Dodany: 15.07.2021 09:53|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Odrdzewiająca składanka


Czy jest ktoś, kto nigdy w życiu nie usłyszał obiegowej prawdy „stara miłość nie rdzewieje” i przynajmniej raz nie natknął się, czy to osobiście, czy w czyjejś opowieści, czy w literaturze, na historię wskazującą, że w danym wypadku to twierdzenie okazało się rzeczywiście prawdą? Ponowne spotkanie dawnych zakochanych, rozdzielonych przez jakiś kataklizm losowy czy też przez niechętne ich miłości osoby trzecie, najbardziej fortunne bywa wtedy, gdy oboje nadal (albo ponownie) są wolni. A jak to wygląda w przypadku, gdy każde z nich już zupełnie inaczej poukładało sobie sprawy, gdy jest w stałym związku, ma rodzinę, a co za tym idzie, i pewne zobowiązania? Sporo jest wariantów takiej sytuacji, a jeden z nich przedstawia nieznana dotąd w Polsce brytyjska pisarka Jane Sanderson w powieści opatrzonej chwytliwym tytułem „Wszystkie piosenki o miłości”.

W oryginale brzmi on nieco prościej: „Mix Tape”, czyli „Składanka”; dzisiejszemu czytelnikowi to pojęcie może się wydawać nieco dziwne, bo czy ktoś jeszcze nagrywa składanki, mogąc w każdej chwili włączyć dowolny serwis muzyczny, by wysłuchać wybranych utworów w pożądanej kolejności? Ale w czasach, gdy nikt nie słyszał o cyfrowej rejestracji dźwięku, prawie każdy miał w domu przynajmniej jedną taką taśmę, na którą mozolnie przegrywał ulubione piosenki z radia czy też z pożyczanych od kolegów płyt. Mogły one jedynie stanowić wyraz upodobań muzycznych nagrywającego, ale mogły też opowiadać jakąś historię. Najczęściej historię uczucia: przy tym utworze zatańczyło się pierwszy raz ze swoją licealną miłością, tamtego wysłuchało się w dniu pierwszego pocałunku, pierwszego wyznania…

I taką właśnie funkcję pełni muzyczna składanka, którą na początku stycznia 1979 roku sporządza osiemnastoletni Daniel Lawrence dla szesnastoletniej Alison Connor. Dokładnie rzecz biorąc, wtedy jeszcze żadne z nich nie wie, że ta taśma będzie kroniką ich uczucia: to po prostu skonstruowany w szczególny sposób wybór utworów artystów, których lubią oboje lub tych, co do których on spodziewa się, że ona może ich polubić. Poza podobnymi gustami muzycznymi i wrażliwością artystyczną sporo ich dzieli. Wprawdzie oboje mieszkają w Sheffield, ale w innych dzielnicach, chodzą do innych szkół. Daniel ma pełną rodzinę, którą Alison poznaje zaraz na początku ich znajomości: dość zasadniczą matkę, która, „gdyby istniała szansa, że syn jej posłucha, ostrzegłaby go, żeby uważał na Alison”[1], łagodnego, introwertycznego ojca, którego pasją są gołębie pocztowe, dwoje starszego rodzeństwa; może nie wszyscy we wszystkim się zgadzają, może nie wszyscy do wszystkich pasują, ale z pewnością nie skrywają żadnych ponurych sekretów. Alison „nigdy nie wspomina o swojej rodzinie, z wyjątkiem brata”[2] i nie dopuszcza nawet myśli o tym, że ktoś, także i tak dla niej ważny Daniel, mógłby ją w domu odwiedzić. Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, by się domyślić, dlaczego. „Nie mam takiego domu jak ty i takiej rodziny jak twoja”[3], mówi, ale to tylko pół prawdy, bo „nie taki” nie brzmi tak okropnie jak to, co powinna by powiedzieć… To właśnie ten koszmarny dom-nie-dom sprawia, że drogi zakochanych nastolatków się rozchodzą. Bez wyjaśnienia, bez pożegnania.

Mijają ponad trzy dekady. Dan jest krytykiem muzycznym, ojcem dorosłego syna, którego matce od lat jest wierny, choć ich związku nie usankcjonowało prawo. Alison, którą teraz wszyscy znają jako Ali, mieszka w Australii, ma męża-szanowanego lekarza, dwie córki – z których młodsza ma już więcej lat, niż ona na początku tamtej historii – i właśnie wydała swoją czwartą powieść, dzięki której stała się sławna nie tylko w kraju. Szansa, żeby się spotkali przypadkiem na ulicy, jest bliska zera. Ale to już są czasy, gdy ludzie nie muszą przebywać tysięcy mil, by na siebie natrafić. Bo prócz realnej przestrzeni prawie każdy jest obecny także i w wirtualnej. Zwłaszcza, jeśli reprezentuje świat mediów, sztuki, nauki; nie ma kariery bez kont w mediach społecznościowych. Więc kiedy Dan poznaje adres Alison, wysyła jej link do wideoklipu jednego z ważnych kiedyś dla nich obojga utworów. Tylko tyle. „Bez słów, bez żadnej wiadomości. Tylko muzyka, która mówi sama za siebie”[4]. Ona odpowiada kolejną piosenką. On następną. Robi się coraz bardziej romantycznie. Przeszłość powraca… włącznie z tą jej częścią, o której Ali wolałaby nie pamiętać… ale w końcu musi – jak to się dziś mawia – przepracować w sobie traumę, jakiej doznała w Sheffield, a potem… potem podjąć jakąś decyzję. Czy dobrą? I dla kogo dobrą?

Na to pytanie już sam czytelnik sobie odpowie, doczytawszy historię do końca. I, być może, nie będzie ta odpowiedź taka prosta i jednoznaczna, bo jeśli – na co pewnie skrycie od początku liczymy – okaże się, że uczucie łączące Dana i Ali istotnie nie zardzewiało, co najwyżej pokryło się warstewką łatwej do starcia naleciałości ostatnich trzydziestu paru lat, to przecież każde rozwiązanie kogoś skrzywdzi. Czy dzieci – dorosłe lub prawie dorosłe, ale wciąż jeszcze silnie związane z rodzicami – przyjmą do wiadomości fakt, że jedno z tych rodziców być może nigdy nie kochało drugiego, a jeśli kochało, to mniej, niż tego kogoś z przeszłości? Czy łatwiej zaakceptują sytuację, gdy to jedno odejdzie, niwecząc jedyny obraz rodziny, jaki dotąd znały, czy świadomość, że matka lub ojciec zrezygnuje z własnego szczęścia, fizycznie zostając z nimi, lecz myślą i tak będąc gdzie indziej? Czy Michael i Katelin – z których każde ma swoje wady, ale przecież mimo tych wad Ali i Dan byli z nimi przez całe lata – zasługują na to, by zostać sami? Czy w ogóle ktokolwiek, kto nikogo nie skrzywdził, zasługuje na porzucenie w imię uczucia sprzed lat, które trwało tylko parę miesięcy? Dyskusyjne kluby książki będą miały doskonały materiał do omawiania, zresztą pewnie i niejeden czytelnik sam ze sobą będzie się spierał, wysuwał argumenty „za” i „przeciw”, wyobrażał sobie, jak by postąpił, gdyby się znalazł na miejscu tego czy owego z bohaterów. Zwłaszcza, że prawie każdy ma za sobą takie młodzieńcze rozstanie i niejeden raz się zastanawiał, co by było, gdyby…

Taka romansowa materia jest tworzywem dość niebezpiecznym; niewiele trzeba, by usnuta z niej opowieść trąciła kiczem lub banałem. Jednak pisarz dysponujący dobrym warsztatem potrafi tego uniknąć i stworzyć jeśli nie wiekopomne dzieło (choć i to się zdarzało, weźmy chociażby „Panią Bovary” czy „Annę Kareninę”), to po prostu rzecz, którą czyta się z przyjemnością, angażując się emocjonalnie w ten czy inny sposób, znajdując motywację do przemyśleń i porównań ze znanymi z realnego życia sytuacjami. Zastosowana przez Sanderson nielinearna technika narracji – w której wydarzenia śledzimy na przemian z punktu widzenia Dana i Ali, w dwóch płaszczyznach czasowych (lata 1978-79 i 2012-13) – sprawia, że nie dostajemy od razu kompletu informacji podanych na tacy, musimy poszczególne zaszłości i ich kulisy odkrywać stopniowo, co może (choć nie musi) zmienić nasze spojrzenie na ten czy ów fakt. Tym sposobem otrzymujemy nie zwykły, banalny romans, lecz napisaną dobrym, wyrazistym stylem powieść obyczajową z solidną podbudową psychologiczną (prócz wspomnianych kwestii relacji w małżeństwie, wierności i zdrady jest też wątek dorastania w rodzinie alkoholowo-przemocowej i agresji skierowanej w stronę osób o odmiennej orientacji seksualnej). A dodatkowym wabikiem jest subiektywny przegląd brytyjskiej sceny muzycznej przełomu lat 70. i 80., mogący stanowić atrakcję zwłaszcza dla nieco starszego czytelnika – powiedzmy, rówieśnika bohaterów – który doskonale pamięta, czego wówczas słuchała młodzież, i nawet, jeśli stwierdzi, że jego własny gust muzyczny niekoniecznie się pokrywa z tym, co zachwycało Daniela i Alison – ja wśród wszystkich wymienionych w tekście utworów znalazłam raptem ze trzy „moje” – będzie miał okazję do wspomnień. Nie musiałam sprawdzać, czy „Wish You Were Here” faktycznie najlepiej się słucha w pozycji leżącej i z zamkniętymi oczami – to akurat wiem! – natomiast chętnie bym sprawdziła, czy równie dobrze się czyta pozostałe powieści autorki.

[1] Jane Sanderson, „Wszystkie piosenki o miłości”, przeł. Małgorzata Kafel, wyd. Znak Literanova, 2021, s. 140.
[2] Tamże, s. 137.
[3] Tamże, s. 140.
[4] Tamże, s. 72.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 335
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: