Dodany: 15.11.2020 21:41|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Dziewczyna, która chciała żyć


Pisanie dzienników, pamiętników, raptularzy jest chyba jedną z najpopularniejszych aktywności w czasie wolnym w każdej populacji, w której nie panuje analfabetyzm, a artykuły piśmienne są powszechnie dostępne. Rzecz jasna, nie wszystkie te zapiski przeżywają swoich autorów, ale jeśli nawet przetrwa tylko znikoma ich część, kolejne pokolenia zyskują bezcenny wgląd w życie tych poprzednich. Ileż fascynujących biografii, ileż detali wydarzeń historycznych odtworzono na podstawie tego rodzaju dokumentów, ile poznano przebrzmiałych słów i zapomnianych pojęć! Ale nie tylko o same fakty chodzi, bo przecież jeszcze przynajmniej niektóre z dzienników dają nam wejrzenie w mentalność i uczuciowość postaci, których już od dawna między nami nie ma.

Takich na przykład, jak Renia Spiegel. Urodzona i wychowana w maleńkiej miejscowości na Kresach, niedaleko rumuńskiej granicy, gdzie jej ojciec był administratorem majątku, niedługo przed wybuchem wojny na skutek problemów małżeńskich rodziców opuszcza to sielskie miejsce. Matka wyjeżdża do Warszawy, zabierając ze sobą młodszą siostrę Reni, Arianę, przed którą jawi się obiecująca kariera w filmie, zaś niespełna piętnastoletnia Renia zamieszkuje u dziadków w Przemyślu i zaczyna tam naukę w gimnazjum. Krótko potem, w styczniu 1939 roku, stwierdza: „Szukam kogoś, komu mogłabym opowiadać moje troski i radości życia codziennego. Kogoś, kto czułby to, co ja czuję, kto by mi uwierzył, kto by nie zdradził moich tajemnic. Ponieważ zaś takim przyjacielem nie może zostać człowiek, postanowiłam uczynić swoim powiernikiem pamiętnik”[1]. Od tej pory przez trzy i pół roku zapełnia „zwykłe zeszyty z kartkami w grubą linię”[2] zapisami swoich przeżyć, uczuć i myśli. Jest tam wszystko, czego można się spodziewać w pamiętniku nastolatki: sprawozdania z codziennych wydarzeń, opisy postępów w szkole, uwagi (niekoniecznie przychylne) na temat koleżanek i kolegów, zwierzenia z pierwszych banalnych zadurzeń, a potem z przebiegu poważniejszego, już odwzajemnionego, uczucia, wreszcie zapisy prób literackich, głównie wierszy (różnej jakości, ale przynajmniej w części wcale nie gorszych od wielu utworów, jakie drukowano w prasie okresu międzywojennego; w niektórych widać wyraźne wpływy Tuwima, w innych – poetów związanych ze środowiskami lewicującymi). I – co już jest odbiciem specyficznej sytuacji rodzinnej Spieglów – tęsknoty za siostrą (która jednak znajdzie się w Przemyślu przed wybuchem wojny) i rodzicami. Szczególnie za matką, której nieobecność odczuwa Renia wyjątkowo dojmująco, której rady w najrozmaitszych kwestiach chciałaby zasięgać niemal co dzień, a tymczasem widzi ją raz na parę miesięcy. Pozostają jeszcze listy, ale już niedługo poczta będzie funkcjonować tak, jak do tej pory…

Polityką mało kto się w tym wieku zajmuje, jednak trudno zignorować sygnały dopływające zza najbliższych granic, zwłaszcza, jeśli to, co się tam dzieje, burzy wcześniejsze marzenia i niesie obawy o przyszłość („dawno już miałam jechać [do Francji], ale najpierw Hitler zajął Austrię, potem Sudety, Czechosłowację, Kłajpedę i nie wiadomo, co teraz zrobi. Więc tak wpływa on po części i na moje losy”[3]. Jeszcze kilka miesięcy i groza zaczyna się przybliżać: „jest tajna mobilizacja (…), Rosja zawarła pakt z Niemcami (…), wszyscy czuwają i czekają… wojny”[4]. Dwa tygodnie później Renia notuje: „We czwartek wybuchła wojna! (…) inne miasta, jak Kraków, Lwów, Częstochowa czy Warszawa, zostały po części zburzone. Ale my walczymy, walczymy wszyscy od młodych dziewcząt począwszy, a skończywszy na żołnierzach (…). Ja kopałam już rowy przeciwbombowe, szyłam maski gazowe, służę za gońca, mam dyżury na stacji (…), chodzę i zbieram żywność dla żołnierzy, słowem walczę wraz z całym społeczeństwem polskim. Walczę i zwyciężę!”[5]. Wkrótce jednak „cała Polska jest zalana przez wojska niemieckie i rosyjskie”[6]; prawobrzeżną, większą część Przemyśla zajmują Sowieci. Ludzie wracają do pracy, młodzież do szkół. Tam „Polki buntują się, jeśli się wznosi zdrowie Stalina (…). Boli je to, że nie mogą już powiedzieć: »Ty parszywa Żydowico«. I tak mówią, ale nieoficjalnie”[7]. Sama Renia i chyba większość jej bliskich i znajomych mają do rosyjskich okupantów nastawienie raczej obojętne, nie czczą ich, ale też się ich specjalnie nie boją, w każdym razie nie tak, jak Niemców.

Do czasu, bo na początku roku 1940 Renia pisze wiersz o ludziach rozczarowanych komunizmem, a wkrótce utrwala wydarzenia, w których „wyzwoliciele” pokazują swoje prawdziwe oblicze: „w nocy nagle odbywają się rewizje, aresztują i wysyłają gdzieś w głąb Rosji, tylu znajomych wywieźli (…). Po pięćdziesiąt osób w jednym wagonie towarowym”[8]; „I iluż z nich dojedzie? Ilu zginie w drodze z chorób, robactwa, tęsknoty? I przyjadą wreszcie szlakiem zesłańców tam, na koniec Azji, i będą czekać w zgniłych lepiankach, głodni, wyczerpani (tak jak ci, co już pojechali). I w tym powolnym konaniu, nazwanym życiem ironicznie, będą podziwiać szczęśliwy raj robotników”[9]. Ale dla tych, których nie wywieziono, życie toczy się w miarę normalnie. Na tyle normalnie, że Renia ma czas zauważyć: „napastują mnie głupie, cielęce myśli, które mi sprawiają przyjemność. Ot, głupie myśli, życie, kupowanie puderniczek, robienie zdjęć (…)”[10]. I jeśli coś ją martwi, to bardziej rozbita – jak się zdaje, nieodwołalnie – rodzina: „co to jest moje życie? To jest garstka popiołów minionej przeszłości i kilka łusek teraźniejszości. Trzymam je w ręku i mówię tak: »Co jest złe, sfrunie, a co dobre, zostanie«. I dmucham. I co? Zlatują wszystkie łuski i płatki popiołów i zostaje tylko biały pył chwilowego zadowolenia (…). Więc było smutne moje życie? Tak, smutne”[11]; „Myślę tylko o moich rodzicach, za których życia jestem sierotą. Dlaczego dziś ja nie mam własnego domu, dlaczego ja jestem na łasce u ludzi, którzy w każdej chwili mogą powiedzieć: Idź sobie! Nie musimy ci dawać jeść. (…) chcę myśleć o tym, żeby jakoś cicho, niewidocznie opuścić życie. Usunąć się. Wtedy wszyscy będą szczęśliwi, rodzice nie będą musieli myśleć, co ze mną zrobić, babcia i dziadek będą mieli pod dostatkiem jedzenia (…). trzyma mnie nadzieja jutra. Ale jeśli jutro będzie takie… spróbuję” [12].

Jesienią roku 1940 na horyzoncie pojawia się Zygu – Zygmunt Schwarzer. Jak to zwykle w tym wieku bywa, zaczyna się od ostrożnych podchodów: „na kółku rosyjskim siedzieliśmy naprzeciw siebie, on na mnie, a ja na niego. Jeśli ja na niego przestałam patrzeć, to wtedy czułam jego wzrok na sobie. A potem, kiedy do mnie powiedział dwa słowa, latałam jak oszalała. (…) Zdawało mi się, że mi się nachylają nieba” [13], flirtów, dąsów, ale wkrótce oboje angażują się mocniej, co Renia podsumowuje zabawnym wierszykiem: „Dla mnie teraz wszystko furda / Nuda, granda, singel, burda /(…)/ Złe czy dobre zachowanie/ Jedno jest ważne – kochanie”[14]. Zganiona przez przyjaciółkę, że w dzienniku tyle miejsca poświęca „miłostkom”, oburza się: „czy jedyny, najdroższy, serdeczny dzienniczek ma być rocznikiem politycznym czy rocznikiem serca???”[15]. Teraz jest jedynie tym drugim, zwłaszcza, że uczucie, jakie ją łączy z Zygmuntem, zaczyna wykraczać poza romantyczne gesty i słówka: „niech płonie serce, mózg, umysł, ciało, niech będzie tylko żar, gorąco – a potem pragnienie… pragnienie spalonych, rozżarzonych warg, pragnienie jak dziś… jak wtedy… jak zawsze. Psiakrew! Czy ja zidiociałam? Egzaminy na karku, jeszcze trzy dni do końca roku”[16]; „Zbłądziliśmy, tak, zbłądziliśmy podwójnie, a raczej nie zbłądziliśmy, tylko jakbyśmy dopiero się odnaleźli. To było tak pomimo wszystko nagłe i nieoczekiwane, i słodkie, i onieśmielające (…)”[17].

Ale niebawem polityka znów sama wkracza w ich życie: Przemyśl zostaje zajęty przez Niemców, a ci z żelazną konsekwencją realizują swój plan „ostatecznego rozwiązania”. Krótko po siedemnastych urodzinach Renia pisze: „Dziś jestem taka jak wszyscy… A jutro mam nosić białą opaskę. (…) dla ludzi stanę się czymś gorszym, stanę się kimś z białą opaską, z niebieską gwiazdą. Będę Jude. Nie narzekam, nie płaczę – pogodziłam się z losem. Tylko mi jakoś tak żal i tak dziwnie”[18]. Kilka dni potem notuje: „jakiś potworny Ukrainiec w niemieckim mundurze bił każdego napotkanego. Bił i kopał, a my byliśmy bezsilni, tak słabi, tak niezdolni”[19], jakiś czas później: „Wczoraj zabierano na ulicy palta, futra, kołnierze, zarękawki, czapki, buty. A teraz wyszło rozporządzenie, że nie wolno mieć w domu ani skrawka futra, pod karą śmierci”[20]. Ale zamiast pałać nienawiścią do Niemców, dzieli się z pamiętnikiem zdumiewającą refleksją, na którą nie każdego byłoby stać w obliczu tego, co się wokół dzieje: „Codziennie rano idą całe oddziały rannych Niemców… Żal mi ich. Żal mi tych młodych, zmęczonych chłopców, którzy mają daleko do ojczyzny, matki, żony, może do dzieci. I za nich ktoś się gorąco modli, i za nich ktoś w bezsenne noce łzy roni” [21]. I tylko marzy: „chcę dożyć tej chwili, kiedy będę mogła podnieść głowę w górę, kiedy będę równym, wolnym człowiekiem w wolnym demokratycznym kraju!”[22], „chcę, bardzo, bardzo mieć dzieci, które by były szczęśliwe i dobre, prawe, szlachetne i uczciwe”[23]. I kocha, a młodzieńcza miłość ma to do siebie, że kwitnie nawet w warunkach zupełnie do tego niestosownych: „Jakie to ironiczne. Tu zamykają dzielnicę (…), wysiedlają ludzi z miasta, prześladowania, bezprawia – a tu wiosna i pocałunki, i słodkie pieszczoty, że zapominam o całym świecie”[24]. Na długo jednak się zapomnieć nie da, bo groza wokół narasta i coraz dobitniej dociera do przemyślan pochodzenia żydowskiego, że na tym się nie skończy. Więc i Renia to czuje, i ubolewa: „Tak mało miałam z życia, nie, nie chcę umierać, boję się śmierci. Jakie wszystko jest głupie i błahe, jakie znikome i małe. Dziś martwię się tym, że jestem brzydka, jutro mogę przestać myśleć na wieki”[25]. W ostatnim miesiącu swego życia notuje: „Dziś od ósmej zamknięto nas w getcie. Już mieszkam tu i świat jest odgrodzony ode mnie, a ja od świata”[26]. Ostatnie zapisane przez nią słowa to dziecinne zaklęcie, którym od wielu miesięcy kończyła każdy wpis: „Ty mi pomożesz, Buluś [Buluś to pieszczotliwy przydomek matki], i ty, Boże…”[27].

