Dodany: 24.09.2020 22:35|Autor: jolietjakeblues

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Osobliwe zdarzenia
Le Fanu Joseph Sheridan

Wiktoriańska groza


Josepha Sheridana Le Fanu wydawano w Polsce od dawna. W antykwariatach i internecie można w zasadzie bez problemu wyszukać stare egzemplarze z Wydawnictwa Literackiego „Stryja Silasa”, „Domu przy cmentarzu” i oczywiście znakomitej, fenomenalnej, acz mrożącej krew w żyłach „Carmilli”. I to właśnie od niej, kilkadziesiąt lat temu, zaczęła się moja podszyta lękiem miłość do prozy Le Fanu. Po pewnym przestoju w wydawaniu irlandzkiego pisarza ostatnimi laty pojawiło się kilka jego książek, choćby tom nowel „W ciemnym zwierciadle” i niewielkie zbiory z wydawnictwa C&T, w tym właśnie „Osobliwe zdarzenia”. Zawiera on siedem opowiadań, każde nie przekracza trzydziestu kilku stron. W większości z nich znajduję to, co tak cenię w dziewiętnastowiecznej prozie, mianowicie narratora w pierwszej osobie, podkreślającego dla uwiarygodnienia swojej opowieści, że zna ją od kogoś bliskiego lub stał się posiadaczem wersji pisanej. Czasami owa rzetelność jest powtórzona, gdy w cytowanym rękopisie pojawia się inny opowiadacz, także w pierwszoosobowej narracji, zaczynający historię od udowodnienia jej prawdziwości: „(…) dopóki nie zostałem wyznaczony w jego testamencie jako zapisobiorca reszty masy spadkowej, dzięki czemu wszedłem w posiadanie wszystkich rękopisów”[1]; „Ano, dziwna to historia, ale całkiem prawdziwa i powiem wam szczerze: nie znajdziecie w siedmiu parafiach chłopaka, co by ją opowiedział lepiej i składniej niż ja, boć przecie przydarzyła się mojemu własnemu ojcu i wiele razy ją słyszałem z jego ust, a jestem z tego dumny, jako że słowo mego ojca ważyło tyle samo co przysięga dziedzica”[2]; „Niniejszy dokument został spisany kobiecą ręką i bez wątpienia przekazała go memu nieodżałowanej pamięci przyjacielowi pewna dama, której wczesne dzieje tekst ten przedstawia”[3]; „Muszę udzielić ci pełnomocnictwa i wyjawić szczerze, na jakich podstawach opiera się wiarygodność dziwnej historii, którą zamierzam tu opowiedzieć”[4]; „W niniejszej opowieści postarałem się przytoczyć jak najwierniej relację bliskiej przyjaciółki, od której to usłyszałem (…). Poznałem damę, od której usłyszałem tę opowieść”[5]; „Być może niektórzy spośród moich czytelników, podobnie jak ja sam, usłyszeli już tę historię z ust Rogera Turnbulla”[6]; „Redaktor «Magazynu Uniwersyteckiego» przedkłada przytaczane tu niezwykłe sprawozdanie, z którego każdym szczegółem zapoznał się przed laty, na tej podstawie, iż dostarcza ono najprawdziwszych i obszernych relacji dotyczących cyklu niezwykłych zjawisk (…). Nie naruszono w żaden sposób toku opowieści, którą jej autor, tak jak ją dokładnie przedstawiono, potwierdzi w razie potrzeby, zeznając pod przysięgą”[7]. Dla współczesnego czytelnika nie mają takie zabiegi specjalnego znaczenia, poza - rzecz jasna - wyjątkowym urokiem słowa wychodzącego spod zgrabnego pióra, co wprowadza w ten niezwykły nastrój literacki sprzed dwóch stuleci i sprawia wrażenie, że autor opowieści przemawia tylko i wyłącznie do tego, a nie innego czytelnika. Oczami wyobraźni widzi czytelnik opartego o wysokie krzesło, trzymającego w jednej ręce tlącą się fajkę, drugą zaś gestykulującego jegomościa w brązowym, nieco już wytartym fraku i obcisłych pantalonach. Szyję owija jasnobeżowy, jedwabny krawat, zapewne darowany mu przez jakąś majętną wielbicielkę opowiadanych przez niego historii. Im opowieść staje się bardziej wyrazista, szczegóły niepokojące, gwar obok ucicha. Dzisiaj nazwalibyśmy to zaczytaniem.

W nowelach Le Fanu można się zapaść, utonąć, dać się ponieść fabule, znaleźć na kilka godzin w innym świecie. Dlatego nie sposób tego zbioru, nie mającego nawet dwustu stron, nie przeczytać jednym tchem. A słuchacze jemu współcześni? Ach, te lekko uchylone usta, sugerujące zainteresowanie z nutką bojaźni! Odrobinę uniesione w zdziwieniu brwi. Zaczerwienione policzki. Drżąca bródka, gdy któraś z pań płacze nad krzywdą bohaterki. Panowie czasami kręcą z niedowierzaniem głowami. Nerwowo zapalają cygara. Wściekłość na niesprawiedliwość lub okrucieństwo wydarzeń uwydatnia żyłki na skroniach, widać nad apaszkami pulsujące nerwy. Opowieści prawie ich dotyczą, nazwy miejscowości są im znane, być może i nazwiska postaci uczestniczących w opisywanych zdarzeniach też obiły im się o uszy. Wszak większość historii dzieje się w Irlandii, w hrabstwach Kildare i Tipperary („Duch i nastawiacz kości”), hrabstwach Galway i Cork („Tajemnicza historia irlandzkiej hrabiny”), hrabstwie Tyrone i Ashtown pod Dublinem („Rozdział z dziejów pewnej rodziny z hrabstwa Tyrone”), ale także w miejscowościach historycznej Nortumbrii na pograniczu Anglii i Szkocji („Laura Srebrny Dzwoneczek”), jak miasteczko Golden Friars („Martwy zakrystianin”), oraz w Holandii.

Opowiadania ze zbioru „Osobliwe zdarzenia” ze względu na przedmiot grozy dałoby się podzielić na upiorne, kryminalne, diabelskie i baśniowe. W czterech z nich pojawia się bardzo wdzięczny obiekt dla wywołania emocjonalnych uniesień, zwłaszcza skłonnych ku temu czytelniczek współczesnych pisarzowi. Zatem kolejnym podziałem może być ten, w którym albo fabuła zawiązana jest wokół niewinnej, bezbronnej, delikatnej, młodej dziewczyny, zdanej na nieodwołalne decyzje swoich opiekunów - zwykle mężczyzn - i nie mogącej zerwać moralnych i etycznych kajdan epok georgiańskiej i wiktoriańskiej
(„Miałam osiemnaście lat, gdy mój ojciec – którego zdrowie stopniowo się pogarszało – zmarł, pozostawiając mnie i pogrążoną w smutku, a przez jego wcześniejsze oddalenie od świata mającą niewielu znajomych i właściwie żadnych przyjaciół”[8]; „Rose Velderkaust była bardzo młoda: w czasie, o którym mowa, nie ukończyła jeszcze siedemnastu lat i – jeśli wierzyć tradycji – posiadała wszelkie cechy łagodnej ślicznotki, jasnowłosej flamandzkiej panienki”[9]; „Gdy skończyłam szesnaście lat, matka rozwinęła swoje plany; na jej polecenie przeprowadziłyśmy się do Dublina, by spędzić tam zimę i by nie tracić czasu, jeżeli trafi mi się sposobność korzystnego zamążpójścia”[10]; „Pamiętaj, drogi przyjacielu, że byłam bardzo młoda i całkowicie poddana kontroli rodziców”[11]), albo obywa się bez takiej bohaterki. Pierwszy podział przywołuje na myśl twórczość Charlesa Dickensa, w której znajdujemy mnóstwo podobnych historii łączących ze sobą upiorność, kryminał i baśń. Zaś drugi to absolutna domena krótkich historii spod pióra Elizabeth Gaskell.

Atmosfera grozy budowana jest u Le Fanu bardziej przez spotkanie z postaciami z zaświatów, ich żądaniami i groźbami, które zwiastują nieszczęście, towarzyszącymi ich pojawieniu się sugestywnie opisanymi odgłosami, czy też przejmującym, prawie nie do wyobrażenia dramatem nieszczęsnych panien, niż scenografii, w której mają miejsce wydarzenia. Oczywiście bywają wyjątki, lecz Le Fanu głównie opisuje krajobrazy oczętami młodych dam zmierzających, na razie w dobrym samopoczuciu, ku tragedii: „Po przebyciu mili dotarliśmy na szczyt dość stromego wzniesienia, jednego z wielu, które przydawały okolicy malowniczości”[12]; „Było to niezwykle piękne i malownicze miejsce. Na d rozległym jeziorem, ciągnącym się ku zachodowi i ślącym od szerokiej, gładkiej tafli barwny blask zachodzącego słońca, wyrastały strome wzgórza, okryte grubą opończą gęstej murawy”[13]. Nie sposób odmówić pisarzowi, że jest wielkim wielbicielem Irlandii. Pozwala sobie na wielokrotnie złożone zdania, które stanowią całe akapity. Nie ucieka od środków poetyckich, ozdobników, słownych uniesień, które - pamiętamy przecież! - wypowiadane są przez niewinne dziewczęta.

Czasami i upiorne opowieści bywają zabawne, są w pewnym stopniu igraniem z czytelnikiem, straszą i rozweselają. W ten sposób otwiera zbiór opowiadanie „Duch i nastawiacz kości” i już na początku czytamy: „szanowany i zamożny farmer z granic hrabstwa Tipperary w dowód wdzięczności i ku uczczeniu nagniotków zmarłego przyjaciela, zamknął w trumnie dwie pary półbutów, lżejsze i cięższe, jedne na suchą, drugie na słotną pogodę, usiłując w ten sposób złagodzić nieuniknione wyprawy po wodę dla spragnionych dusz w czyśćcu”[14]. Nie o tym jegomościu to jednak historia, choć humor Le Fanu dopisuje i dalej. Wprawdzie huczy wicher, jęczą i trzeszczą konary drze, coś świszczy, dmucha, ryczy, a po zamku ponoć przechadza się duch dziadka obecnego dziedzica, to nastrój upiorny traktuje czytelnik z przymrużeniem oka. Pojawia się dziarski staruch, sięga po butelkę whisky i rozpoczynają się przekomarzania gościa z zaświatów z ojcem narratora, który budzi się z nogą od fotela w dłoniach i aż do śmierci nie opuszcza już żadnej mszy świętej ani spowiedzi.

W „Tajemniczej historii irlandzkiej hrabiny” znajduje czytelnik jakby dwa opowiadania. Pierwszych osiem stron myli bardzo, bo pojawiają się tam dwaj bohaterowie - z których jeden z kolejnych stron opowieści znika - a wydarzenia, będące ich udziałem, sugerują dłuższą i intrygującą fabułę. Okazuje się jednak, że to prolog do właściwej historii, której bohaterką i narratorką jest oczywiście bardzo młoda panna, zaś wstęp służy do pozostawienia w czytelniku trwałego obrazu pewnego niesympatycznego jegomościa, będącego dość bliskim krewnym owej damy. Autorowi się nie śpieszy. Czytelnik odbywa podróż z panienką, która opisuje otoczenie, odpoczywa po podróży, poznaje krewnych. Mija rok i akcja przyśpiesza. Lady Margaret już wie, do kogo może się zbliżyć, kogo należy unikać, a kogo się bać. Niepokoje wynikające z tych relacji wzmagają się szybko. Zamieniają się w potworny lęk. Może ufać tylko jednej osobie. Śmiertelne zagrożenie doprowadza ją do rozpaczy, ale i do podjęcia natychmiastowych decyzji.

Tajemniczy obraz, którego tak naprawdę nie ma, dwaj holenderscy, barokowi mistrzowie malarstwa, siostrzenica ucznia Rembrandta. Niecałych trzydzieści stron, których początkiem jest fascynacja narratora obrazem kobiecej postaci spowitej w białą szatę, trzymającej w dłoni lampę. Za nią, na drugim planie stoi mężczyzna trzymający dłoń na rękojeści miecza. Czytelnik przerywa lekturę, żeby szukać w życiorysach Godfrieda Schalckena i Gerarda Dou niezwykłych zdarzeń, plotek o spotkaniu z szatanem, tajemnic, niewyjaśnionych zagadek. Szukając portretów dam oświetlających swoją twarz przemierza sale Rijksmuseum i budynki Royal Collection, gdzie w końcu musi się odnaleźć Rose Velderkaust. A może jest tak pisze Le Fanu, że „nigdy nie natrafiono na żaden ślad Rose”[15]? Może po kobiecej postaci owiniętej szatą z muślinu i jej tajemniczym zalotniku ostała się tylko przeszywająca donośność rozpaczliwej grozy?

W kolejnej opowieści pod tytułem „Rozdział z dziejów pewnej rodziny z hrabstwa Tyrone” Le Fanu wraca do zabiegu z prologiem. Po kilku stronach porzuca na zawsze jedną z postaci, rozwijając prawie że odrębną historię. Obie części łączy jedynie główna bohaterka – narratorka. Od wydarzeń z prologu mija kilka lat. Niewinna duszyczka wychodzi za mąż. Najpierw z powozu roztaczają się przed panną irlandzkie widoki, chwilę potem jest świadkiem okrzyku przerażenia, którym staruszka, będąca częścią rodzinnego dziedzictwa, wita młodą małżonkę. To wydarzenie jest symbolicznym przekroczeniem przez bohaterkę progu otaczającego ją zewsząd szaleństwa, straszliwej tajemnicy, wręcz kryminalnej przeszłości domu, w którym zamieszkała.

„Laura Srebrny Dzwoneczek” to historia bardzo podobna do opowieści o niewinnych, młodych panienkach wplątanych w kłopoty rodem z piekła, bądź takie, które są wynikiem działań okrutnych ludzi wykorzystujących ich czystość, uczciwość, zaufanie, prostoduszność i naiwność. Jednakże anturaż jest nieco inny, bo Le Fanu poświęca dużo wysiłku, żeby wprowadzić baśniowy nastrój, łącząc w nim krajobraz, budynki, postaci realne i nierzeczywiste. A zaczyna w sposób zaiste właściwy legendom, klechdom, ludowym przekazom: „We wszystkich pięciu krainach Nortumbrii trudno byłoby znaleźć równie posępne, brzydkie, a mimo to na swój dziki sposób malownicze wrzosowisko, jak Dardale Moss. Rozpościera się ono na północ, południe, wschód i zachód niczym wielkie falujące morze czarnego torfu i wrzosów”[16]. Sam przydomek Laury ma w sobie coś, co czytelnikowi przywodzi na myśl wróżki, skrzaty, elfy, gnomy i inne stworzenia zamieszkujące lasy, pagórki i, rzecz jasna, bagna Wysp Brytyjskich. Powoduje, że wzbiera w nas uczucie czułości, spotęgowane historią urodzin i dzieciństwa Laury. Z każdym kolejnym zdaniem, akapitem, dialogiem autor dodaje kolejne szczegóły baśniowej scenografii. Koło chaty z płaskich kamieni znajduje się poletko z roślinami, w których lubują się czarownice. Uzdrowicielka zajmuje się czarną magią. Spotkanie na drodze wzbudza w kimś dreszcz grozy. W pełnię księżyca w starym, opuszczonym zamku słychać krzyki, śpiewy i śmiechy. Przepływający niedaleko potok stanowi granicę złego. Czarny kot staje się natrętnym towarzyszem w powrotnej drodze do domu. Czytelnikowi pozostaje tylko czekać na diabelskie sztuczki.

Nie zawsze Szatan czyha jedynie na niewinność. Czasami upomina się o swoje w całkiem nie wzbudzającym grozy miejscu. Jednak gospoda „Pod Jerzym i Smokiem” z opowiadania „Martwy zakrystianin” to nie kościół, skąd „słowo daję, ciekaw jestem, czemu diabeł nie zabrał w nocy jego trupa”[17] i gdy „na podwórzu gospody powoli zaległa cisza (…). Dochodziła już ósma i stajenny (…) właśnie wypalił fajkę”[18], pojawia się jeździec ubrany w strój z końca ubiegłego stulecia, zaś „jego rumak był potężny i czarny”[19]. Właściciel, pracownicy i goście są świadkami dziwnego zachowania przybysza. A wszystko to ponoć za sprawą kościelnego dzwonu.

„Prawdziwa opowieść o nawiedzonym domu” przypomina niektóre nowelki o duchach Charlesa Dickensa. Pojawiają się w nich postaci, przedmioty, odgłosy z zaświatów, lecz przez swój reporterski, sprawozdawczy styl nie wzbudzają trwogi. Przypominają raczej wyjątki z pitawali, w których niewyjaśnione i niezrozumiałe wydarzenia nie muszą wcale potwierdzać wiary w duchy i świat pozagrobowy. Takie jest właśnie ostatnie opowiadanie ze zbioru „Osobliwe zdarzenia”. Prawie całą stronę zajmuje w nim wyjaśnienie redaktora „Magazynu Uniwersyteckiego”, że dalej zacytowana relacja jest prawdziwa, rzetelna i potwierdzona w zeznaniach przez osoby jeszcze żyjące. Czytelnik zatem odbiera opowieść pewnego mężczyzny o niezadowalającym stanie zdrowia, przebywającego z żoną, trojgiem dzieci i służbą w domu, który „nie pochodzi z najnowszych czasów (…). (…) trudno sobie wyobrazić miejsce bardziej odludne i lepiej nadające się do popełnienia tajemnej zbrodni”[20], jako pewną, odpowiedzialną i wiarygodną. Raczej, pod wpływem narratora, jesteśmy skłonni pomyśleć o rozmaitych omamach i przywidzeniach lub obawach przed włamaniem, ale nie bylibyśmy miłośnikami literatury grozy, gdybyśmy mimowolnie nie odczuli ledwie odczuwalnego dreszczu niepokoju….

[1] Joseph Sheridan Le Fanu, „Duch i nastawiacz kości” w: „Osobliwe zdarzenia”, przeł. Ewa Horodyska, C&T, 2017, s. 5.
[2] Tamże, s. 7.
[3] Joseph Sheridan Le Fanu, „Tajemnicza historia irlandzkiej hrabiny”, op.cit., s. 14.
[4] Joseph Sheridan Le Fanu, „Osobliwe zdarzenie z życia malarza Schalkena”, op.cit., s. 51.
[5] Joseph Sheridan Le Fanu, „Rozdział z dziejów pewnej rodziny z hrabstwa Tyrone”, op.cit., s. 78.
[6] Joseph Sheridan Le Fanu, „Martwy zakrystianin”, op.cit., s. 155.
[7] Joseph Sheridan Le Fanu, „Prawdziwa opowieść o nawiedzonym domu”, op.cit., s. 156-157.
[8] Joseph Sheridan Le Fanu, „Tajemnicza historia irlandzkiej hrabiny”, op.cit., s. 22.
[9] Joseph Sheridan Le Fanu, „Osobliwe zdarzenie z życia malarza Schalkena”, op.cit., s. 54.
[10] Joseph Sheridan Le Fanu, „Rozdział z dziejów pewnej rodziny z hrabstwa Tyrone”, op.cit., s. 83.
[11] Tamże, s. 88.
[12] Joseph Sheridan Le Fanu, „Tajemnicza historia irlandzkiej hrabiny”, op.cit., s. 23.
[13] Joseph Sheridan Le Fanu, „Rozdział z dziejów pewnej rodziny z hrabstwa Tyrone”, op.cit., s. 89.
[14] Joseph Sheridan Le Fanu, „Duch i nastawiacz kości”, op.cit., s.6.
[15] Joseph Sheridan Le Fanu, „Osobliwe zdarzenie z życia malarza Schalkena”, op.cit., s. 74.
[16] Joseph Sheridan Le Fanu, „Laura Srebrny Dzwoneczek”, op.cit., s. 119.
[17] Joseph Sheridan Le Fanu, „Martwy zakrystianin”, op.cit., s. 143.
[18] Tamże, s. 144.
[19] Tamże, s. 145.
[20] Joseph Sheridan Le Fanu, „Prawdziwa opowieść o nawiedzonym domu”, op.cit., s. 169.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1775
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: