Niemieckie małżeństwo z „Na wieży” Gerta Hofmanna podczas zwiedzania Sycylii przypadkowo trafia do Dikaiarchaeii. Turyści rzadko tu przyjeżdżają, bo w miasteczku nie ma ani dostępu do morza, ani żadnych zabytków. Na domiar złego wszystko jest zdewastowane i przerażająco brudne. Młodzi Niemcy już po kilku minutach czują obrzydzenie, ale nie mogą uciec, bo ich samochód z popsutym sprzęgłem stoi w miejscowym warsztacie. Wynajmują więc pokój w hotelu – lecz cóż to jest za pokój! Ciasny, duszny, bez łazienki, z łóżkiem, po którym łażą insekty.
Jakby tych nieszczęść było mało, małżonków nagabuje plujący śliną i ociekający potem Włoch. Mówi on biegle po niemiecku, przedstawia się jako kustosz i zmusza ich do zwiedzania okolicy. Wloką się więc w obezwładniającym upale i oglądają wątpliwe atrakcje, takie jak rynek, cuchnąca wieża i nieczynny już dom podrzutków. W murze otaczającym ten dom widnieje otwór przeznaczony do zostawiania niechcianych noworodków. Niejedna matka wykorzystywała Okno Życia do pozbycia się starszego dziecka. A ponieważ kilkulatki broniły się i nie mieściły w malutkiej dziurze, nierzadko lądowały po drugiej stronie z pokaleczoną głową i połamanymi kończynami.
Powieść ma formę pamiętnika pisanego przez Niemca. Uwagę zwraca dość oryginalny styl. Narrator używa mnóstwa wykrzykników, często okazuje emocje i wciąż narzeka na kustosza, ale swoich niegodziwości nie dostrzega. To człowiek pozbawiony moralności; gdyby urodził się kilkadziesiąt lat wcześniej, na pewno bez cienia refleksji zabijałby „podludzi”. Lubi w wakacje przyjeżdżać na Południe i patrzeć na nędzę ludzką, a także wykorzystywać seksualnie dzieci. Płaci tym dzieciom, więc w swoim mniemaniu nie czyni im krzywdy. A jak traktuje żonę! Dowiedziawszy się, że Maria jest w odmiennym stanie, wpada w szał. Żąda, by usunęła ciążę, skakała po kamienistej drodze i robiła różne rzeczy, które mogłyby sprowokować poronienie. Posuwa się nawet do przemocy:
„Objąłem ją silnie wpół i moimi długimi, w każdym razie nieco dłuższymi niż jej i mocniejszymi nogami robię nagle duży krok, skaczę nieomal i szarpię ją, ciągnę i porywam za sobą. Nie spodziewała się tego i zaczyna krzyczeć, potyka się, ba, upada”.
Agresja wobec ciężarnej nie jest jednymi okrucieństwem przedstawionym w powieści. Znajdziemy tu także wątek dzieci znęcających się nad zwierzęciem, a w zakończeniu autor mówi o kolejnym barbarzyństwie. Wyjaśnia się, dlaczego wokół wieży stoją krzesła i w jak kontrowersyjny sposób mieszkańcy miasteczka próbują zwabić turystów. Gert Hofmann dość ostro krytykuje zarówno ludzi takich jak kustosz, jak i gości z bogatych krajów, którzy żądają coraz to nowych atrakcji i lubią sycić oczy cudzym nieszczęściem.
W „Na wieży” panuje klimat jakby z koszmaru sennego. Wszystkie opisane miejsca są skrajnie ohydne. Postacie zachowują się dziwnie, dorośli tupią nogami albo klaszczą w ręce, kustosz wciąż dotyka swoich miejsc intymnych i nikogo to nie szokuje. W Dikaiarchaeii króluje bezprawie, nikt nie wzywa policji, by zbadała okoliczności wypadku, a osób ginących w podejrzanych okolicznościach nie ogląda lekarz sądowy. Powieść jest oryginalna, niepokojąca i mocno działa na wyobraźnię. Warto po nią sięgnąć, mimo że pozostawia czytelnika w przykrym nastroju i zniechęca do podróżowania na Sycylię.
Na wieży (
Hofmann Gert)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.