"Do wybrzeży Stanów Zjednoczonych zbliża się statek z nielegalnymi chińskimi imigrantami na pokładzie. Przemytem tych ludzi kieruje nieuchwytny Kwang Ang, poszukiwany przez policję wielu krajów.

Statek tonie niedaleko brzegu, ale części imigrantów udaje się dotrzeć do lądu. Kwang Ang znika w Nowym Jorku, a Lincoln Rhyme zostaje poproszony o pomoc w poszukiwaniach przestępcy, który nie zawaha się przed zgładzeniem każdego, kto mógłby go zidentyfikować. Wszystkim ocalałym z katastrofy Chińczykom grozi śmierć. Rhyme musi ująć mordercę, zanim ten do nich dotrze".

[Prószyński i S-ka, 2004]

------
Kolejna książka z serii o Lincolnie Rhymie, który już zawsze będzie mi się kojarzył z Denzelem Washingtonem z filmu "Kolekcjoner kości". I tutaj Rhyme oczywiście przechytrzy mordercę i rozwiąże wszystkie zagadki, w czym pomoże mu Amelia Sachs. Problem w tym, że był tylko jeden zaskakujący pomysł w całej powieści. Jeden w porównaniu z wieloma w jego pozostałych książkach. W innych klimat był mroczny, mordercy - nieznani, a autor rzucał wiele detali, aby ich odnaleźć.

W "Kamiennej małpie" wiemy prawie wszystko od pierwszej strony, a detale są nie dość, że nużące, to jeszcze podawane kilkakrotnie w każdej części, na które podzielona jest książka.

Ciekawe są opisy kultury Chińczyków. Widać, że autor musiał włożyć w to wiele pracy, aby móc wypełnić książkę chińskimi słowami, przysłowiami czy opisami zwyczajów i zachowań. Dlatego też daję książce tylko 3; plus za ciekawostki, minus za wiejącą nudę. I nurtuje mnie pytanie, które zadaje sobie Rhyme pod koniec powieści, a ja zadawałam sobie od początku: "po co to wszystko?". Odpowiedź jest tak samo wiadoma, jak cała książka.