Potem dzienniczek przejmuje Zygmunt, opisując krótko swoje poszukiwanie ratunku dla najbliższych osób: rodziców, Reni i jej siostry. Udaje mu się wyprowadzić z getta Arianę (zaopiekują się nią polscy znajomi, dzięki którym w Warszawie spotka się z funkcjonującą na fałszywych aryjskich papierach matką, zostanie ochrzczona i jako Elżbieta Leszczyńska dotrwa do końca wojny), ale parę dni później pozostała trójka zostaje odkryta i… już tylko „trzy strzały! Trzy stracone życia! (…) Renusieńko najukochańsza, ostatni rozdział Twego dzienniczka skończony”[28]…

Dziennik przetrwał, gdzieś przez Zygmunta ukryty i zwrócony mu sporo później w Stanach. On przekazał go ocalałej rodzinie swojej ukochanej, a wiele lat potem Ariana i jej córka postanowiły upamiętnić Renię, doprowadzając do publikacji jej zapisków.

Jak każdy dokument, który nie wyszedł spod ręki pisarza, dziennik Reni nie jest literackim arcydziełem, jest natomiast żywym, przejmującym świadectwem dramatu, jakim była konfrontacja młodzieńczych nadziei i uczuć z brutalnością życia i koszmarem wojny. To tak strasznie nieludzkie – odebrać komuś prawo do miłości, do rozwoju, do samej egzystencji, zniszczyć potencjał kryjący się w młodym ciele i świeżym umyśle! A przecież takich istnień, jak Renia, były i są tysiące, miliony, nie tylko w czasie tamtej wojny i Holocaustu, ale wszystkich wojen, wszystkich ludobójstw, od których ludzkość nie umiała się powstrzymać od początku swego istnienia i nie umie nadal… Choćby dlatego warto ten dziennik przeczytać, a także i dlatego, że my jako naród wciąż jesteśmy skłonni odtrącać ludzi tylko z powodu, że wyznają inną religię, noszą obco brzmiące nazwisko albo mają trochę inne rysy twarzy i odcień cery. Zajrzyj, czytelniku, w duszę Reni i powiedz: czy była mniej człowiekiem, niż ty sam, czy inaczej się cieszyła, cierpiała, kochała?

[1] Renia Spiegel, „Dziennik Reni Spiegel: Życie młodej dziewczyny w cieniu Holokaustu”, wyd. Prószyński i S-ka, 2020, s. 23.
[2] Tamże, s. 381.
[3] Tamże, s. 35.
[4] Tamże, s. 42.
[5] Tamże, s. 44.
[6] Tamże, s. 47.
[7] Tamże, s. 47.
[8] Tamże, s. 66.
[9] Tamże, s. 77.
[10] Tamże, s. 53.
[11] Tamże, s. 75.
[12] Tamże, s. 272.
[13] Tamże, s. 85.
[14] Tamże, s. 123.
[15] Tamże, s. 149.
[16] Tamże, s. 175.
[17] Tamże, s. 183.
[18] Tamże, s. 186.
[19] Tamże, s. 195.
[20] Tamże, s. 247.
[21] Tamże, s. 195.
[22] Tamże, s. 195.
[23] Tamże, s. 322.
[24] Tamże, s. 278.
[25] Tamże, s. 317.
[26] Tamże, s. 330.
[27] Tamże, s. 335.
[28] Tamże, s. 338.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 545
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: margines 15.11.2020 23:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Pisanie dzienników, pamię... | dot59Opiekun BiblioNETki
Piękna recenzja:)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: