingu czy – w wersji dla zamożnych – jachtowych rejsów. Przyjeżdżają, odjeżdżają i – jakkolwiek udane byłyby te spotkania – morze zostaje gdzieś daleko, nie staje się częścią ich życia. Jednak, im bliżej wybrzeża egzystuje dana społeczność, tym większy wpływ morza na jej kulturę i życie codzienne: więcej legend, pieśni i wierszy z nim związanych, więcej ludzi, dla których jest ono źródłem utrzymania, środowiskiem pracy, czynnikiem determinującym podejmowane aktywności. Kraje, których granice w większości lub w całości wyznaczają ich linie brzegowe, mają zwykle bogate tradycje rybackie i żeglarskie, a ich historia bywa naznaczona mnogością bitew staczanych na grzbietach fal i skolonizowanych lądów (albo odwrotnie, obecnością zamorskich najeźdźców). Rybołówstwo, żeglarstwo, a już zwłaszcza wojowanie i podboje to tradycyjnie męskie rzemiosła. A jeśli przyjąć, że
„męska rzecz - dognać w biegu
i uśmierzać grzywy fal.
Nasza rzecz - stać na brzegu,
stać i wierzyć i patrzeć w dal...”[1],
trudno zaprzeczyć, że i w życiu kobiet morze może odgrywać szczególną rolę.

Fenomen ten postanowiła przeanalizować brytyjska dziennikarka Charlotte Runcie, córka Szkotki i Anglika, żona Walijczyka, wychowana w głębi lądu, a jednak całą sobą odczuwająca magię morza od chwili, gdy jako dziecko spędzała pierwsze wakacje na oblewanej falami Atlantyku wyspie Skye. Po przeprowadzce z Londynu do Edynburga zbiegły się w jej życiu dwie ważne okoliczności: bliskość wybrzeża i nowe doświadczenie macierzyństwa. Zapiski z przebiegu ciąży i porodu, a potem z pierwszych dni życia córeczki przeplatają się z reporterskimi notatkami z wycieczek po bliższej i dalszej okolicy, ze wspomnieniami z dzieciństwa i lat młodzieńczych, w których szczególną rolę odgrywa zmarła krótko przedtem babka autorki ze strony ojca, żona pastora (dokładnie rzecz biorąc, arcybiskupa Canterbury – ale stanowiskiem dziadka Runcie się nie chwali, tę informację można znaleźć tylko w jej anglojęzycznych biogramach), pianistka i nauczycielka muzyki, wreszcie z erudycyjnymi rozważaniami na temat roli morza w kulturze i tradycji oraz jego wpływu na życie kobiet zamieszkujących nadmorskie regiony.

Czego tu nie ma!
Plastyczne opisy prawie tysiącletniej mapy świata, wymalowanej na suficie kościółka w szwajcarskiej wiosce, i życiorys ostatniego brytyjskiego szantymana wraz z tekstami spopularyzowanych przez niego pieśni. Opowieść o córce latarnika, która wraz z ojcem uratowała grupę rozbitków, i niemal fotograficzne opisy morskiego ptactwa („ich kolory są stworzone przez ich siedlisko: kremowobiałe pióra dla piany na falach, czarne czubki ich skrzydeł o rozpiętości dochodzącej do metra osiemdziesięciu dla mrocznej głębiny, i rumieniec żółci na głowie, z okiem o niebieskiej otoczce, błysk jasnego porannego słońca na morzu”[2], nadwodnych owadów („platoński ideał trzmiela, krągły i kosmaty, zdobny w topazowo-onyksowe paski, z wyrazistymi skrzydełkami z czarnej koronki” [3]), małży, rozgwiazd i liliowców. Impresjonistyczne wizje morskich pejzaży („sekwencja błękitnego szyfonu nieba, pomarańczowych skał, szarego morza i czarnych glonów”[4]) i pełne smutku przypomnienie sylwetki jednej z najsłynniejszych brytyjskich poetek (choć z urodzenia Amerykanki), Sylvii Plath, „która potrafiła mocno wyrazić skomplikowane myśli na temat bycia kobietą i bycia rodzicem”[5]. Zabawna scenka ze szkoły rodzenia i analiza związków pomiędzy symboliką morską a chrześcijańską. Objaśnienia, co to takiego zegar pływowy, ognie świętego Elma czy kaloszkowy ogródek, i kilka legend, tłumaczących, dlaczego morze jest słone.
Cytaty z literatury staroangielskiej i nazwy potraw z babcinego pudełka z przepisami („»Jajka w auszpiku (pani Hunt)«, „Starter pani Bevan dla 6” (…), »Ciasto odkrój i przyjdź po więcej«, »Zupełnie inna tarta jabłkowa«, »Trzypokoleniowe ciasto czekoladowe«”[6]). Odkrywanie tajników pozyskiwania soli morskiej czy bisioru (ciekawe, ilu czytelników zna jeszcze takie słowo?) i relacja z wyprawy śladami Św. Niniana.
Rozważania o kolekcjonowaniu muszli i szkiełek i szczere wyznania obaw związanych z przyszłym rodzicielstwem…

Każdy tekst to coś innego, coś nowego – a wszystko spisane tak pięknym, kształtnym, bogatym, momentami niemal poetyckim językiem, tak przemyślane kompozycyjnie (miniatury pogrupowane są w rozdziały, noszące imiona Plejad – wedle mitologii greckiej półkrwi nimf morskich, ostatecznie zamienionych w gwiazdy) że aż się wierzyć nie chce, by tak dopracowane dzieło wyszło spod pióra debiutantki. Być może ktoś uzna to za herezję, ale w moim odczuciu „W ustach sól” dorównuje poziomem erudycji i warsztatu literackiego na przykład „Barbarzyńcy w ogrodzie” Herberta i „Lapidariom” Kapuścińskiego, a przy tym jest emocjonalnie bliższa, odwołując się do uczuć i doświadczeń, które dzieli ze sobą większość kobiet, żyjących w różnych czasach i różnych miejscach (co nie znaczy, że nie może jej czytać mężczyzna, bo nawet, gdyby pominął te specyficznie kobiece fragmenty, pozostanie jeszcze dostatecznie dużo typowo eseistycznej prozy, przesyconej sporą porcją wiedzy). Już dawno mi się nie trafiła tak satysfakcjonująca lektura!

[1] Piosenka ze słowami Wojciecha Młynarskiego w wykonaniu Alicji Majewskiej, z pamięci.
[2] Charlotte Runcie, „W ustach sól”, przeł. Magdalena Koziej, wyd. Prószyński i S-ka, 2021, s. 66.
[3] Tamże, s. 270.
[4] Tamże, s. 321.
[5] Tamże, s. 247.
[6] Tamże, s. 104.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 442
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: