Dodany: 13.01.2021 09:49|Autor: Asienkas

Muzyka na ulicach Sofii


Recenzja oficjalna PWN
Recenzent: Asia Czytasia

Muzyka potrafi rozwiać szarość życia. Podziwiając różnych artystów, nie myślimy o zapleczu, które stoi za ich sukcesem. Chociażby taki skrzypek. Wyróżnia go talent, wrażliwość, czułe palce, ale aby wycisnąć z tego maksimum możliwości, potrzebuje narzędzia – skrzypiec, które będą pasowały do jego duszy.

Fabuła
Wiktor ma zostać wielkim skrzypkiem. Rodzice szukają „majstra”, który wykona instrument dla małych rączek. Tak trafiają do warsztatu Georga Heninga. To jest początek historii o przyjaźni chłopca i starego mistrza lutnictwa. Przyjaźni, którą obserwujemy na tle biedy i brudu powojennej Sofii.

„Na swój sposób znalazłem w końcu dziadka – był wyjątkowo biedny, bezgranicznie dobry, wyglądał jak postać z bajki, miał tajemnice, przyjechał z nieznanego dalekiego kraju i mówił magicznym językiem, znał dziwne rzemiosło, żył w biedzie jak święty”[1].

Skromna forma bogata w treść
„Ballada o lutniku” to powieść krótka (ok. 200 stron), ale jakże bogata w treść i wielowymiarowa! Można w jej przypadku przywołać „mądrość Shreka”, bo ta książka ma wiele wspólnego z ogrami i cebulą, czyli warstwy. Bardzo trafnie opisuje to Mariola Mikołajczak, tłumaczka, w posłowiu, gdzie wskazuje na wymiar dosłowny, historyczny i filozoficzny. Ja dokładnie w taki sposób czytałam ”Balladę o lutniku”. Obserwując okoliczności zaprzyjaźniania się Wiktora z „dziadkiem Georgiem”, nie wiem, kiedy zawędrowałam do robotniczej dzielnicy Sofii, gdzie ludzie wszelkimi sposobami próbowali związać koniec z końcem i poprawić swoje warunki bytowe. Nie wiem, w którym momencie odkryłam „warstwę filozoficzną”. Wiktor Paskow nie narzuca nam życiowych mądrości. To, co mówią i robią jego bohaterowie, bardzo subtelnie porusza pewne struny w głowie i sercu czytelnika.

Język
Nienachalność, o której wspomniałam we wcześniejszym akapicie, jest głównie zasługą języka, jakim została napisana „Ballada o lutniku”. Autor nie sili się na wymyślne zabiegi czy kwieciste zdania. Trudno w to uwierzyć, ale w bardzo prostych, zwyczajnych słowach udało mu się stworzyć piękną, nieco baśniową i złożoną opowieść. Z jednej strony jest ona szara, smutna i zwykła, ale z drugiej magiczna i cieplutka, jakby oprószona delikatnym puchem.

Wątki autobiograficzne
Wiktor Paskow posiada muzyczne wykształcenie i podobnie, jak Wiktor z powieści, potrzebował specjalnych malutkich skrzypiec, żeby rozpocząć naukę gry. W posłowiu Mariola Mikołajczak wskazuje na fakt, że lutnik z książki dostał to samo nazwisko, co mistrz, który wykonał owe skrzypce. Trudno zignorować te podobieństwa, ale ile prawdy jest w tej opowieści, wie sam autor.

Podsumowanie
Różne formy sztuki są do siebie bardzo podobne. W tym przypadku zestawiamy literaturę i muzykę. Oglądając różne "talent show" mam wrażenie, że uczestnicy „napinają się”, żeby pokazać ile potrafią, żeby udowodnić, że ich głos czyni cuda, ale ostatecznie i tak zwycięża szczerość i serce do tego, co się robi. Taka jest ta książka – skromna, niepozorna, ale pełna magii i dlatego jest w stanie oczarować czytelników.


[1] Wiktor Paskow, „Ballada o lutniku”, przeł. Mariola Mikołajczak, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2020, s. 63.
[2] Tamże, s. 214.

Ocena recenzenta: 5/6

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 419
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: