Dodany: 31.01.2021 17:44|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Co szybko przychodzi, nie zawsze na dobre wychodzi...


Praktycznie wszystko, co się dzieje, musi mieć swoje źródło w przeszłości. Właśnie ta przeszłość rozpoczyna najnowszą część cyklu o poznańskich policjantach. Cofamy się w czasie do grudnia roku 1984, kiedy to w domu dziecka we Wronkach wybucha tragiczny w skutkach pożar; jeszcze nie wiemy, jak do niego doszło – to zostanie ujawnione dużo później – ale wiemy, jakie wydarzenie bezpośrednio go poprzedziło i możemy się domyślić, że będzie ono miało kiedyś jakieś reperkusje.

Teraz jednak wracamy do współczesności, to jest do lata roku 2019, kiedy to Anetę Nowak, parę lat wcześniej ściągniętą przez Mariusza Blaszkowskiego do poznańskiej dochodzeniówki, a teraz będącą już po studiach prawniczych i po szkole oficerskiej w Szczytnie, spotyka paskudny despekt: obecny komendant wojewódzki Barszczak – któremu swego czasu podpadła, udowadniając, że są rzeczy, na których zna się lepiej niż on – uznaje, że lepiej przyda się ona gdzieś na prowincji i oddelegowuje ją do Szamotuł. Niestety, Blaszkowskiego w międzyczasie przeniesiono do CBŚP, a będącemu na jego miejscu Marjańskiemu, temu samemu, co od lat pisuje nienadające się do druku milicyjne powieści, do niczego niepotrzebna bystra młoda kobieta w stopniu podkomisarza. Na szczęście ludzi, z którymi ma pracować, zna z początków swojej kariery i nie ma wątpliwości, że Biernat pozwoli jej się wykazać – jeśli tylko będzie przy czym. A będzie, bo właśnie dwa dni wcześniej w jednym z mieszkań odkryto zwłoki lokatora z pętlą na szyi. Większość sąsiadów nie wie nawet, jak się nazywał, a jego dokumenty w tajemniczy sposób zniknęły. Wkrótce w mieszkaniu pojawia się córka, na stałe mieszkająca za granicą, która twierdzi, że została wezwana przez policję… ale nikt z szamotulskiej dochodzeniówki tego telefonu nie wykonał…
Tymczasem w jednym z poznańskich szpitali leży nieprzytomny Teoś Olkiewicz, potrącony na pasach w okolicznościach, nasuwających podejrzenie, że nie był to zwykły nieszczęśliwy wypadek. Dawni koledzy z pracy i Przemek, syn z pozamałżeńskiego związku z Marylką Drążkowską, obecnie także służący w policji, postanawiają za wszelką cenę wytropić i ukarać sprawcę…
Zaś w Obrzycku pewien właściciel podupadłego gospodarstwa zostaje namówiony przez niemieckiego biznesmena i jego polskiego adwokata na interes życia: zbudowanie na swojej posesji hurtowni farb, której będzie prezesem i… jedynym pracownikiem, otrzymując za to nader godziwe wynagrodzenie. Niestety, jakoś nie wpada mu do głowy, że, po pierwsze, ten „szybki szmal” może być cokolwiek podejrzany, a po drugie, że ktoś, na przykład sąsiad wykonujący prace instalacyjne, zaraz mu tego wzbogacenia się pozazdrości i spróbuje coś dla siebie urwać…

Znając specyfikę tego cyklu, możemy podejrzewać, że wszystkie te sprawy okażą się w jakiś sposób powiązane ze sobą, a przynajmniej jedna z nich – z przewijającą się w retrospekcjach tragedią sprzed lat. Ale żeby połapać wszystkie nici biegnące do jednego kłębka, musimy przemknąć przez przynajmniej 90% tekstu, bo autor umiejętnie stara się utrzymywać nas w niepewności, nie zdradzając czytelnikowi znaczących szczegółów wcześniej, niż dojdą do nich sami prowadzący śledztwo. Fabuła prowadzona jest w typowy dla autora sposób – na dwóch płaszczyznach czasowych, z rozbiciem na epizody, których miejsce i dokładny czas poznajemy w nagłówkach; w literaturze kryminalnej i sensacyjnej (a „Szybki szmal” w pewnym momencie staje się rasową powieścią akcji, gdzie dynamika wydarzeń zmienia się jak w kalejdoskopie - momentami na tyle szybko, że trzeba wracać do poprzednich scen w tym samym miejscu, żeby się połapać, kto, co i dlaczego) jest to chwyt bardzo przydatny, ułatwiający czytelnikowi poukładanie sobie poszczególnych elementów we właściwej kolejności. Drugą rzeczą, którą Ćwirlej robi doskonale, jest budowanie tła społeczno-obyczajowego, ze wszystkimi smaczkami oddającymi ducha czasu i specyfikę miejsca czy środowiska zawodowego. Gwara poznańska, w tym tomie jakby trochę mniej obecna, jest tylko jednym z nich; ważniejsze są te wszystkie, dla samej akcji mające marginalne znaczenie, opisy scenerii, dialogi między postaciami drugo- i trzecioplanowymi, przemyślenia bohaterów na tematy aktualne, zjadliwe uwagi na temat mechanizmów rządzących karierą w instytucjach państwowych czy w polityce.

Za to wszystko gotowa byłabym dać wysoką ocenę, jednak… trochę popsuły mi wrażenie pewne mankamenty techniczne. O ile typowych usterek korektorskich w „Szybkim szmalu” prawie nie ma, o tyle samemu autorowi przydarzyło się parę wpadek, które mogłyby zostać naprawione, gdyby redaktorzy zajmujący się przygotowaniem książki do druku czytali ją równie wnikliwie, jak zwykli czytelnicy:
- na początku śledztwa Biernat rozgląda się po parkingu, zastanawiając się, które auto należało do Langnera, choć nazwisko ofiary zostanie ujawnione dopiero dwie czy trzy strony dalej;
- dawna sąsiadka Langnerów na jednej stronie nosi nazwisko Michalska, na kolejnej Michalakowa;
- o Mirku Brodziaku na początku dowiadujemy się, że choć przekroczył sześćdziesiątkę, wciąż jest rudy, bez śladu siwizny, zaś tydzień później pewien człowiek, który miał z nim styczność w początkach jego policyjnej kariery, zauważa, że posiwiał;
- małżeństwo Olkiewiczów, o którym z pierwszych tomów wiadomo, że dochowało się dwóch córek (obie wcześnie opuściły dom rodzinny i najwyraźniej mieszkały poza Poznaniem, pewnie dość daleko, bo ani razu nie pojawiły się u rodziców, nawet na święta), tu zostaje wspomniane jako bezdzietne;
- i, choć autor trochę przyhamował skłonność do rozbudowanego streszczania wcześniejszych etapów życia swoich bohaterów, w zamian podając odnośniki do właściwych tomów cyklu, to zdarza mu się powtarzać kilkuzdaniowe prezentacje postaci, zamieszczone w poprzednich częściach, albo dosłownie, albo ze tak zmianami tak małymi, że dopiero przy porównywaniu całego akapitu słowo w słowo można je zauważyć. Charakterystyki zewnętrzne Biernata i Turka są więc identyczne w „Jedynym wyjściu” i „Szybkim szmalu”, a w „Ostrej jeździe” różnią się w przypadku jednego kilkunastoma, w przypadku drugiego kilkoma słowami; przedstawienie powierzchnowności inspektora Barszczaka w dwóch ostatnich powieściach różni się tylko przypadkiem gramatycznym, za to w samym „Szybkim szmalu” dwukrotnie powtarza się niemal ten sam opis jego wcześniejszej kariery; dosłownie wklejona jest też w tekst niemal całostronicowa scena dialogu między nim a Anetą z końcówki „Ostrej jazdy”.

Zdarzają się też w tekście sceny, które nie mają dalszego ciągu – na przykład ta, gdy Aneta ratuje rannego kota. Chciałoby się choć w jednym zdaniu przeczytać, że biedak przeżył, że został u Nowaków, a tu nic, tak samo zresztą jak z wojskowym doktorem, który najwyraźniej był młodą policjantką zainteresowany i umówił się z nią pod koniec „Ostrej jazdy” – i cisza, żadnej wzmianki, co potem (skończyło się na tym jednym spotkaniu? Spotykali się jakiś czas i rozstali? A jeśli tak, to dlaczego?). To, moim zdaniem, także błąd – bo jeżeli autor decyduje się na tyle rozbudować prywatne życie bohaterów, żeby się stali czytelnikowi bliscy, nie powinien urywać wprowadzanych w to życie wątków bez zakończenia.

Lubię cały ten cykl i ostatecznie, mimo niedociągnięć, oceniłam powieść nie tak nisko, bo jednak podane wcześniej walory podciągają jej wartość w górę. Poczekam na następną, która – kto wie? – może już będzie bez wad?

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 580
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: