Dodany: 09.10.2020 19:40|Autor: Marioosh

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Trzy złote za słowo
Kąkolewski Krzysztof

1 osoba poleca ten tekst.

Solidna rzecz w nietypowej formie


Izabela Michalewicz pisze w jednym z reportaży, że pewnego wieczoru w 1964 roku Melchior Wańkowicz zadzwonił do Krzysztofa Kąkolewskiego i powiedział: „Nie przyszedłby pan na kolację? Przeczytałem pana książkę ››Trzy złote za słowo‹‹, chciałbym porozmawiać”*. Tamto spotkanie Kąkolewski zapamięta nie tylko ze względu na dżin z tonikiem, jaki mu przyrządzi nestor polskiego reportażu. Ale przede wszystkim dlatego, że Wańkowicz, który uważnie przeczytał jego książkę, przyzna się, że nic z niej nie zrozumiał. ››Nie zrozumiałem nawet tego, czy pańscy bohaterowie są święci, czy szuje. Nie znalazłem żadnej myśli przewodniej, żadnej syntezy‹‹”*. Małgorzata Szejnert w tym samym reportażu pisze, że forma tej książki była przykładem żywego dziennikarstwa i nowością po latach stalinowskiej drętwoty – może ta innowacyjność spowodowała niezrozumienie przez Wańkowicza?

Pomysł na tę książkę, a przynajmniej na jej pierwszą część jest dość zaskakujący – Kąkolewski pisze reportaże na podstawie ogłoszeń prasowych: odpowiada na nie, analizuje, pyta o ich cel, prowokuje do wyznań. Momentami jest szokująco – jak wtedy, gdy podaje się za przedstawiciela anonimowego mocodawcy gotowego kupić dziecko lub gdy odpowiada na ogłoszenie o sprzedaży samochodu, którego właściciel zabił nim małego chłopca; chwilami jest dramatycznie, kiedy opisuje tragedię na wskutek konfliktu między mieszkańcami domu w Krakowie. Najczęściej jednak Kąkolewski po prostu przygląda się ludziom – najbardziej podoba mi się reportaż napisany na podstawie listów zawierających nieodebrane odpowiedzi na anonse matrymonialne. Autor segregując te listy wyodrębnił 27 rodzajów samotności – z perspektywy sześćdziesięciu lat to dość smutny wniosek, który pokazuje, że mimo upływu czasu wiele problemów się nie zmienia. Mamy też dość sympatyczny reportaż o dzwonieniu przez autora pod wybrane numery z książki telefonicznej; jest też świetna historia rolnika, który wspólnie z lokalną językoznawczynią kolekcjonuje ginące słowa.

Druga część książki to już czysty reportaż z wojną w tle. Najczęściej są to po prostu ludzkie dramaty – jak wtedy, gdy czytamy o wzorowym ojcu, który podczas wojny pomagał Niemcom w rabowaniu i mordowaniu Żydów, albo o wsi, w której zostały same kobiety i dzieci, bo Niemcy wszystkich mężczyzn rozstrzelali; jest też historia Ludwika Kalksteina, zdrajcy w szeregach Armii Krajowej. Trzecia zaś część to reportaż o epidemii czarnej ospy we Wrocławiu – historia taka sobie, której niewątpliwym plusem jest ówczesna świeżość.

I właśnie takiego Kąkolewskiego lubię najbardziej – nie tego wczesnego, piszącego kryminałki, nie tego późnego, przypisującego sobie monopol na rację i nie tego prozaika, piszącego oniryczne historie. Ten najlepszy, moim zdaniem, po prostu pisze o ludziach, nie ocenia ich, tylko stara się z nich wyciągnąć jak najwięcej prawdy. Bohaterowie nie są, tak jak mówił Wańkowicz, ani świętymi, ani szujami – są po prostu ludźmi i Kąkolewski starał się pokazać, że nie zawsze można człowieka ocenić według jakiegoś szablonu. Podoba mi się postawa takiego obserwatora, który nie ocenia, nie osądza, tylko się przygląda i opisuje, a ocenę pozostawia czytelnikowi. Warto więc po tę książkę sięgnąć, gdyż jest ona w pewnym sensie awangardowa – pomysł na reportaż na podstawie ogłoszeń po wielu latach wykorzystał dopiero Mariusz Szczygieł.

*https://www.izamichalewicz.pl/reporter-ktory-umarl-ze-smutku

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 536
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: