Dodany: 22.06.2021 08:21|Autor: Meszuge

Tyle samo prawd, ile kłamstw


Lektura wywołała we mnie mnóstwo ambiwalentnych odczuć. Z jednej strony bywał to wspomnień czar i sentymenty z czasów dzieciństwa, ale z drugiej solidna irytacja, bo to dowcipasy niezbyt wysokiego lotu, plotkarstwo godne pisma „Fakt” i zwyczajne fantazje, okraszone pogardliwą drwiną i złośliwościami. I tak, ze skrajności w skrajność, przez całą – oczywiście bardzo grubą – książkę. Bo problem z publikacjami tego typu jest taki, że ja niektóre z opisywanych czasów i zdarzeń pamiętam… niestety.

"Ta książka to kuferek przygód, wspomnień własnych i podarowanych przez wybitnych artystów – przyjaciół domu, znajomych, idoli. Patchwork, magiczna układanka, trochę jak w kalejdoskopie z różnokolorowych szkiełek. Taki był świat. A wszystko to zdarzyło się naprawdę"[1.].

Moim zdaniem w książce opisanych jest wiele realiów czasów PRL, zapewne większość, i nieco mniej fantasmagorii, urojeń i cudacznych przekonań autorki oraz innych osób, na ten temat. Czasem te przekłamania walą po oczach, ale zwykle jednak są zawoalowane. Przykład:

"Dziś trudno uwierzyć, że do późnych lat 60. państwo nie przewidywało posiadania samochodów przez zwykłych obywateli"[2.].

To prawda że nie mam pojęcia, co wtedy przewidywało państwo, ale ponad wszelką wątpliwość w późnych latach sześćdziesiątych w Polsce (i nie tylko) Polacy (niewielu) jeździli prywatnymi samochodami marki Warszawa (produkowana od 1951 roku), Syrena (produkowana od 1957 roku), Pobieda (w Polsce od 1951), P-70(1955). Z czasem zaczynały pojawiać się pierwsze Wartburgi (1955), Zaporożce (1960), Škody… Pod dworcami stały prywatne taksówki. Dygnitarze jeździli limuzynami marki Czajka niedostępnymi dla zwykłych obywateli. Dyrektorzy - Wołgami.

"…Kazik, kąśliwy obserwator naszych czasów, wyśpiewał słusznie, że kochamy dzieci, ale wolne się nam należy. Wcześniej, czytaj w Polsce Ludowej, nie do pomyślenia. Nie do pomyślenia też laptop, gry komputerowe, telefon komórkowy, nawet klocki lego, obecne tylko na obrazku aż do połowy lat 70. Takie wynalazki nie występowały w naturze"[3.].

Czy w Polsce Ludowej brak telefonów komórkowych i laptopów w latach czterdziestych, pięćdziesiątych, sześćdziesiątych i aż do połowy siedemdziesiątych, to na pewno wina PRL? A jak wyglądają fakty? Pierwszym komercyjnie oferowanym laptopem był Grid Compass Computer. Zaprojektowany w roku 1979 był używany w programie NASA dotyczącym promów kosmicznych. We wrześniu 1975 opublikowano amerykańskie zgłoszenie patentowe firmy Motorola pod tytułem „Radio telephone system”. Pierwsza sieć telefonii komórkowej została uruchomiona w Japonii w 1979 (NTT).
Poza tym, co w PRL było niby nie do pomyślenia? Że kochamy dzieci? Owszem, było do pomyślenia, jak najbardziej. Że wolne się nam należy? W PRL, choć może się to wydawać nieprawdopodobne, nie pracowało się od świtu do nocy, siedem dni w tygodniu. Urlopy – to niesamowite! – też były.

Świetna anegdota dotycząca Grzegorza Fitelberga, po powrocie z emigracji dyrygenta Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach:

"W hotelu podsuwają mu do wypełnienia kartę meldunkową, z czym w Europie wcześniej się nie spotkał"[4.].

No, to pewnie zależy w jakiej Europie, bo w całej Francji w latach pięćdziesiątych i później, wszystkie hotele o świcie odwiedzał policjant i odbierał karty meldunkowe gości z poprzedniej doby. W innych krajach – nie wiem.

„…Nie ze mną te numery Brunner – to oczywiście niezłomny Hans Kloss-Mikulski do Emila Karewicza w Stawce większej niż życie”[5.].

To oczywiście oczywista bzdura. W serialu nigdy takie słowa nie padły. W odcinku 14, „Edyta”, jest za to: „Takie sztuczki nie ze mną, Brunner. Zapominasz, z kim mówisz”. To byłoby zapewne najbardziej zbliżone.

W „Wakacjach gwiazd PRL”, jak tytuł wskazuje, wszystko obraca się wokół wyjazdów i gwiazd, ale dzięki setkom dygresji (niektóre widać w cytatach), dotyka najróżniejszych aspektów życia w PRL. Wiele zdjęć (oczywiście czarno-białych, bo przecież „komuna” była szara…), fragmenty piosenek, stare kawały i zabawne anegdoty, wspomnienia z Rabki, Sopotu, Zakopanego. To byłaby wspaniała książka, gdyby tylko była w pełni wiarygodna. W sumie i tak jest nieźle, i czytelnicy, którzy są w stanie odróżnić fakty i rzeczywistość od rojeń, mogą mieć z lektury sporo uciechy. Nieco gorzej przedstawia się sprawa z czytelnikami młodszymi – mogliby uwierzyć, że wszystko to jest samą prawdą. Czy mogliby uwierzyć w taką na przykład oto opowieść? Kiedy kręcono w Poroninie film o Leninie, aktor, Rosjanin, grający Lenina, nie korzystał z toalety przez wiele dni (nie oddawał moczu, nie wypróżniał się), bo takiej postaci po prostu nie wypada. Może i śmieszne, ale fizjologicznie nie wydaje się możliwe. A „komunie” można postawić wiele jak najbardziej realnych zarzutów, nie trzeba w tym celu tworzyć fantazmatów, nawet zabawnych.

Z obserwacji niektórych członków własnej rodziny wiem, że czasem staruszkowie luki w pamięci wypełniają rojeniami, w które zresztą święcie wierzą. Tak to po prostu jest i nie ma się co obrażać. Dziwi mnie tylko, że takich… hm… rewelacji nie wyłapała redaktorka merytoryczna. A książka przez ręce takowej rzekomo przeszła.

Zaobserwowałem też znaczne różnice między poczuciem humoru autorki książki i jej znajomych, prezentowanych przez nią gwiazdorów, a moim i mojego – jakże zwykłego – środowiska. Jastrzębia Góra. Markowski z Pendereckim spacerują. Markowski jest… przynapity (takie określenie poznałem dopiero dzięki Gucewicz). Do Markowskiego podchodzi mała dziewczynka, która na głowie ma chusteczkę w groszki, i grzecznie pyta o godzinę. Ten odpowiada:

„Za dwadzieścia pierwsza, ty pieprzony czerwony kapturku”[6.].

Ponoć Krzysztof Penderecki tak się śmiał z tego fantastycznego kawału, że długo nie mógł się uspokoić. No cóż… Za moich czasów i w moim środowisku coś takiego nazwano by ordynarnym chamstwem, a nie znakomitym poczuciem humoru.

Wspomniałem o fragmentach piosenek z tamtych lat (przy niektórych z nich łza kręciła mi się w oku, bo przecież ten szlagier to na koloniach, gdy poznałem…), więc przy okazji i mnie przypomniała się piosenka śpiewana kiedyś przez Izabelę Trojanowską:
"Tyle samo prawd, ile kłamstw
rządzi całym światem mym
Tyle samo prawd, ile kłamstw
kieruje nim…"

Książkę szczerze polecam czytelnikom starszym (wspomnienia z dzieciństwa, młodość), obdarzonym dobrą pamięcią i potrafiących czytać ze zrozumieniem, a przynajmniej uważnie. Bywa zabawnie i nostalgicznie, ale nie we wszystko trzeba wierzyć.

[1] Krystyna Gucewicz, „Wakacje gwiazd PRL”, Muza, 2021, s. 7.
[2] Tamże, s. 15.
[3] Tamże, s. 46.
[4] Tamże, s. 58.
[5] Tamże, s. 267.
[6] Tamże, s. 293.

Recenzję publikuję w wielu innych, znacznie bardziej przyjaznych czytelnikom, miejscach.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 227
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: