Dodany: 12.09.2020 20:10|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Wśród kudłatych i łaciatych


Piękna fotografia na okładce, przywodząca na myśl jednego z bohaterów filmu Jean-Jacquesa Annauda „Dwaj bracia”, przyciąga wzrok i chwyta za serce każdego miłośnika przyrody. Jeśli się wie, że pod tą okładką kryje się opowieść kogoś, kto obcuje ze zwierzętami niemalże od urodzenia, a oprócz zajmowania się psami, kotami, kozłem, osiołkiem itd. potrafi „uratować niedźwiadka przed chorobą sierocą” i wie, „jakie pieszczoty najbardziej lubi nosorożec”*, nie sposób się oprzeć pokusie jej poznania.

Generalnie nie jestem zwolenniczką ogrodów zoologicznych – do dziś prześladują mnie zapamiętane z dzieciństwa widoki dużych drapieżników, spacerujących w kółko po klatkach o powierzchni może trzy na trzy metry (a jeśli nawet pięć na pięć, cóż to jest wobec przestrzeni, jakiej tygrysowi czy niedźwiedziowi trzeba w naturze? I jeśli ktoś mówi, że ze wzroku dzikiego zwierzęcia nie da się nic wyczytać, to się myli: w ich oczach było widać mieszaninę bezbrzeżnego smutku i desperacji) – ale ponieważ ich istnienie jest z pewnych względów niezbędne, chociażby po to, żeby pozwolić się rozmnażać zagrożonym gatunkom, dać dom emerytowanym czworonożnym cyrkowcom czy też ratować życie ofiarom rozmaitych kłusowników i przemytników, mam wielki szacunek dla pracy ludzi, którzy rozumieją potrzeby przebywających tam zwierząt i starają się im stworzyć jak najlepsze warunki. Autorka tej książki wraz z podległym sobie personelem zasłynęli z wielkiego oddania, z jakim zaopiekowali się przed kilku laty przywiezioną z Bieszczad osieroconą kilkumiesięczną niedźwiedziczką, a jeszcze większy rozgłos zyskali jesienią 2019 roku, ratując znajdujące się na krawędzi śmierci tygrysy z nielegalnego transportu. Oba te wydarzenia zyskały swoje miejsce w książce, a obok nich znalazły się historie jeszcze dwóch innych niedźwiedzi (byłego cyrkowca Baloo i staruszki Ewki, która pewnego pięknego dnia wprawiła cały personel w popłoch, wykopując z ziemi na swoim wybiegu bardzo niebezpieczny przedmiot) i jednego tygrysa, kilku wilków, stadka wielbłądów, nosorożca, słonia, foki, tapirzycy, sędziwej samicy gibbona, samca antylopy, pary długowłosych krów.

A to tylko niewielka część tego, co autorka ma do opowiedzenia. Pisze też co nieco o dzikich zwierzętach napotkanych na łonie przyrody (na przykład o parze zakochanych jenotów i o troskliwych, inteligentnych lochach, które, wpadłszy wraz ze stadkiem swoich warchlaków na kobietę z psem, wspaniałomyślnie zrezygnowały z natarcia na obce istoty… o czym te przekonały się dopiero po długiej panicznej ucieczce) i o ratowaniu takich, które cierpią prześladowania z rąk człowieka, choć mogłyby wokół niego spokojnie egzystować (jak koty, psy czy gołębie). Najpocześniejsze miejsce zajmują bowiem jej zwierzęcy domownicy (i przyjaciele zarazem), poczynając od dzieciństwa, poprzez czasy, gdy w kamienicy w centrum miasta prowadziła hodowlę eksperymentalną nowo stworzonego gatunku kotów, aż po zamieszkanie w podmiejskim gospodarstwie, gdzie znalazło się miejsce dla licznych czworonogów, włączając w to wspomnianych wcześniej kozła i osiołka.

Jeśli ktoś do tej pory nie wierzył, że zwierzęta myślą i doznają emocji, że każdy pies i każdy kot (i zapewne także każdy przedstawiciel innych gatunków, z którymi obcujemy na tyle rzadko, by nie móc dokonać obserwacji porównawczych) ma swój odrębny charakter – po przeczytaniu gawęd o zwierzęcych przyjaźniach, miłościach, antypatiach, o sposobach brania na litość albo terroryzowania opiekuna musi zmienić zdanie. Nie wyobrażam sobie, by było inaczej.

Ta momentami pełna humoru, a momentami smutna (bo przecież w naturze nikt nie żyje wiecznie – nawet najukochańsi muszą odejść, a zwierzęta… cóż, przeważnie żyją znacznie krócej niż my) opowieść ma jeszcze jedną zaletę w postaci sporej liczby fotografii, pochodzących głównie ze zbiorów własnych autorki i archiwum poznańskiego zoo; mnie najbardziej podobały się wszystkie przedstawiające niedźwiedzie, w szczególności niedźwiedziczkę Cisnę z jej przybranym psim bratem, a prócz nich portretowe ujęcia kotów oraz fotka dwóch domowników autorki, Henryczka i Amcia, z których pierwszy w całej swojej psiej osobie jest nieco mniejszych rozmiarów, niż sama morda drugiego.

Na tę uroczą lekturę namawiam wszystkich miłośników zwierząt… a właściwie chyba nawet nie muszę namawiać, bo o ile ich znam, to pewnie już sami ją kupili albo się zapisali na kolejkę w bibliotece…

* Ewa Zgrabczyńska, "Tygrysie serce: Moje życie ze zwierzętami", wyd. Znak, 2020, z okładki.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 606
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: