„Twierdza w górach” to prawdziwa „perełka” Małopolskiej Oficyny Wydawniczej Krak-Buch.

Sama treść jest rozpaczliwie banalna: Hadżi Halef Omar postanawia kupić żonie balsam poprawiający urodę i likwidujący zmarszczki produkowany przez Matkę Piękności, Kurdyjkę z plemienia nie prowadzącego osiadłego trybu życia i w tym celu namawia Karę ben Nemziego na podróż do perskiej prowincji Kirmanschah. Przyjaciele zostają po drodze wplątani w spory pomiędzy kurdyjskimi plemionami, a na końcu uwalniają Marah Durimeh, ponad stuletnią Kurdyjkę uwięzioną w górskim zamku i czczoną przez Kurdów jako Czarodziejka.

O ile więc treść jest banalna, ale przewidywalna, o tyle sama książka jest mistrzostwem wydawniczej samowolki. Tekst oparty jest na książce „Marah Durimeh”, jedenastym tomie serii „W kraju Srebrnego Lwa” wydawanej w latach 1927 – 1930; cały sęk w tym, że Krak-Buch wydało ją według własnego widzimisię: tytuł wzięty z księżyca, a sama książka jest integralną częścią tomu poprzedniego, więc powinna stanowić jego ostatni rozdział. Tak więc w trzech tomach wydano jedenaście przedwojennych zeszytów, nie trzymając się ani odrobinę jakiejkolwiek niemieckiej wersji; w pierwszym tomie mamy cztery zeszyty, w drugim sześć, a w trzecim jeden – tymczasem gdyby trzymać się oryginału z 1898 roku czy też skorygowanej wersji z 1913 roku, powinny to być dwa tomy: pięć zeszytów w pierwszym, sześć w drugim. A żeby było jeszcze ciekawiej, wydawnictwo Hachette w 2018 roku odstawiło ten sam numer, jedynie podzieliło treść nie na trzy, ale na cztery tomy. Czy kiedykolwiek doczekamy się porządnie wydanego Karola Maya? Wątpię. A nie trzeba wiele – wystarczy pogrzebać w niemieckim internecie i na tej podstawie wszystko doprowadzić do porządku. Ale kto miałby to zrobić? I po co, skoro Maya dziś już nikt nie czyta?