Dodany: 11.07.2020 16:40|Autor: Marioosh

Książka: Mocne uderzenie
Ćwirlej Ryszard

1 osoba poleca ten tekst.

Z sentymentu do PRL-u


Znalazłem w internecie określenie, że Ryszard Ćwirlej to prekursor kryminału neomilicyjnego – i niby co to ma znaczyć? Przedrostek „neo” świadczy o pewnej kontynuacji czy nowej, udoskonalonej wersji starego, poczciwego kryminału milicyjnego; mnie osobiście ta kontynuacja całkowicie nie przekonuje. W przaśnych i propagandowych książkach Anny Kłodzińskiej, Jerzego Edigeya czy Tadeusza Kosteckiego mieliśmy poważne śledztwa prowadzone w siermiężnych warunkach; „Mocne uderzenie” to nie kontynuacja, lecz karykatura tego nurtu. Tutaj milicjanci nie są takimi ideowcami jak choćby kapitan Szczęsny; gliniarze u Ćwirleja to poczciwe pijaczyny z nadwagą i nadmierną chęcią do wymachiwania pałą, szczytem zaś karykatury jest postać fanatycznego esbeka, który zamiast być demonem zła, jest żałosnym mazgajem i mydłkiem. Akcja jest niepotrzebnie rozmemłana wątkami pobocznymi, drażni częste używanie przez bohaterów poznańskiej gwary niezrozumiałej dla reszty świata i irytują pretensjonalne opisy, dialogi i wypowiedzi – trudno mi wyobrazić sobie opryszka mówiącego, że sprawa jest czysta jak glaca Gorbaczowa albo majora z umysłem nastawionym na analizę danych jak komputer Odra 1305. Najbardziej zaś rozczuliła mnie scena w której milicjanci obśmiewają kryminały Jerzego Edigeya i twierdzą, że takie książki robią dużo złego milicji – a tymczasem dużo wcześniej mamy takie coś: morderca wykonuje zamach, żeby roztrzaskać młotkiem głowę swojej ofierze, gdy wtem doskakuje do niego od tyłu porucznik Olkiewicz, powala na ziemię, wyrywa młotek z ręki, mówi, że następnym razem mu nogi z dupy powyrywa i puszcza wolno. Czyżby więc to „neo” oznaczało kontynuację siermiężności i przaśności, a udoskonaleniem ma być tylko element szyderczo-humorystyczny? To trochę mało, bo w takim razie nie ma tu żadnej innowacyjności; jest tylko pójście przetartym szlakiem. Jedyne, co dobre, to te dialogi w których bohaterowie niemalże przepowiadają przyszłość, czyli mówią o rychłym upadku socjalizmu lub remoncie Starego Browaru.

A przez wszystko przebija się jakiś niezrozumiały dla mnie sentyment do PRL-u czy wręcz jakaś tęsknota; gdy jednak widzę kolejki stojące przed Biedronką na 20 minut przed jej otwarciem, zastanawiam się, czy ten sentyment wciąż w narodzie nie tkwi. Zdarza mi się rozmawiać ze starszymi ludźmi wspominającymi, że za Gierka, panie, ho, ho, to były czasy – zawsze w takich momentach cytuję jedną z bajek la Fontaine'a: „Lepszy w wolności kąsek lada jaki, niźli w niewoli przysmaki” [1], nikt tego jednak jakoś nie rozumie albo rozumieć nie chce. Nie chcę w ciszy wyborczej uchodzić za czyjegokolwiek zwolennika, ale czy na tym sentymencie nie uprawia się dziś polityki? W końcu „po co wam wolność? Macie przecież chleb i igrzyska”[2], a idąc dalej „po co wam konstytucja? po co wam wolność słowa? po co wam niezależne media? Dostaliście przecież podwyżki, trzynastki, 500+, macie co jeść, a bronić was będą nowe myśliwce”.

Trochę się rozpędziłem, może niepotrzebnie ale bardzo mnie irytuje takie wspominanie z łezką w oku polowania na papier toaletowy czy wiary w to, że w czwartki rzucą kawę; w efekcie nie napisałem jeszcze ani słowa o treści tej książki – sęk tylko w tym, że mam wrażenie, jakby ta treść nie była tu aż tak bardzo ważna i czy czasami forma tej treści nie przerosła. Mamy zabójstwo dziewczyny na polu namiotowym na festiwalu w Jarocinie w 1988 roku, mamy prostackich milicjantów wierzących w siłę milicyjnej pały, przy pomocy której podejrzanego zmusi się do przyznania do czegokolwiek, mamy młody, nieskażony ideologią i ordynarnością milicyjny narybek ze szkoły w Szczytnie, mamy zaślepionego esbeka, który chce wykorzystać festiwal do realizacji swojej fanatycznej wizji... mamy nawet Jurka Owsiaka – i wszystko razem nie byłoby złe, gdyby nie pławiło się w otoczce schyłkowego, dogorywającego PRL-u. Czy więc warto po tę książkę sięgać? Chyba tylko z sentymentu za oryginalnym milicyjnym kryminałem; innym polecam pójść za radą majora Marcinkowskiego, czyli sięgnąć po Chandlera.

I jeszcze taka mała dygresja: pojawia się tu knajpa, której były właściciel nazywał się Duda, a jeden z sierżantów nazywa się Kaczyński...

[1] Jean de la Fontaine, „Pies i wilk”, tłum. Adam Mickiewicz, cytat z pamięci.
[2] Kult, „Po co wolność”, cytat z pamięci.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 220
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: