Dodany: 18.02.2021 21:58|Autor: sekfoja

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Wyprawa Kon-Tiki: Tratwą przez Pacyfik
Heyerdahl Thor

Jeszcze pasja, czy już szaleństwo?


“Wyprawa Kon-Tiki” to trochę zapomniana książka z lat 50. ubiegłego wieku, autorstwa Thora Heyerdahla. Starsze pokolenie, zaskoczone, że o takiej książce w ogóle wspominam, twierdzi, że czytało ją w podstawówce. Wygląda na to, że w latach siedemdziesiątych książki przygodowo-podróżnicze, jak “Przygody Tomka” czy “W osiemdziesiąt dni dookoła świata” były bardzo popularne – na pewno bardziej niż teraz.

Jak najlepszy dokument

Książka jest relacją z podróży morskiej z Peru do Oceanii, którą autor – z wykształcenia etnograf – odbył wraz z pięcioma towarzyszami (oraz papugą) w 1947 roku. Inspiracją do podróży była jego teoria dotycząca pochodzenia ludu Polinezji – lokalne legendy mówiły o tym, że pierwsi Polinezyjczycy przybyli zza oceanu. W tę historię nikt nie chciał uwierzyć – głównym powodem było to, że uważano za niemożliwe przepłynięcie Oceanu Spokojnego na tratwach, których niewątpliwie musieli użyć pierwsi przybysze. Thor, chcąc udowodnić swoją tezę, udał się wraz z towarzyszami w identyczną (albo przynajmniej tak podobną, jak to tylko było możliwe) podróż morską na drewnianej tratwie. Brzmi niewiarygodnie, a jednak się wydarzyło.

Prawdziwy odkrywca, prawdziwy naukowiec

Książka pisana jest ewidentnie przez osobę, która tworzy raczej prace naukowe, nie fikcję. Jest utrzymana w obiektywnym tonie, autor opisuje metodycznie kolejne etapy podróży. Nie skupia się na opisach strachu czy niepewności, które z pewnością podróżnikom towarzyszyły. Emocje pojawiają się dopiero wtedy, gdy autor opisuje swoje relacje z Polinezyjczykami – widać, że byli mu bardzo bliscy. Poza tym książka przypomina trochę dziennik pokładowy, na podstawie którego była pisana. Można tam znaleźć wiele informacji o codziennym życiu na tratwie i przygodach, które zdarzyły się w międzyczasie – niektóre były naprawdę przerażające.

Granice potrzeb

Podróż odbyła się w latach 40. ubiegłego wieku. W jej opisie znajdziemy mnóstwo fragmentów o bogactwie oceanu – przede wszystkim, ile różnego rodzaju stworzeń roiło się w jego głębinach. Tuńczyki, makrele, latające ryby, rekiny, a także stworzenia morskie, których dotąd nie znano, były nieustannymi towarzyszami ekipy. Cudownie było czytać te opisy, prawie czułam zapach słonej wody, ryb i cieszyłam się, że są miejsca nienaruszone przez człowieka. Po skończeniu książki zdałam sobie jednak sprawę, że ten stan rzeczy był aktualny 70 lat temu. Na obecną chwilę statystyki są porażające.

W 1950 roku, czyli mniej więcej w okresie, w którym powstawała ta książka, połów ryb morskich na świecie wynosił 17 milionów ton. W 2018 roku były to już 84 miliony – taki stan utrzymuje się od ostatnich trzech dekad. Nie sposób powiedzieć, ile to pojedynczych zwierząt. O wiele za dużo. Statki zapuszczają się coraz głębiej w ocean, przez co proces ten jest niezwykle trudny w kontrolowaniu. Przez niekontrolowany połów – głównie tuńczyków – stada ryb zmniejszyły się o 90%. Jest to biznes przynoszący miliony, między innymi dlatego, że niektóre ryby są w krajach azjatyckich niezwykle cenne. Sielanka, z akwenami pełnymi ryb, została więc już tylko na papierze.

Niestety, trochę to ponura uwaga na koniec. Ale książka jest świetna i ostatnio polecam ją każdemu, komu mogę. Bardzo chciałabym poznać pana Heyerdahla – ileż trzeba mieć w sobie zapału i samozaparcia, żeby zorganizować i przeżyć taką wyprawę bez żadnego wcześniejszego doświadczenia na morzu! Bez wątpienia był to człowiek ponadprzeciętny, a historia, którą po sobie zostawił, jest absolutnie niezwykła – mam nadzieję, że jak najwięcej ludzi ją pozna i spróbuje znaleźć w swoim życiu podobną pasję.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 188
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: