Dodany: 30.06.2020 11:52|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czego nas uczą pacjenci doktor G.?


Medycyna sądowa przeraża prawie wszystkich; większa część ludzkości po prostu nie wyobraża sobie, jak ktoś może dzień po dniu, rok po roku, trywialnie mówiąc, kroić trupy – choć przecież wie, że w wielu przypadkach jest to niezbędne dla ustalenia przyczyn śmierci, a co za tym idzie, dla pociągnięcia do odpowiedzialności kogoś, kto okaże się za tę śmierć odpowiedzialny, lub przeciwnie, do zdjęcia odpowiedzialności z kogoś, kogo za nią niesłusznie obwiniano. Nawet wśród zapamiętałych miłośników kryminałów są tacy, którzy odwracają się od telewizora lub przewracają kartkę na drugą stronę, gdy zaczyna się sekcja ofiary przestępstwa; nawet wśród studentów medycyny są tacy, którzy zakończywszy zajęcia z tego przedmiotu, obiecują sobie już nigdy w życiu nie wejść na salę sekcyjną (czy słowa dotrzymają, to inna sprawa, bo czasem zostają zmuszeni – na przykład, gdy pacjent umrze w szpitalu z przyczyn niezupełnie jasnych). Ale przecież skoro już taka praca istnieje, ktoś ją musi wykonywać, i lepiej, by był to ktoś, kto ją może nie tyle lubi, ale rozumie jej cel i czuje powołanie, by jak najlepiej ten cel zrealizować.

To prawda, że wynik sekcji zmarłemu już nic nie pomoże, ale… medycyna sądowa służy także żywym, o czym przekonuje czytelników doktor Jan Garavaglia, znana z emitowanego swego czasu również w Polsce serialu dokumentalnego „Doktor G. – lekarz sądowy”. I w tym przypadku nie chodzi o rodziny ofiar przestępstw, w przypadkach których wynik sekcji pomógł ustalić i ukarać sprawcę, lecz o nas wszystkich. Jak to możliwe?
Autorka opisuje kilkadziesiąt sytuacji, które z pozoru nie mają ze sobą nic wspólnego poza tym, że ich bohaterowie nie żyją.

Niespełna półtoraroczny chłopczyk wetknął głowę między stelaż kojca a jego zabezpieczenie, co odcięło mu dopływ powietrza do płuc.
Kilkuosobowa rodzina zatruła się śmiertelnie spalinami, bo ich gość zapomniał zgasić silnik w aucie wstawionym do garażu.
Czterdziestoparoletnia kobieta nie ufała lekarzom, uważając, że troskliwa opieka męża starczy, by wyleczyć ją z cukrzycy z powikłaniami, lecz zabiła ją gangrena kończyn.
Krewki turysta potężnej budowy zdenerwował się na obsługę hotelowej restauracji, wybiegł wzburzony i po chwili padł martwy.
Dziesięciolatek, otrzymawszy lek na ADHD, był coraz bardziej otępiały i senny, aż pewnego dnia się nie obudził.
Wysportowanemu mężczyźnie w kwiecie wieku zrobiła się na plecach krostka, wzięta za ugryzienie pająka, a po paru tygodniach zmarł w gwałtownych cierpieniach, zanim go dowieziono do szpitala…

Nic wspólnego? Ależ mają: ci wszyscy ludzie nie musieli umrzeć. W każdym razie nie akurat w danym momencie. Bo gdyby ktoś się nie ociągał z pójściem do lekarza… gdyby ktoś sprawdził, czy nazwa leku na opakowaniu jest na pewno taka sama, jak tego, który zapisał lekarz na recepcie… gdyby ktoś nie był niedbały, roztargniony, bez wyobraźni… gdyby jeden nie siadał za kierownicę po alkoholu, inny nie faszerował się bez umiaru suplementami diety, a jeszcze inny nie palił przez lata papierosów… Z każdej z tych historii „doktor G.” wyciąga stosowny morał i robi czytelnikom wykład, jak powinni unikać danego zagrożenia.

Część porad jest dostosowana ewidentnie do warunków amerykańskich (zwłaszcza w rozdziałach „Dr Strach” i „Kod niebieski”), a większość przedstawiona jest wręcz łopatologicznie, wskutek czego czytelnik, który ma trochę rozeznania w tematyce zdrowotnej, może się poczuć nieco zniecierpliwiony, że mu się takie proste rzeczy do głowy wkłada. Ale z drugiej strony, wszak powtórka pewnych zasad nikomu nie zaszkodzi, zwłaszcza gdy istnieje szansa, że choć jednej osobie spośród czytających takie przypomnienie pomoże przedłużyć życie. Bo, jasne, wszyscy i tak umrzemy – lecz po co umierać za wcześnie?


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 327
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: