Dodany: 13.05.2021 14:17|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

A jednak wiemy, kim była


Gdy mowa o pierwszych fotoreporterkach wojennych, zwykle wymienia się jedną z pań, dokumentujących przebieg II wojny światowej. Nie jest to jednak do końca ścisłe, bo zanim jeszcze padły pierwsze strzały z pancernika „Schleswig-Holstein”, przynajmniej jedna kobieta z aparatem zdążyła zrobić trochę zdjęć i zginąć na froncie wojny, która, choć tylko lokalna, swoim okrucieństwem i rozmachem dała przedsmak tego, co miało się niebawem w Europie wydarzyć. Tą kobietą była Gerda Taro. Nazwisko jej wpadło mi w oko dopiero parę lat temu, najpewniej podczas lektury jakiegoś artykułu, w którym wspominano zdjęcia Roberta Capy, ale chyba się tam specjalnie nad jej postacią nie rozwodzono, bo zapomniałam o niej aż do chwili, gdy poszukując ciekawych zapowiedzi książkowych, przeczytałam notkę anonsującą rychłe wydanie „Fotografki”. Pomyślałam, że warto będzie przeczytać biografię tak interesującej osoby… i tak się na to nastawiłam, że zupełnie przeoczyłam fakt, iż „Fotografka” nie jest biografią, lecz powieścią biograficzną. A to może być duża różnica. Choćby dlatego, że biograf zmuszony jest do pewnej ścisłości: nie może umieścić w tekście wypowiedzi bohatera/-ki, które nie zostały zapisane lub nagrane, chyba, że przytoczy je w formie „według Igreka, Iks wtedy powiedział/-a…”, nie może przyjmować za pewnik faktów, które nie znajdują potwierdzenia w tekstach źródłowych. Za to wymaga się od niego, by opowieść o życiu danej osoby snuł według w miarę określonego porządku i udokumentował ją stosowną bibliografią. Do powieści zaś można wprowadzić postacie fikcyjne, stwarzać sceny interakcji między nimi a tymi rzeczywistymi, można fakty wzbogacać o myśli i uczucia jednych i drugich…

Helena Janeczek – urodzona w Niemczech w rodzinie polskich Żydów, ocalonych z Holokaustu, a od osiągnięcia dojrzałości mieszkająca we Włoszech i pisząca po włosku – postanowiła opowiedzieć historię Gerty Pohorylle (tak brzmiały – czy raczej: tak zapisywano je po niemiecku, a brzmiały zapewne bardziej z ukraińska – oryginalne personalia bohaterki, zanim w imieniu zmieniła jedną spółgłoskę, czyniąc je dźwięczniejszym, a nazwisko zastąpiła łatwiejszym do wymówienia w językach zachodnich pseudonimem Taro) przez pryzmat odczuć i wspomnień trojga bliskich jej ludzi. Nie ma wśród nich Roberta Capy (który, jak już teraz powszechnie wiadomo, też nie nazywał się Robert Capa, lecz André – a wcześniej Endre, bo urodził się na Węgrzech – Friedmann); są dwaj mężczyźni, Willy Chardack i Georg Kuritzkes, którzy rywalizowali o uczucia Gerdy, zanim związała się z obiecującym młodym fotografem, oraz jedna kobieta, Ruth Cerf, jej najbliższa przyjaciółka. Wszyscy dorastali w Niemczech w trudnym czasie, gdy coraz bardziej stawało się jasne, że komu nie po drodze z ludźmi w brunatnych koszulach, ten będzie musiał szukać swojego miejsca na świecie gdzie indziej… albo w ogóle je straci. Wszyscy mieli poglądy mniej lub bardziej lewicowe, ale w żaden sposób nie korespondujące z teoretycznie lewicowym narodowym socjalizmem; toteż wszyscy prędzej czy później opuścili kraj, który uważali za swój. Georg wyjechał na studia medyczne do Włoch, Willy do Paryża, tam też zawędrowały Gerda i Ruth, chwytając się najróżniejszych prac, między innymi pomagając znajomemu, u którego przez jakiś czas mieszkały, wywoływać zdjęcia. A potem pojawił się André, który – mimo obiecujących początków – klepał biedę, wciąż będąc tylko podwykonawcą pracującym na czyjś rachunek. Od chwili, kiedy poznali się z Gerdą, nic już nie miało być takie samo… Bo to ona wpadła na fascynujący pomysł zrobienia z niego tajemniczego Amerykanina z leicą, o którego zdjęcia wkrótce miały się targować prestiżowe agencje fotograficzne. I to ona przynajmniej po części przyczyniła się do jego sławy, pozwalając, by także wykonane przez nią zdjęcia były sygnowane jego nowym nazwiskiem.

Konsekwencją obrania przez autorkę takiej, a nie innej formy narracji jest to, że postać Gerdy momentami schodzi na margines, ustępując miejsca osobistym reminiscencjom Willy’ego, Ruth i Georga. Nie są to zresztą wcale wątki nieciekawe, bo wyłania się z nich i aura zagrożenia, w jakim szczególnie oni – Żydzi – musieli dorastać, i atmosfera Paryża jako miejsca, które z jednej strony przyjmuje wszystkich pragnących się tam osiedlić, ale z drugiej ma ich trochę już dość, i klimat koszmaru wojny, stopniowo ogarniającej Hiszpanię, a w tle przewija się mnóstwo postaci (na przykład, choć tylko we wspomnieniu, Albert Kahn, twórca fotograficznego „archiwum ludzkiego życia”[1]. Także – nie może być inaczej, skoro o hiszpańskiej wojnie mowa – bohater peerelowskich lektur szkolnych, legendarny generał Walter, głównie jako właściciel psa, z którym ponoć zaprzyjaźniła się Gerda. Choć wiele na to wskazuje, że tę historię cokolwiek podkolorował, jeśli nie całkiem zmyślił, jej partner, bo „kiedy napotykał rysę, która znaczyła jego wspaniałe wspomnienia, jak na zawołanie stawał się mistrzem retuszu”[2]) i mnóstwo szczegółów z miejsc, gdzie akurat przebywała Gerda i/lub jej przyjaciele. Takie bogactwo informacji zwykle jest zaletą i byłoby również w tym przypadku, gdyby nie fakt, że skomponowanie narracji z luźnych, ułożonych zupełnie niechronologicznie scen, bez trzymania się jednolitej konwencji czasu (zarówno epizody „obecne” – które też nie rozgrywają się równocześnie, bo dla Ruth jest to rok 1938, a dla Willy’ego i Georga 1960 – jak i wcześniejsze są relacjonowane raz w czasie teraźniejszym, a raz w przeszłym) powoduje u czytelnika nieustający chaos myślowy w stylu: „zaraz, skoro przed chwilą ona była jeszcze w Lipsku, to dlaczego teraz rozmawia z Iksem w Paryżu?” i sprawia, że aby się nie pogubić, najlepiej mieć gdzieś pod ręką porządną notę biograficzną bohaterki. Przyznam, że osobiście wolałabym, aby całość historii Gerdy została mi opowiedziana przez samą autorkę, najchętniej w takim stylu, w jakim napisany jest prolog i epilog.

Tak czy inaczej „Fotografka” (moim zdaniem lepszy byłby przetłumaczony dosłownie tytuł oryginalny, „Dziewczyna z leicą”) spełnia jednak swoje zadanie, dezaktualizując wypowiedziane przez Georga w ostatniej sekwencji z jego udziałem zdanie: „Dziś już nikt nie wie, kim była Gerda Taro”[3] i wzbudzając zainteresowanie postaciami samej bohaterki i jej partnera, dzięki czemu chciałoby się od razu chwycić za porządną biografię każdego z nich lub obojga razem (co dla polskiego czytelnika możliwe jest tylko w odniesieniu do samego Capy: „Szampan i krew” Alexa Kershawa wydaje się biografią z prawdziwego zdarzenia. Natomiast „Czekając na Roberta Capę” Susany Fortes to, podobnie jak „Fotografka”, powieść biograficzna). I, oczywiście, obejrzeć zdjęcia, które robili na hiszpańskim froncie; nie wiem, czy jest gdzieś miejsce, w którym dostępne byłyby wszystkie, ale poszukawszy w sieci, tu i ówdzie można po kilka odnaleźć.

[1] Helena Janeczek, „Fotografka”, przeł. Katarzyna Skórska, wyd. Prószyński i S-ka, 2021, s. 171.
[2] Tamże, s. 161.
[3] Tamże, s. 300.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 258
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: